Mój jedyny słaby punkt (OO)

22 0 0
                                    


" - Zaczekaj tam - powiedziałem do Annabeth.

- Nie powinieneś iść sam, Percy.

- Wiesz, jeśli umiesz oddychać pod wodą...

Westchnęła.

- Denerwujesz mnie czasami.

- Na przykład teraz? Zaufaj mi, nic mi się nie stanie. Noszę teraz przekleństwo Achillesa. Jestem niezwyciężony i w ogóle.

Annabeth nie wyglądała na przekonaną.

- Uważaj na siebie. Nie chcę, żeby ci się coś stało. No wiesz... Potrzebujemy cię w bitwie.

Uśmiechnąłem się.

- Wracam migiem.

[...]

Zaśmiał się.

- Jak chcesz to zrobić?

Wyciągnąłem miecz.

- Percy - odezwała się Annabeth. - Pójdę z tobą proszę.

- To zbyt niebezpieczne - odparłem. - A poza tym musisz pomóc Michaelowi koordynować linię obrony. Ja odciągnę potwory. Wy przegrupujecie się tutaj. Potem zabierzecie się za wystrzeliwanie potworów,  a ja będę odciągał ich uwagę. Jeśli ktokolwiek jest zdolny to zrobić, to właśnie wy.

Michael prychnął.

- Wielkie dzięki.

Spojrzałem na Annabeth.

Przytaknęła niechętnie.
- Niech ci będzie. Idź już.

Odezwałem się, zanim zdążyłem stchórzyć.

- Nie dostanę całusa na szczęście? To już taka tradycja, nie?

Myślałem, że mnie spoliczkuje. Ona jednak wyciągnęła swój sztylet i spojrzała na maszerującą ku nam armię.

- Wróć żywy, Glonomóżdżku. Wtedy zobaczymy.

[...]

Wokół nasady każdego z ostrzy kołysały się naszyjniki z paciorków. Uświadomiłem sobie, że są to paciorki Obozu Herosów zabrane pokonanym półbogom.

Rozwścieczyło mnie to do tego stopnia, że moje oczy zapłonęły chyba tak samo jak ślepia Minotaura. Uniosłem miecz. Potworna armia wydała okrzyk zachęty dla bykołaka, ale wrzask zamarł, kiedy uskoczyłem przed pierwszym ciosem i przeciąłem topór na pół - dokładnie między ostrzami.

[...]

Odwróciłem się ku jego armii. Ich przewaga liczyła teraz mniej więcej sto dziewięćdziesiąt dziewięć do jednego. Zrobiłem jedyną rzecz, która wydawała mi się naturalna. Zaatakowałem.

Zapytacie zapewne, jak działa ta "niezwyciężoność" - czy unikałem w magiczny sposób ciosów, czy też broń uderzała we mnie, nie robiąc mi krzywdy. Prawdę mówiąc, nie pamiętam. Wiedziałem tyle, że nie mogę tych potworów wpuścić do mojego miasta.

[...]

Annabeth i ja walczyliśmy ramię w ramię, obróceni w różne strony. Nade mną przemknął cień i odważyłem się spojrzeć w górę. Mroczny i Szarlotka pikowali w dół, kopiąc naszych przeciwników w hełmy i natychmiast odlatując niczym gigantyczne gołębie kamikadze.

Udało nam się dotrzeć niemal do połowy mostu, kiedy wydarzyło się coś dziwacznego. Poczułem nagły dreszcz grozy. Za sobą usłyszałem krzyk bólu mojej przyjaciółki.

- Annabeth! - odwróciłem się w chwili, kiedy upadała, chwyciwszy się za rękę. Nad nią stał heros z zakrwawionym nożem.

W mgnieniu oka zrozumiałem, co się stało. On usiłował zranić mnie. Trzymał ostrze tak, że mógł mnie trafić - może przez czysty przypadek - w sam krzyż, mój jedyny słaby punkt.

Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy : Moje ulubione momenty i cytaty 📚Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz