Powrót (OO)

9 0 0
                                    

"W każdym razie tego dnia na czatach stał Connor Hood z domku Hermesa. Na mój widok podekscytował się do tego stopnia, że spadł z drzewa. Następnie zadął w konchę, aby dać znak obozowi, i podbiegł, żeby mnie powitać.

[...]

- Percy! Bogą niech będzie dzięki! Ale gdzie...

Zaraz za nim biegła Annabeth i muszę przyznać, że moje serce nieco zwolniło w piersi na jej widok. Wcale nie starała się wyglądać dobrze. Ostatnio byliśmy na tylu wyprawach wojennych, że rzadko czesała porządnie swoje jasne, kręcone włosy, no i nie przejmowała się ciuchami - zazwyczaj miała na sobie ten sam stary pomarańczowy podkoszulek obozowy i czasami również spiżową zbroję. Oczy miała w kolorze sztormu. Zazwyczaj trudno nam było nawet porozmawiać przez chwilę bez prób uduszenia siebie nawzajem. A jednak na sam jej widok poczułem lekki zawrót głowy. Ostatniego lata, zanim Luke zamienił się w Kronosa i wszystko się popsuło, zdarzały się takie chwile,  kiedy myślałem, że może... no, że może uda nam się przejść poza fazę "duszenia się nawzajem".

- Co się stało? - chwyciła mnie za ramię. - Czy Luke...

- Statek wyleciał w powietrze - odparłem. - On nie został zniszczony. Nie wiem, gdzie...

Przez tłum przepchnęła się Silena Beauregard. Włosy miała w nieładzie, nie zrobiła nawet makijażu, co nie było w jej stylu.

- Gdzie jest Charlie? - zapytała ostro, rozglądając się dookoła, jakby podejrzewała, że się gdzieś ukrył.

Spojrzałem bezradnie na Chejrona.

Stary centaur odchrząknął.

- Sileno, moja droga, porozmawiajmy o tym w Wielkim Domu...

- Nie. - wymamrotała. - Nie. Nie.

Rozpłakała się, a my wszyscy staliśmy dookoła, zbyt oszołomieni, żeby cokolwiek powiedzieć. Straciliśmy tego lata tylu ludzi, ale to było najgorsze. Bez Beckendorfa czuliśmy się tak, jakby ktoś ukradł kotwicę utrzymującą cały obóz w miejscu.

W końcu do przodu wystąpiła Clarisse z domku Aresa. Objęła Silenę ramieniem. To była najdziwniejsza przyjaźń świata - córka boga wojny i córka bogini miłości - ale odkąd Silena udzieliła jej ostatniego lata rad w kwestii jej pierwszego chłopaka, wojowniczka uznała się za osobistego ochroniarza córki Afrodyty.

Clarisse miała na sobie krwistoczerwoną zbroję, a ciemne włosy związała bandaną. Była wysoka i zbudowana potężnie, jak rugbista, miała wiecznie skrzywioną twarz, ale odezwała się do Sileny łagodnym tonem.

- Chodź, dziewczyno - powiedziała. - Chodźmy do Wielkiego Domu. Zrobię ci gorącej czekolady.

Wszyscy się odwrócili i odeszli dwójkami i trójkami, wracając do domków. Nikt już nie chciał ze mną rozmawiać. Nikt nie chciał słuchać o wysadzonym w powietrze statku.

Zostali tylko Chejron i Annabeth.

Moja przyjaciółka otarła łzę z policzka.

- Tak się cieszę, że nie zginąłeś , Glonomóżdżku.

- Dzięki - odparłem. - Ja też."


Ostatni Olimpijczyk, strona 45-48

Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy : Moje ulubione momenty i cytaty 📚Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz