Toalety (ZP)

12 1 0
                                    

"Nagle skądś dobiegło nas głośne wołanie.
- Ej! Nowy!
Spojrzałem w kierunku, z którego dochodził głos. Ku nam zmierzała ta wysoka z brzydkiego czerwonego domku. Za nią szły trzy inne dziewczyny, wszystkie mocno zbudowane, nieładne i chyba wredne. I wszystkie były ubrane w moro.
- Clarisse - westchnęła Annabeth. - Może poszłabym wyczyścić włócznie albo coś?
- Pójdę, Księżniczko - odparła wysoka dziewczyna. - Muszę mieć czym cię przeszyć w piątek wieczorem.
- Erre es korakas! - odpowiedziała jej Annabeth, a ja jakimś cudem zrozumiałem, że znaczyło to po grecku "idź do kruków", aczkolwiek miałem wrażenie, że to gorsze przekleństwo niż się wydawało. - Nie masz szans.
- Zetrzemy cię na proch - powiedziała Clarisse, ale jej oczy uciekały nieco w bok. Może nie była pewna, czy spełni tę groźbę. - Co to za chuchro?
- Percy Jacksonie - oznajmiła Annabeth.- poznaj Clarisse, córkę Aresa.
Zamrugałem.
- Znaczy...boga wojny?
Clarisse zaśmiała się pogardliwie.
- Coś ci się nie podoba?
- Nie - odpowiedziałem, odzyskując rozum. - Ale tłumaczy ten smród.
Clarisse warknęła.
- Nowi muszą przejść przez rytuał inicjacyjny, Persiu.
- Percy.
- Wszystko jedno. Chodź, pokaże ci.
- Clarisse... - zaczęła Annabeth.
- Nie wtrącaj się, mądralo.
Annabeth sprawiała wrażenie urażonej, ale nie wtrącała się, a ja wcale nie chciałem jej pomocy. Byłem nowy. Musiałem zapracować na reputację.
Podałem Annabeth mój róg Minotaura i szykowałem się do walki, ale zanim się zorientowałem, Clarisse trzymała mnie za kark i ciągnęła w kierunku budynku z szarego kamienia, który już z daleka wyglądał jak łazienki.
Kopałem i waliłem ją pięściami, bo w końcu biłem się nie jeden raz w życiu, ale Clarisse miała żelazny uchwyt. Zawlekła mnie do łazienki dla dziewczyn. Po jednej stronie był tam szereg kabin toaletowych, a po drugiej przysznice. Zapach przypomniał publiczne szalety, a ja myślałem - o ile mogłem myśleć w miażdżącym uścisku Clarisse - że skoro to miejsce należy do bogów, to mogliby się postarać o bardziej eleganckie kible.
Przyjaciółki Clarisse ryczały że śmiechu, a ja usiłowałem odnaleźć w sobie tę siłę, którą odkryłem podczas walki z Minotaurem, ale nie byłem w stanie.
- To ma być niby kandydat do "Wielkiej Trójki"? - powiedziała szyderczo Clarisse, popychając mnie do jednej z kabin. - Już to widzę. Minotaur pewnie padł ze śmiechu na jego widok.
Jej towarzyszki zachichotały złośliwe.
Annabeth stanęła w kącie, zerkając ukradkiem przez palce. Clarisse zmusiła mnie do uklęknięcia i zaczęła mi wpychać głowę do miski klozetowej. Śmierdziało tam rdzą, a poza tym zwyczajnie kiblem. Usiłowałem utrzymać twarz w górze. Patrzyłem na brudną wodę, powtarzając sobie, że nie dam nura. Nie dam.
I wtedy coś się stało. Poczułem, jakby coś nie skręciło w żołądku. Usłyszałem ryk w rurach, a kabina zadrżała. Uchwyt Clarisse nieco zelżał. Z koleztu wystrzelił słup wody, wyginając się w łuk nad moją głową, a zaraz potem leżałem na posadzce, a koło mnie darła się Clarisse.
Odwróciłem się na czas, żeby zobaczyć kolejną falę wody wystrzelającą z wody i uderzającą Clarisse w twarz tak mocno, że upadła na tyłek. Strumień wody zatrzymał się na niej, jakby ktoś wycelował w nią ogrodowego węża, popychając ją w kierunku przyszniców.
Walczyła, chwytając powietrze, a jej przyjaciółki rzuciły się jej na pomoc. W tej samej chwili wszystkie tolaety wystrzeliły strugami wody i sześć strumieni zatrzymało dziewczyny w miejscu. Przysznice też się ożywiły, a wszystkie te zjednoczone siły wody wypchnęły w końcu bojowe dziewczyn z łazienki, jak fale morskie śmieci na brzeg.
Jak tylko znalazły się poza łazienką, poczułem, że ten węzeł w moim żołądku rozluźnia się, a woda jak na komendę przestała płynąć.
Łazienka była całkowicie zalana, woda nie oszczędziła nawet Annabeth, którą zamoczyło, ale nie wymiotło na zewnątrz. Stała w tym samym miejscu, gdzie wcześniej, wpatrując się we mnie z zdumieniem.
Spojrzałem wokół siebie i zorientowałem się, że siedzę w jednym suchym miejscu w całym pomieszczeniu. Wokół mnie był okrąg suchej posadzki. Na moje ubranie nie spadła nawet jedna kropla wody. Nic.
Wstałem, czując, że nogi mi się trzęsą.
- Jak ty to...- odezwała się Annabeth.
- Nie wiem.
Podeszliśmy do drzwi. Na zewnątrz Clarisse i jej przyjaciółki leżały w błocie, a wokół ich gromadzili się gapie. Włosy Clarisse przyczepiły się do jej twarzy. Kurtka ociekała cuchnącą wodą. Dziewczyna posłała mi nienawistne spojrzenie.
- Już nie żyjesz, chłoptasiu. Jesteś trupem.
Zapewne powinienem był sobie odpuścić, ale nie wytrzymałem.
- Chcesz jeszcze łyk wody z kibla, Clarisse? Nie? To się zamknij.
Jej przyjaciółki musiały ją powstrzymać. Pociągnęły ją w stronę piątki, a przyglądający się obozowicze ustępowali miejsca, żeby nie oberwać kopniaka.
Annabeth nie przestawała się na mnie gapić. Nie miałem pojęcia, czy jest obrzydzona, czy też wściekła na mnie za to, że ją oblałem.
- Co? - zapytałem buńczucznie.- O czym tak myślisz?
- Myślę - odpowiedziała - że chce cię w swoim zespole na zdobywanie sztandaru."

Strona 89-92, "Złodziej Pioruna "

Strona 89-92, "Złodziej Pioruna "

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy : Moje ulubione momenty i cytaty 📚Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz