Kajaki (KT)

13 1 0
                                    


"Zamyśliłem się nad tym. Zdarzało mi się wspinać po stromych ścianach, ale nie przepadałem za tym. Następnie obejrzałem się na Thalię i zobaczyłem, że pobladła. Jej lęk wysokości...Ona sobie tu nie poradzi.

- Nie - powiedziałem. - Myślę, że powinniśmy pójść dalej w górę rzeki.

- Ale... - zaczął mój przyjaciel.

Ponownie zerknąłem na Thalię. Jej oczy rzuciły mi krótkie "dziękuję".

[...]

- Musimy popłynąć w górę rzeki - powiedziała Zoe. To były jej pierwsze słowa od złomowiska i zmartwiło mnie, że jej głos brzmiał fatalnie, jakby miała ciężką grypę. - Ale prąd jest tu za szybki.

- Zostaw to mnie - odparłem.

Przenieśliśmy kajaki nad wodę. 

Thalia odciągnęła mnie na bok, kiedy wyjmowaliśmy wiosła.

- Dzięki za wsparcie.

- Nie ma sprawy.

- Ty na serio możesz... - wskazała na bystrza - no, wiesz...

- Tak myślę. Zwykle nieźle sobie radzę z wodą.

- Popłyniesz z Zoe? - zapytała. - Myślę, że powinieneś z nią porozmawiać.

- Nie spodoba się jej to.

- Proszę. Nie wiem, czy wytrzymam z nią w jeden łódce. Ona... Zaczynam się o nią martwić.

Była to ostatnia rzecz, na jaką miałem ochotę, ale się zgodziłem.

Thalia się rozluźniła.

- Masz u mnie przysługę.

- Dwie.

- Półtorej - odpowiedziała.

Uśmiechnęła się i przez moment przypomniałem sobie, że w sumie ją lubię, kiedy na mnie nie wrzeszczy. Odwróciła się i pomogła Groverowi zepchnąć ich kajak na wodę.

Okazało się, że nie muszę nawet kontrolować prądów. Gdy tylko znaleźliśmy się na rzece, zobaczyłem przyglądającą mi się grupę najad. Wyglądały jak zwyczajne nastolatki, które można spotkać w każdym centrum handlowym, tyle, że siedziały pod wodą.

Hej, powiedziałem.

Odpowiedziały bulgoczącym dźwiękiem, który wziąłem za śmiech. Ale nie byłem pewny. Z najadami trudno się rozmawia.

Płyniemy w górę rzeki, powiedziałem im. Myślicie, że mogłybyście...

Zanim zdążyłem dokończyć pytanie, najady zaczęły popychać nasze łódki pod prąd. Ruszyliśmy tak prędko, że Grover wywinął kozła i wierzgał kopytami w powietrzu.

- Nienawidzę najad - mruknęła ponuro Zoe.

Zza kajaka wystrzelił strumień wody i trafił ją prosto w twarz. 

- Diablice! - sięgnęła po łuk.

- Daj spokój - powiedziałem. - One się tylko bawią.

- Przeklęte duchy wodne. Nigdy mi nie wybaczą.

- Nie wybaczą czego? 

Zarzuciła łuk z powrotem na ramię.

- To było dawno temu. Nie ważne.

Środkiem wysokiego kanionu pędziliśmy w górę rzeki.

- To, co się stało z Bianką, to nie twoja wina - powiedziałem jej. - Tylko moja. To ja jej pozwoliłem tam wleźć.

Uznałem, że w ten sposób dam Zoe okazję do wywrzeszczenia się na mnie. To mogłoby pomóc jej się otrząsnąć.

- Nie, Percy. To ja namówiłam ją na te misję. Bardzo tego chciałam. Ona była potężnej krwi. Poza tym miała dobre serce. Pomyślałam... że mogłaby zostać następnym porucznkiem.

- Przecież ty jesteś porucznikiem.

Zacisnęła palce na rzemieniu przytrzymującym kołczan. Wyglądała na bardziej zmęczoną, niż kiedykolwiek.

- Nic nie trwa wiecznie, Percy. Przez ponad dwa tysiące lat dowodziłam Łowami i nic od tego nie zmądrzałam. A teraz sama Artemida znalazła się w niebezpieczeństwie.

- Przecież to nie twoja wina.

- Gdybym się uparła, żeby pójść z nią...

- Myślisz, że byłabyś w stanie pokonać coś tak potężnego, że zdołało porwać Artemidę? Nic nie byłabyś w stanie zrobić.

Zoe nie odpowiedziała.

[...]

Nie wiele myśląc, wydobyłem z kieszeni Orkan. Zoe spojrzała na długopis, a na jej twarzy odmalowało się cierpienie.

- To twoje dzieło - powiedziałem.

- Kto ci powiedział?

- Miałem sen.

Przyglądała mi się uważnie. Byłem pewny, iż powie mi, że zwariowałem, ale ona tylko westchnęła.

- To był dar. I błąd.

- Kim był ten heros? - zapytałem.

Zoe potrząsnęła głową.

- Nie każ mi wymawiać jego imienia. Przysięgłam, że nigdy więcej nie przejdzie ono przez moje usta.

- Mówisz tak, jakbym miał je znać.

- Ależ znasz je z pewnością, herosie. Czyż wy wszyscy, młodzieńcy, nie chcecie być tacy jak on?

W jej głosie pobrzmiewała taka gorycz, że wolałem się nie dopytywać dalej. Spojrzałem na Orkan i po raz pierwszy zastanowiłem się, czy ten miecz nie jest przeklęty.

- Twoja matka była wodną boginką? - zapytałem.

- Tak, Plejone. Miała pięć córek. Moje siostry i mnie. Hesperydy.

- To te dziewczyny, co mieszkały w ogrodzie na krańcu Zachodu. Drzewo ze złotymi jabłkami i smok stojący na straży.

- Tak - powiedziała melancholijnie Zoe. - Ladon.

- Czy tych sióstr nie było tylko cztery?

- Teraz tak. Ja zostałam wygnana. Zapomniana. Wykreślona, jakbym nigdy nie istniała.

- Dlaczego?

Łowczyni wskazała mój długopis.

- Ponieważ zdradziłam moją rodzinę i pomogłam herosowi. Nie znajdziesz tego w mitach. On nigdy o mnie nie wspomniał. Po tym, jak nie powiódł się otwarty atak na Ladona, podsunęłam mu pomysł, jak ukraść jabłka i oszukać mojego ojca, ale to on zebrał wszystkie laury." 

Klątwa Tytana, strona 201-204

Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy : Moje ulubione momenty i cytaty 📚Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz