Three

11.3K 492 41
                                    

Jestem w ciąży.... Ange oddychaj, oddychaj Poradzisz sobie, poradzisz... Zawsze sobie dajesz radę, prawda? Przecież dziecko to nic złego, to normalne... Tylko mniej gdy ojcem dziecka jest osoba nie wiedząca nic, co się działo tego dnia... Poradzę sobie... Nie możesz płakać, nie możesz.

Robiłam głębokie wdechy, po to aby nie płakać... Jednak nie dało rady, łzy same leciały.. Mam dopiero dwadzieścia lat, i już jestem w ciąży! Zniszczyłam sobie życie! Miałam ochotę, zakończyć to wszystko tu i teraz, jednak nie mogłam, przecież rośnie we mnie nowe życie.. Test schowałam w jakąś skarpetkę i wyszłam z łazienki. O dziwo szybko się opanowałam, bo przecież nie mogę nad tym ubolewać... Może to jeszcze mojej małej "kropeczce" zaszkodzić.

-I co? - spytał Shishio, gdy weszłam do swojego pokoju.

-Nie jestem w ciąży, byłam tego pewna. - skłamałam, przecież co miałam powiedzieć? ,,Shishio jestem w ciąży, a ty jesteś ojcem."? Blondyn zadowolony podbiegł do mnie i przytulił. Poczułam jak mnie ponownie "podbija" próbowałam się wyrwać zakrywając usta, jednak nie wiedzący o co chodzi chłopak nie puszczał mnie. -Shish... - powiedziałam próbując powstrzymać wymioty, jednak na marne. Zwymiotowałam na jego koszulkę, on jak poparzony odskoczył.

-Serio? - powiedział roześmiany, jednak mi nie było do śmiechu. Czułam się okropnie, psychicznie jak i fizycznie. Kończąc tę "czynność" zaczęłam go przepraszać, naprawdę było mi wstyd za to co zrobiłam.. -Nie no spoko! Ange muszę zaraz iść do pracy.. Przynieść Ci coś przed moim wyjściem? - pokiwałam przecząco głową, blondyn niespodziewanie pocałował mnie w policzek i wyszedł z pokoju .Delikatnie uśmiechnęłam się do samej siebie dotykając pocałowanego policzka. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam rozmyślać co zrobić..

Miałam trzy opcje co do dziecka: aborcja, adopcja lub wychowanie. Pierwsze oczywiście opadało, nie potrafiłabym usunąć własnego dziecka, do drugiego i trzeciego miałam ogromny dylemat. Po jakimś czasie, postanowiłam wychować życie które we mnie rośnie, jestem pewna że gdybym oddała je do adopcji cierpiałoby.. Wychowam to dziecko na porządnego człowieka, decyzja "zapadła". Postanowiłam również się stąd wyprowadzić, co nie było proste, jednak musiałam. Chciałabym zacząć nowe życie, z moim dzieckiem. Po za tym przecież skłamałam że nie jestem w ciąży prawda? Może i wydam się być tchórzem, ale cóż jestem nim, przyznam się bez bicia. Wyjęłam swojego laptopa, aby poszukać jakiegoś spokojnego, "małego" miejsca, które było przeciwieństwem Tokio.

Po jakimś czasie znalazłam dość miłe miejsce. Była to mała wioska Nanatsutake, leżąca na wyspie Fukue. Czytając o nim uznałam to za odpowiednie miejsce, do zamieszkania. Na nieszczęście daleko było lotnisko, no ale cóż... Jeden kłopoty z głowy. Pomyślałam że na pewno znajdę jakieś mieszkanie do kupienia, dlatego nic z tym nie robiłam. Następny kłopot był dość przykry - praca. Musiałam odejść z jednej, i znaleźć drugą.. To było straszne, gdyż od osiemnastego roku życia pracowałam w pewnym biurze, będąc na o wiele lepszej drodze niż na początku, muszę się zwolnić. Nie miałam ochoty tam iść, więc zachowałam się strasznie infantylnie. Napisałam jednego, krótkiego maila.

,,Dziękuje za trzy lata spędzone w firmie, odchodzę z pracy. Jakiekolwiek pieniądze proszę dać mojemu byłemu współlokatorowi Shishio."

Nie przejmowałam się tym że sprawię kłopoty sobie czy coś w tym stylu, przecież i tak zaraz mnie tutaj nie będzie prawda? Gdybym nic nie napisała i się wyprowadziła, zwolniliby mnie ale i mieli więcej kłopotów, chociaż teraz też będą mieć. Wyjęłam moje dwie szklane skarbonki spod łóżka, i z całej siły rzuciłam na podłogę, rozbiły się na miliony kawałeczków, policzyłam pieniądze dwukrotnie. Miałam 500.000 yenów (ok. 16 tyś. zł) byłam pewna że na jakiś czas poradzę sobie bez pracy, jednak nie na długo. Przedostatnią czynnością było sprawdzenie samolotów. O dziwo jak na zawołanie za kilka godzin, był wylot do Nagasaki, miasta które miało lotnisko będące najbliżej wioski, więc od razu zamówiłam bilet. Jak poparzona wstałam, zaczęłam się pakować, spakowałam do dwóch walizek najważniejsze przedmioty (ubrania itd), test oraz album ze zdjęciami z dzieciństwa. Ubrałam się w podziurawione jeansy oraz szary t-shirt. Włosy umyłam i związałam w kucyka. Kończąc zbiegłam na dół, wzięłam jakąś karteczkę i długopis. Napisałam coś co dawno chciałam by wiedział:

Żegnaj.

PS. Kocham Cię :)

Alone MotherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz