81.

299 12 1
                                    

Natalia POV
Chciałam podać telefon Markowi, kiedy doszło do wybuchu.
- Marek! - podbiegłam do mojego męża.
Marek, kochanie... Pomocy! - zanim się odwróciłam obok mnie był już Jacek i kilka osób z komendy. Najwidoczniej wybiegli od razu po usłyszeniu wybuchu.
- Straż i pogotowie już są w drodze. Marek był blisko auta? - zaczął udzielać pomocy mojemu mężowi. Ja nie byłam w stanie.
- Odszedł na kilka metrów...
- Lena, skocz po apteczkę! - minuty do czasu przyjazdu karetki ciągnęły się w nieskończoność.
Gdy w końcu dotarli liczyłam na to, że usłyszę od ratowników dobre informacje. Natychmiast ruszyli w kierunku Marka. Po chwili położyli go na noszach i zanieśli do karetki.
- Co z nim? Wyjdzie z tego?
- Niczego nie możemy obiecać. Doznał poważnego oparzenia prawej ręki i doznał urazu głowy przy upadku. Zabieramy go do miejskiego.
- Jadę z wami.
- Nie może pani. Proszę jechać za nami. - zamknęli drzwi karetki i odjechali na sygnale.
- Spokojnie, zawiozę cię. Powiesz mi po drodze co się stało. - powiedział komendant. Po chwili jechaliśmy już za karetką.
- Wyszłam z komendy podać Markowi telefon i wtedy...
- Domyślasz się kto mógł podłożyć ładunek wybuchowy?
- Nie mam pojęcia... Ale ktoś polował na mnie... To ja miałam zginąć...
- Ustalimy kto za tym stoi. Natalia, osobiście się tym zajmę.
- Dziękuję... - po kilku minutach byliśmy w szpitalu. Marka zabrali na badania. Czekałam pod salą. Po kilkunastu minutach lekarz wyszedł.
- Panie doktorze...
- Nie teraz.
- Jestem żoną poszkodowanego policjanta, którego przed chwilą do was przywieźli.
- Pani mąż będzie ma teraz opatrywane rany. Musimy sprawdzić czy nie doszło do wstrząsu mózgu. Była pani przy wypadku?
- Tak... Był kilka metrów od miejsca wybuchu. Upadł...
- Rana głowy nie wygląda dobrze. Muszę już iść. Pani mąż będzie miał robiony tomograf i wtedy będziemy wiedzieć coś więcej. - odszedł. Praktycznie wiedziałam tyle co wcześniej. Może z tą różnicą, że oparzenia Marka nie były aż tak poważne jak sądziłam, ale martwiłam się o jego stan. Zastanawiałam się również komu zależało na tym, żeby się mnie pozbyć. Wcale nie chodziło o mojego męża. Nikt przecież nie wiedział, że jego samochód odmówi posłuszeństwa i dam mu klucze do swojego auta. Po kilku godzinach spędzonych w szpitalu, udało mi się uzyskać więcej informacji.
- I co z Markiem?
- Pani mąż doznał wstrząśnienia mózgu. Narazie jest w śpiączce farmakologicznej, żeby szybciej do siebie doszedł. Po przebudzeniu niestety może przez kilka najbliższych dni mieć problemy z pamięcią, ale miejmy nadzieję, że to szybko minie.
- Mogę do niego wejść? Chociaż na chwilę...
- Tylko na minutę. Pacjent naprawdę musi odpoczywać. - weszłam na salę. Aparatura, sporo opatrunków i mój mąż... Okropny widok poszkodowanego Marka doprowadził mnie do łez.
- Kochanie... - pogładziłam go lekko po policzku. Nie chciałam mu zrobić krzywdy. Wiedziałam, że miał poparzone ciało.
Dowiem się kto to zrobił... Nie daruję mu, że jesteś w takim stanie... Kocham cię.
Pamiętaj, że ja i dzieci czekamy na ciebie.
- Pani Natalio... - usłyszałam głos lekarza.
- Kocham cię... - powiedziałam cicho i wyszłam z sali. Zadzwonił mój telefon. Odebrałam.
- Co z Markiem?
- Póki co wprowadzili go w stan śpiączki...
- Cholera...Natalia, dasz radę podjechać jeszcze na komendę?
- Tak, myślę, że tak.
- Lena jest pod szpitalem. Przywiezie cię.
- Ustaliłeś coś?
- Pogadamy na miejscu. - po kilkunastu minutach byłyśmy z Leną już przed komendą. Widok miejsca w którym doszło do przykrego zdarzenia był dla mnie ciężki. Natychmiast poszłam do dyżurnego.
- I masz coś?
- Mam nagranie. Gość jest w kapturze i niczym się nie wyróżnia, ale może ty go skojarzysz - pokazał mi nagranie. Uważnie je oglądałam.
- Nie znam go... Ale przecież on oprócz kręcenia się przy aucie nic nie robi. Nie widać, żeby coś kombinował.
- Poczekaj. Na miejsce wrócił jakąś godzinę później. - przesunął nagranie.
- Wybacz, ale kompletnie nie mam pojęcia kim może być ten facet...
- Spokojnie. Cały czas nasi przeglądają okoliczne monitoringi. Złapiemy tego gnoja. Leć do domu. Wszystko się ułoży. -  skinęłam tylko głową.
A i masz oczywiście wolne. Damy ci znać jak coś ustalimy.
- Dzięki... - poszłam się przebrać. Lena podwiozła mnie do domu. Po drodze starała się mnie pocieszyć, ale mimo jej szczerych chęci, niestety się jej nie udało. Było późno, więc wiedziałam, że dzieci już śpią, ale musiałam powiedzieć mamie Marka o tym co się stało i kompletnie nie wiedziałam jak mam to zrobić. Weszłam do domu.
- Natalka? Gdzie Marek? Co się stało?
- Marek... doszło do wybuchu... Marek jest w szpitalu. - czułam, że do oczu napływają mi łzy.
- Jak to w szpitalu? Jaki wybuch? Co z nim? - wszystko opowiedziałam mojej teściowej. Widziałam jak bardzo się przejęła. Pomogłam jej usiąść.
- Wyjdzie z tego... Musi... - niespodziewanie mama Marka mnie przytuliła.
- Musimy się trzymać razem.
- Przepraszam, że wcześniej nie zadzwoniłam, ale nie miałam do tego głowy... Dzieci nie sprawiały problemów?
- Igor był jakiś niespokojny... Milenka zresztą też ciągle dzisiaj płakała.
- Jutro mam wolne. Pojadę do szpitala, dowiem się co i jak... Dziećmi też się zajmę.
- Dzieciakami się nie martw. Ja i mój mąż pomożemy ci. Z rana pojedziemy do szpitala, a później przyjedziemy do ciebie.
- Dziękuję... - zajrzałam do Milenki i Igora po czym poszłam się ogarnąć. Cholernie bałam się o Marka i ciagle myślałam o facecie z nagrania. Nie znałam go, ale zastanawiałam się kim może być. Gdy poszłam do sypialni, usiadłam na łóżku. Nikt mnie tam nie widział, więc dałam upust swoim emocjom. Płakałam do póki nie usłyszałam, że ktoś mnie woła.
- Ciociu... - szybko wytarłam łzy.
- Igor? Myślałam, że śpisz.
- Spałem, ale miałem koszmary. Czemu płaczesz? Gdzie tata? - usiadł przy mnie.
- Tata... tata jest w szpitalu. Został ranny...
- Ale nie umrze?...
- Nie. Tata jest bardzo silny i wyjdzie z tego... - przytuliłam Igora.
- Ciociu, nie płacz już. - mocno mnie przytulił.
Tata nie lubi jak płaczesz. Ja też nie.
- Już nie będę... - pocałowałam go w czoło. Igor był dla mnie naprawdę świetnym oparciem. Wiedziałam, że muszę być silna dla niego i Mileny.

