45.

296 13 3
                                    

Natalia POV
Podeszła do mnie mama.
- To był ten twój facet? Też policjant, tak?
- Były facet. I tak, to policjant.
- Mogłabyś w końcu się ustatkować.
- Mamo, daj mi spokój.
- Widzisz, że Matylda wzięła ślub, ma dziecko. A ty?
- A ja skupiam się na pracy. Dobrze wiesz jak było z Arturem.
- Przynajmniej miałabyś dostatnie życie.
- Z przestępcą? Słyszysz co mówisz? Jestem policjantką, jeśli zdążyłaś zapomnieć.
- Wiesz, że chcę dla ciebie jak najlepiej.
- Wiem, dlatego pozwól mi żyć tak jak chcę. Masz już wnuczkę i zięcia, więc skup się na nich, a mi możesz dać spokój. - myślałam, że ślub Matyldy będzie pięknym dniem, ale póki co mam ochotę jak najszybciej się stąd ulotnić. Najpierw Marek, a teraz moja mama i jej „cudowne" rady. Ona chyba nigdy się nie zmieni i będzie krytykować każdą moją decyzję.

Kilka dni później. Na komendzie.
Podczas przerwy, gdy szłam do Jacka, spotkałam Emilkę. Zaczęłyśmy rozmawiać. W pewnym momencie weszła na temat Marka.
- Słyszałaś o tym, że Iza złożyła wniosek do sądu?
- Jaki wniosek?
- Chce zabrać Igora do siebie. Za granicę.
- Nie powiem, żeby mnie to jakoś zdziwiło.
- Natalia, masz chwilę? - usłyszałam za sobą znajomy głos.
- Ja już muszę lecieć. - powiedziała Emilka i odeszła.
- Jak się czujesz? Podobno byłaś chora.
- Dobrze. A... co u ciebie? - starałam się nie patrzeć na Marka.
- O tym, że Iza chce zabrać Igora do Anglii już słyszałaś. Poza tym bez zmian.
- Wynajmij dobrego adwokata.
- Już to zrobiłem.
- To... życzę powodzenia. - zaczęłam iść dalej. Marek złapał mnie za rękę.
- Natalia, naprawdę żałuję.
- Ja tego nie kwestionuję. Po prostu nie wiem po co mi znowu o tym mówisz. To już niczego nie zmieni.
- Bo cię kocham. - zadzwonił jego telefon. Zamiast odebrać patrzył mi prosto w oczy. Czułam, że powoli zaczynam się łamać.
- Odbierz. - powiedziałam i poszłam do Jacka.

Marek POV
Nie potrafię tak po prostu zrezygnować z Natalii. Będę o nią walczył. Odebrałem w końcu telefon, który nie przestawał dzwonić.
- Panie Marku, Igor zaginął! - krzyczała roztrzęsiona kobieta.
- Jak to zaginął?!
- Byliśmy na wycieczce i tylko na chwilę straciłam go z oczu...
- O chwilę za długo! Gdzie dokładnie jesteście?
- W lesie na obrzeżach Wrocławia. Podeślę panu dokładną lokalizację.
- Dobra. Zaraz tam będę. - rozłączyłem się i pobiegłem do Jacka.
- Powoli. Stało się coś?
- Igor zaginął. Był na jakieś wycieczce z klasą i zniknął. Nauczycielka nie może go znaleźć.
- Dam znać Witackiemu, że ktoś cię zastąpi. Wyślę na miejsce inny patrol.
- Zwariowałeś? Jadę tam z Leną.
- W takim stanie? Nie ma mowy. - powiedział Jacek.
- To mój syn! Muszę go znaleźć!
- Spokojnie. Ja pojadę. Wiesz, gdzie dokładnie są na tej wycieczce? - zapytała Natalia.
- Tak. - pokazałem jej miejsce na telefonie.
- Okay, wołam Miłosza i jedziemy.
- Jadę w wami.
- Ochłoń i daj znać Izie. I przemyśl kto ewentualnie mógł porwać Igora.
- Jacek ma rację. Lecę. Odezwę się jak coś ustalimy. - wyszła. Zadzwoniłem do matki Igora. Była w szoku tak samo jak ja. Nie mogłem się na niczym skupić. Przebrałem się i pojechałem na miejsce, gdzie ostatnio był mój syn.
- Jak mogła go pani nie dopilnować?!
- To była dosłownie chwila. - widziałem, że jest przejęta, ale to jej wina, że teraz muszę szukać syna. Psy tropiące były już na miejscu. Inne patrole szukały Igora po całym lesie, ale nie było po nim żadnego śladu. Wiedziałem, że musiało się stać coś złego. Nigdy sam by nie uciekł. Nie miał żadnego powodu.
Zacząłem go wołać i szukać po okolicy.
Kilkadziesiąt minut później.
- To chyba jego plecak. - zawołał Mikołaj.
- Tak. To Igora. - zabrałem tornister.
Cholera... No przecież nie rozpłynął się w powietrzu!
- Marek, wiem, że jesteś zdenerwowany, ale nerwy tu w niczym nie pomogą. Masz jakieś przypuszczenia kto mógł porwać Igora?
- Nie. Nikomu ostatnio nie podpadłem. - instynktownie spojrzałem na Natalię.
- Porywacz może się z tobą kontaktować.
- Przecież wiem, ale problem w tym, że nikt się jeszcze nie odezwał. - im dłużej nie wiedziałem co z moim synem, tym więcej czarnych scenariuszu pojawiało mi się w głowie.
Około 2 godziny później.
Zadzwonił mój telefon. Natychmiast odebrałem.
- Tak?
- Co tam, Korwicki? Nie zgubiłeś czegoś?
- Gadaj gdzie jest Igor!
- Spokojnie. Coś ty taki narwany? - słyszałem jego śmiech.
- Czego chcesz?
- Ja? Niczego. Możesz się pożegnać ze szczeniakiem jak chcesz.
- Zostaw go. Czego chcesz? Pieniędzy? - Jacek dał mi znać, że namierza numer z którego dzwoni porywacz.
- Zemsty.
- Za co?
- Zabiłeś mojego brata. Skoro ty mogłeś to ja też.
- Nikogo nie zabiłem. - próbowałem sobie przypomnieć wszystkie sprawy, które prowadziłem.
- Michał Wolański. Zamknąłeś go 7 lat temu.
- Nie wiem. Być może, ale na pewno go nie zabiłem.
- Kłamiesz! Przez ciebie popełnił samobójstwo! - rozłączył się.
- Cholera. Rozłączył się.
- Marek, spokojnie. Znajdziemy go. Obiecuję. - próbowała mnie uspokoić Natalia.
- Mam! Jego telefon logował się w pobliżu ulicy Rawickiej. Sprawdzę czy są tam jakieś miejsca powiązane z porywaczem.
- Dobra, my jedziemy. Jesteśmy na radiu. Odezwij się. - powiedziała Natalia. Postanowiłem jechać razem z nią i Miłoszem. Musiałem jak najszybciej znaleźć Igora.

Kilkanaście minut później.
Wiedzieliśmy już w którym mieszkaniu szukać porywacza. Natychmiast pobiegliśmy do budynku. Przeszukaliśmy cały dom, ale nikogo nie znaleźliśmy. Na podłodze była jedynie czapka mojego syna. Podniosłem ją.
- Spóźniliśmy się...
- Budynek gospodarczy. - powiedział Miłosz patrząc przez okno.
- Co?
- Racja. Od wewnętrznej strony jest jakaś szopa. - powiedziała Natalia i wybiegła. Natychmiast udałem się za nią.
- Rozdzielmy się. - każde z nas poszło z innej strony budynku. Przez okno ujrzałem Igora. Był przywiązany do krzesła. Myślałem, że zabiję tego kto potraktował tak moje dziecko. Nigdzie nie widziałem faceta, który porwał Igora. Wszedłem do budynku.
- Tata! - ucieszył się Igor.
- Już wszystko dobrze, synku. - rozwiązałem go.
- Nie byłbym tego taki pewien. - usłyszałem za sobą.

Natalia POV
Zobaczyłam, że za Markiem stoi facet. Miał w ręku jakiś pręt.
- Ani kroku dalej.
- Bo co? - odwrócił się złe moim kierunku.
- Bo będę strzelać.
- Wy w policji lubicie zabijać ludzi. Najpierw mój brat, teraz chcecie zabić mnie. I macie gdzieś, że mój syn zostanie wtedy bez ojca.- szedł powoli w moim kierunku. Celowałam w niego.
- Nikomu nic się nie stanie. Po prostu nie rób głupot.
- Sprawiedliwość to głupota? Przez tego sukinsyna mój brat się powiesił!
- To nie była niczyja wina.
- Nie broń go! Wy, psy, wszyscy jesteście tacy sami! - zamachnął się w moim kierunku, żeby uderzyć mnie prętem.

Krok od przeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz