Rano. Do mojej siostry ktoś dzwonił.
- To Wiktor? - zapytałam.
- Tak... Nie mogę mu powiedzieć... Przecież on nas zostawi.
- Matylda, zrobisz co zechcesz, ale powinnaś być z nim szczera. Podwieźć cię do szpitala?
- Tak, ale muszę jeszcze jakoś załatwić widzenie z Krzyśkiem...
- Tym się nie martw. Ja i Marek zajmiemy się tym. Dzisiaj od razu po pracy pojedziemy na badania. Może uda się nam się uratować małą bez pomocy tego...
- Dzięki, siostra.
Kilka godzin później
- Marek, wiesz ile będziemy musieli czekać na te wszystkie zgody? Nie mamy czasu.
- Fakt, ale obejdziemy przepisy.
- Jak?
- Mam dobrego kumpla, który jest przełożonym w zakładzie karnym w którym jest Zapała.
- Wątpię, że nagnie przepisy.
- Normalnie by tego pewnie nie zrobił, ale wisi mi przysługę, więc w ciągu 2-3 dni będę mógł pogadać z Krzyśkiem.
- Kochany jesteś. Dziękuję, że tak pomagasz mojej rodzinie. - mocno go przytuliłam.
- A dostanę za to buziaka? - pocałowałam mojego męża. Przerwał nam Jacek.
- 00 do 06.
- Czy on tu ma jakąś kamerę? - powiedział z uśmiechem Marek.
- Zgłaszam. Co jest?
- Próba samobójcza. Podjedźcie na ul. Słoneczną 9. Tylko na bombach.
- Wiadomo. Już jedziemy. - udaliśmy się na interwencję.Dwa tygodnie później.
Okazało się, że jednak ja mogę oddać nerkę Laurze. Szczerze mówiąc cieszyłam się, że obejdzie się bez pomocy Krzyśka. Marek jednak nie chciał odpuścić sobie okazji konfrontacji z Zapałą. Nie uważałam tego za dobry pomysł, ale to była decyzja mojego męża.
Mała powoli wracała do zdrowia, a ja próbowałam się dowiedzieć od Marka o czym gadał z Krzyśkiem.
- Kochanie, czemu nie chcesz powiedzieć?
- A co to zmieni?
- Ale mówiłeś mu o Laurze?
- Tak, ale chyba nie potraktował tej informacji na serio. W każdym razie wygarnąłem mu wszystko co mnie męczyło przez tak długi czas.
- I lepiej ci z tym?
- Zdecydowanie, ale największą satysfakcję mam dlatego, bo ja stamtąd wyszedłem, a jemu zostało dobre kilka lat odsiadki.
- I niech tam gnije. Wiesz... ja nie obwiniam tylko Matyldy, że zrobiła taką głupotę, ale przede wszystkim naszą matkę. Tłukła nam do głowy, żeby brać faceta, który ma od cholery pieniędzy, a to czy on jest dla nas dobry czy nie to już bez znaczenia.
- Skarbie, wiem, że nie jestem biznesmenem i pewnie nigdy już nie będę, ale kocham cię najbardziej na świecie. Ciebie, Igora, naszą córkę...
- Marek, ale ja niczego nie chciałabym zmieniać. Mam siebie i niczego więcej nie potrzebuję. - mocno go przytuliłam.
- A jeśli chodzi o dom to...
- Dla mnie dom to nie budynek tylko ty i dzieciaki. - pocałowałam go. Marek odwzajemnił mój pocałunek.
- Kocham cię, wiesz? Nie mogę sobie wyobrazić życia bez ciebie. - znów go pocałowałam.
- Też cię kocham. - zaczął mnie całować po szyi. Uśmiechnęłam się. Ściągnęłam jego koszulkę.
Wziął mnie na ręce i nadal się całując poszliśmy do sypialni.
Rano. Obudziłam się, ale przy mnie nie było Marka. Usiadłam na łóżku i zobaczyłam która jest godzina. Po chwili usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
- Dzień dobry, kochanie.
- Śniadanie do łóżka? Czym sobie na to zasłużyłam?
- Tym, że jesteś. - uśmiechnął się i mnie pocałował. Podał mi śniadanie.
- I tak zaraz będę musiała iść obudzić Igora i zajrzeć do małej, ale...
- Igor już się ubiera do szkoły, a Milenka jeszcze grzecznie śpi.
- Masz wszystko pod kontrolą. - uśmiechnęłam się.
- Widzisz jakiego masz zaradnego męża?
- Lepszego sobie nie mogłam wymarzyć.
- Skoro mamy dzisiaj wolne...
- Co kombinujesz, Korwicki? - podniosłam brew.
- Mamy wolne popołudnie, tak?
- No tak.
- Odbierzemy młodego po szkole i pojedziemy na małą wycieczkę. Co ty na to?
- Mi pasuje. Igor na pewno się ucieszy, a Milence też się przyda mała zmiana otoczenia.
- To jesteśmy ugadani. - uśmiechnął się i pocałował mnie.
- A dokąd pojedziemy?
- A to już będzie niespodzianka.
- Kochanie, powiedz.
- Zobaczysz za kilka godzin. - wyszedł z pokoju. Po chwili przyszedł razem z Mileną i podał mi ją.
- Ta - ta.
- Tata cię przyprowadził? Fajny jest, no nie? - przytuliłam moją córkę, która uśmiechała się do Marka.
Córeczka tatusia.
- Mamę chyba też trochę lubisz. - mrugnął do mnie.
Popilnujesz jej? Ja posiedzę z Igorem i zawiozę go do szkoły.
- Jasne. Chyba poradzimy sobie.
- Ma- ma. - przytuliła się do mnie. Spojrzałam na Marka i się uśmiechnęłam. Tak bardzo kochałam moją córkę, że ciągle nie mogłam uwierzyć w to, że ją mam.
Po południu.
- Tato, powiesz dokąd jedziemy?
- Nie, zaraz sam zobaczysz.
- Ciociu...
- Igor, nawet ja nie wiem gdzie twój tata nas wiezie. Nic nie chce powiedzieć.
- Ale z was marudy. 10 minut i będziemy na miejscu. - kilka minut później.
- Myślałem, że jedziemy do kina albo nad wodę...- powiedział zasmucony Igor.
- Pojedziemy, ale powiedz mi czy chciałbyś tu mieszkać.
- W sumie... Mój kolega mieszka niedaleko stąd.
- A ty, kochanie? - zapytał mnie.
- Jest pięknie, ale...Marek, teraz nie możemy sobie na to pozwolić. - wiedziałam, że mój mąż się stara i chce dla mnie jak najlepiej, ale naprawdę marzenie o wspólnym domku za miastem musiało jeszcze poczekać.
- Kochanie, ten dom już jest nasz. Kilka dni temu podpisałem umowę.
- Super! - krzyknął Igor. Złapał Milenkę za rękę i poszli na teren domu.
- Marek, ale jak? Przecież kredyt...
- Nie był potrzebny. Miałem część oszczędności, trochę dołożył ojciec, a resztę dołożyłem że spadku, który ostatnio dostałem.
- Jakiego spadku?
- Kilka lat temu pomogłem jednemu nadzianemu facetowi. Jego żona i córka były porwane dla okupu. Razem z moim partnerem odbiliśmy je i wtedy facet obiecał, że kiedyś nam to wynagrodzi. Zapomniałem o tej sprawie, ale dostałem papierek z kancelarii i... mamy dom.
- Ale... - ciagle nie mogłam w to uwierzyć.
- Kochanie, mamy dom. Nasze marzenie w końcu się spełniło. Powiedz tylko co o nim sądzisz.
- Jest piękny i ta okolica... Dziękuję. - mocno go przytuliłam.
- Miałaś taką minę, że już się bałem, że nie trafiłem w twój gust.
- Jest idealny.
- Idziemy do środka?
- Jeszcze pytasz? - wzięłam Milenkę na ręce i po chwili weszliśmy do środka.
- Będę miał swój pokój?
- Jasne. Urządzimy go tak jak zechcesz.
- Super! Dzięki, tato! - przytulił Marka. Obejrzeliśmy na spokojnie każde pomieszczenie.
- I mamy mały ogródek. - powiedział Marek z uśmiechem.
- Gdyby nie dzień naszego ślub to właśnie ten byłby najlepszym. Ale że ani słowem się nie zająknąłeś...
- Nie chciałem zapeszać. Polowałem na ten dom, ale ciągle mi trochę brakowało. Na szczęście się udało.
- Potrafisz zaskoczyć człowieka. - przytuliłam się do niego.
- Zaczniemy tu całkiem nowe życie. - pocałował mnie i objął ramieniem.
CZYTASZ
Krok od przeznaczenia
Fiksi PenggemarA gdyby tak zacząć od nowa? Tylko czy można uciec od przeszłości? Jak wiele można znieść, by chronić innych? Dlaczego pragniemy miłości, skoro często wiąże się ona z bólem?