Dwa dni później
Marek nadal był utrzymywany w śpiączce. Miał być wybudzony po południu. Z komendy niestety nadal nie uzyskałam żadnych nowych informacji.
Sama również próbowałam szukać faceta z nagrania na własną rękę, ale samej było mi ciężko. Siedziałam w szpitalu, kiedy lekarz pozwolił mi wejść na salę.
- Pani mąż nie pamięta momentu wypadku. Ostatnich kilka dni również. Proszę to zrozumieć i nie męczyć go pytaniami.
- Oczywiście. Dziękuję. - podeszłam do łóżka mojego męża.
- Natalia...
- Jestem przy tobie. - złapałam go delikatnie za dłoń.
- Nie pamię...
- Spokojnie, kochanie. Doszło do wypadku... Wyjdziesz z tego. Będę przy tobie cały czas.
- Cholernie boli. - wiedziałam, że jeśli Marek przyznaje się do bólu to musi być naprawdę źle.
- Poproszę lekarza, żeby dali ci leki przeciwbólowe. - wstałam.
- Czekaj...Dzieci...
- Są bezpieczne. Nie chcę ich ciągać po szpitalach, ale przyjdziemy wszyscy razem jeśli chcesz.
- Nie... Nie chcę, żeby widziały mnie w takim stanie... - było mi przykro z powodu tego co się stało i faktu, że mój ukochany cierpi. Od lekarza dowiedziałam się, że Marek dostał leki przeciwbólowe, ale musieliśmy czekać aż zadziałają.
- Tak bardzo się o ciebie bałam...
- Natalia... to nie był zwykły wypadek?
- Kochanie... nie myśl o tym teraz. Musisz dużo odpoczywać. - delikatnie pogładziłam go po głowie.
- Chcę wiedzieć.
- ... Porozmawiamy o tym gdy lepiej się poczujesz, dobrze? - Marek pokiwał głową zrezygnowany. Wiedziałam, że jak najszybciej muszę znaleźć osobę odpowiedzialną za to co się stało.

Krok od przeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz