2.22

2.5K 180 5
                                    

Polecam włączyć piosenkę do rozdziału! Towarzyszyła mi przy pisaniu go!


-Ona umiera.. - słysząc to zdanie zaczęłam płakać, mój odbudowany świat legł w gruzach..

-Jak to?! - krzyknął Kou, również chciałam coś powiedzieć. Nie potrafiłam, dopiero odnalazłam mamę a ona zaraz mnie opuści. To takie niesprawiedliwe! -Ile jej zostało czasu? - dodał zdołowany.

-Miesiąc.. Maksymalnie dwa.. - odparł Naru, wybuchając głośnym płaczem. Stojąc bez ruchu, próbowałam skalkulować sobie wszystko. Łzy zdobiły moje policzki, niespodziewanie wybiegłam z domu. Wsiadłam do samochodu, stojącego na podjeździe i z piskiem opon odjechałam. Jadąc w stronę szpitala, płakałam, a wręcz ryczałam. Krzyczałam, waląc z całej siły w kierownicę. Obiecała przy mnie być, miała się leczyć.. Czemu to nie pomogło? Zaparkowałam pod szpitalem i nie wyjmując kluczyków, pobiegłam do budynku. Widząc moją rodzicielkę, spokojnie czytającą książkę, zdenerwowałam się jeszcze bardziej.

-Jak możesz być tak spokojna?! - krzyknęłam. Głowa bolała mnie niemiłosiernie, jednak w tym momencie nie zwracałam na to uwagi. -Jak możesz?! - wydarłam się i klęknęłam. Dłońmi zakryłam swoją twarz, mokrą i opuchniętą od łez. 

-Sachan.. Uspokój się, wiesz że zawsze będę przy Tobie. - powiedziała formalnie.

-NIE MÓW TAK JAKBYŚ UMIERAŁA! Nie umierasz.. - poczułam na swojej głowie, mamy dłoń. Delikatnie głaskała mnie po włosach. 

-Pojedźmy na plażę, co ty na to Sachiko? - odparła, kucając obok mnie. -Albo na wyspę! Będzie fajnie! - krzyknęła przytulając mnie. Krztusząc się własnymi łzami, położyłam głowę na jej ramieniu. Angelise nie bała się śmierci, była wesoła i radosna. Myśl o śmierci nie była jej obca. Tak bardzo mnie to bolało, powinna wierzyć że będzie dobrze, przeżyje.. 

-Dobrze mamo. - odparłam z sztucznym uśmiechem. 

-Ale mam do Ciebie taką małą prośbę - pokazała palcami jak mała jest ta prośba. -Zabierz mnie do studia Naru.. - delikatnie przytaknęłam głową. Ubrała się w swoje normalne ubrania, założyła różową chustkę na głowę i poszła do lekarzy. Oznajmiła im że odwołuje leczenie i chciałaby dostać wypis, który bez problemu dostała. Oni, jak i mama wiedzieli że nie ma żadnego leku który mógłby pomóc. Pomimo ostrego bólu w klatce piersiowej, próbowałam się zachowywać normalnie. Kiedy wyszłyśmy z budynku, napadło nas stado paparazzi. To było dziwne, dopiero dali nam spokój i odpuścili, a teraz na złość wrócili! Słyszałam jak wołają mamy imię, również usłyszałam pytania na swój temat. 

-Chce wszystko sprostać. - powiedziała mama do mikrofonu i spojrzała się w stronę kamery. -Umieram, więc dajcie mi i mojej rodzinę chwilę wytchnienia! - krzyknęła i nastała grobowa cisza. Bez problemu wydostałyśmy się z tłumu oraz wsiadłyśmy do samochodu. Zostałam zbesztana za zostawienie kluczyków, pomimo większych problemów jakie posiadałyśmy.

             Z niepewnym uśmiechem, patrzyłam się na mamę stojącą przed mikrofonem. Niepewnie się na mnie spojrzała, nie była pewna mojej reakcji. Chcąc dać jej trochę pewności siebie, podniosłam do góry kciuki i uśmiechnęłam się.

-Jak dużo dni minęło już 

Jak stoję na skraju miasta czekając znów 

Nadzieję wciąż mam że ujrzę Cię

Pragnę krzyknąć lecz, nie usłyszysz mnie

Ten moment, gdy stąd odszedłeś w pamięci mam

A z żalu płyną łzy, bo wiem, że cierpisz znów

Chce Ci pomóc, pozwól mi..

Kruchy tak, jak szkło

Wydaje się ludzki los, jak głos zanika gdzieś

Kruchy tak, jak lód

Lecz chłód pozostanie tu... (załącznik) 

 Tekst mnie tak wzruszył, że cały występ mamy obserwowałam, czując cieknące łzy. Kończąc piosenkę, zauważyłam pojedynczą łezkę na jej policzku, szybko starła ją i wyszła do nas. 

-Opublikuj ją po mojej śmierci. Ani słowa o niej Naru, dziękuję Ci za wszystko - przytuliła mężczyznę zajmujący się wszystkim który był zszokowany. Złapała mnie za rękę i wyszłyśmy. Przed studiem, czekał na nas naburmuszony Kou. 

-Co wy wyprawiacie?! - krzyknął chłopak, podchodząc bliżej nas. -Wypisałaś się z szpitala! Jak mogłaś?! 

-Kochanie.. Dla mnie nie ma ratunku, żaden lek nie zadziała.. - powiedziała, próbując być spokojna .Do oczu cisnęły mi się po raz kolejny w tym dniu łzy, dlaczego to mama umiera?! A nie może ktokolwiek inny? Chłopak obserwował Angelise walcząc ze swoimi uczuciami. Zezłoszczony, kopnął z całej siły w śmietnik. Pomimo próby powstrzymania go, przez mamę, nadal kopał ten cholerny kosz. Krzycząc, płakał. Przerażona patrzyłam się na to wszystko, skuliłam się na środku chodnika i zatkałam uszy. 

Alone MotherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz