"Ktoś walił w moje drzwi, po czym do środka wpadł Grover, nie czekając na pozwolenie.
- Percy! - wybełkotał. - Annabeth...na wzgórzu...ona...
Wyraz jego oczu powiedział mi, że coś jest bardzo, ale to bardzo nie w porządku. Annabeth trzymała tej nocy wartę, pilnując Runa. Jeśli cokolwiek się stało...
Zrzuciłem koc, czując, że krew zamarza mi w żyłach na lód. Błyskawicznie założyłem jakieś ciuchy, podczas gdy Grover usiłował wydobyć z siebie choć jedno sensowne zdanie, ale był na to zbyt oszołomiony. Ledwie łapał powietrze.
- Ona tam leży...tylko leży...
Wybiegłem i pognałem przeze centralny dziedziniec, a Grover dreptał mi po piętach. Dopiero wstawał świt, ale cały obóz najwyraźniej był już na nogach. Wieści się roznosiły. Coś wielkiego się wydarzyło. Kilkoro obozowiczów biegło już w kierunku wzgórza: satyrowie, nifmy i herosi w dziwacznym pomieszaniu zbroi i piżam.
Usłyszałem za sobą tętent kopyt: to Chejron przygalopował ku nam z posępną miną.
- To prawda? - spytał Grovera.
Grover zdołał jedynie skinąć głową, wzrok miał mętny.
Usiłowałem dowiedzieć się, co się stało, ale Chejron chwycił mnie za rękę i bez trudu wsadził sobie na grzbiet. Razem pognaliśmy w górę zbocza, gdzie zaczynał się już zbierać niewielki tłum.
Spodziewałem się, że na sośnie nie będzie Runa, ale ono nadal tam wisiało, połyskując w pierwszych promieniach jutrzenki. Burza osłabła, zalewając niebo krwistoczerwoną poświatą.
- Przeklęty król Tytanów - powiedział Chejron. - Znów nas oszukał, dając sobie kolejną możliwość uzyskania kontroli nad przepowiednią.
- Co ma pan na myśli? - zapytałem.
- Runo - odrzekł. - Runo spełniło swoją rolę aż za dobrze.
Popędziliśmy znowu do przodu, a wszyscy uskakiwali nam z drogi. Pod sosną leżała nieprzytomna dziewczyna. Koło niej klęczała druga, odziana w grecką zbroję.
Krew szumiała mi w uszach. Nie byłem w stanie normalnie myśleć. Ktoś zaatakował Annabeth? Ale w takim razie dlaczego Runo jest wciąż na swoim miejscu?
Sama sosna wyglądała doskonale, była cała i zdrowa, nasycona istotą Złotego Runa.
- Wyleczyło drzewo - powiedział Chejron chrapliwie. - Ale trucizna nie była jedyną rzeczą, którą usunęło z sosny,
W tym momencie uświadomiłem sobie, że to nie Annabeth leży pod drzewem. Ona była tą dziewczyną w zbroi, klęczącą obok nieprzytomnej. Kiedy nas zobaczyła, podbiegła do Chejrona.
- To...ona...zupełnie nagle...
Po policzkach ciekły jej łzy, a ja wciąż nie pojmowałem. Byłem zbyt oszołomiony, żeby cokolwiek zrozumieć. Zeskoczyłem z grzbietu Chejrona i pobiegłem w stronę nieprzytomnej dziewczyny.
- Percy, zaczekaj! - zawołał Chejron.
Ukląkłem przy jej boku. Miała krótkie czarne włosy i lekko piegowaty nos. Zbudowana była jak długodystansowa biegaczka, zwinna i silna, a sądząc po ubraniu była trochę punkówą, a trochę gotką: czarna koszulka, czarne wystrzępione dżinsy i skórzana kurtka z przypinkami mnóstwa zespołów, o których nawet nie słyszałem.
Nie była z obozu. Nie rozpoznawałem w niej nikogo z domków. A jednak miałem dziwne wrażenie, że już ją kiedyś widziałem...
- To prawda - powiedział Grover, wbiegając zadyszany na wzgórze. - Nie wierzę...
Nikt inny nie podchodził do dziewczyny.
Położyłem jej rękę na czole. Miała zimną skórę, ale w palcach czułem lekkie mrowienie, tak jakbym dotknął czegoś gorącego.
- Potrzeba jej nektaru i ambrozji - powiedziałem.
Dziewczyna zdecydowanie była półkrwi, niezależnie od tego, czy należała do obozu, czy nie. Wystarczyło mi jej dotknąć, żeby to poczuć. Nie miałem pojęcia, dlaczego wszyscy są tacy przerażeni.
Wziąłem ją w ramiona i uniosłem do pozycji siedzącej, opierając o siebie jej głowę na ramieniu.
- Hej! - zawołałem do pozostałych. - Co wam wszystkim się stało? Trzeba ją zanieść do Wielkiego Domu!
Nikt się nie poruszył, nawet Chejron. Wszyscy stali jak zamurowani.
W tej chwili dziewczyna odetchnęła słabo. Zakaszlała i otworzyła oczy.
Miała niewiarygodnie niebieskie tęczówki - jaskrawo niebieskie.
Dziewczyna spojrzała na mnie w osłupieniu, drżąc i rozglądając się dziko dookoła.
- Kim...
- Jestem Percy - powiedziałem. - Jesteś bezpieczna.
- Miałam przedziwny sen...
- Wszystko w porządku.
- Umierałam.
- Nie - zapewniłem ją. - Żyjesz. Jak masz na imię?
To był ten moment, w którym zrozumiałem. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć.
Błękitne oczy dziewczyny przewiercały mnie na wylot i zrozumiałem, o co chodziło w tym poszukiwaniu Złotego Runa. W zatruciu drzewa. We wszystkim. Kronos zaplanował to wszystko, po to, żeby wprowadzić do gry jeszcze jedną figurę - kolejną możliwość uzyskania kontroli nad przepowiednią.
Nawet Chejron, Annabeth i Grover, którzy powinni cieszyć się z tego, co się stało, byli zbyt oszołomieni i zbyt pochłonięci myślą, jakie to może mieć znaczenie dla przyszłości. A ja trzymałem w ramionach osobę, której przeznaczeniem było zostać albo moją najbliższą przyjaciółką, albo też moim najgroźniejszym wrogiem.
- Jestem Thalia - powiedziała dziewczyna. - Córka Zeusa."
Morze Potworów, strona 273-276
CZYTASZ
Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy : Moje ulubione momenty i cytaty 📚
FanfictionCześć! W tej książce możecie znaleźć moje ulubione fragmenty i cytaty z pierwszej serii Ricka Riordana "Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy". Każdy rozdział to inny cytat lub moment, specjalnie przeze mnie zatytułowany. W nawiasie obok tego tytułu...