Rozdział 2

3.9K 301 24
                                    

*Brayan*
Obudziłem się w szpitalu. Wpierw byłem zszokowany bo nie wiedziałem co w ogóle tu robię. Nim przeszło mi przez myśl by zawołać pielęgniarkę usłyszałem nad sobą głośny pisk. Znałem go bardzo dobrze. Była to moja mama Paula. Usłyszałem jak wychodzi z sali zapewne po lekarza. Otworzyłem szerzej oczy i natychmiast tego pożałowałem. Poranne światło niezbyt dobrze współgrało z moimi zaspanymi jeszcze oczami. Przetarłem je dłońmi i ujrzałem lekarza z mamą, którzy przyglądali mi się badawczo.
-Dlaczego tu jestem? - zapytałem o to co mnie najbardziej dręczyło. Lekarz wytłumaczył mi wszystko i jedyne co mogę powiedzieć, że zabawa musiała być świetna bo nic z niej nie pamiętam. Zacząłem się śmiać a lekarz patrzył na mnie zmartwiony. Nie wiedziałem czemu miał taką minę ale nie za bardzo mnie to obchodziło. Jedyne co mnie interesowało w tej chwili to znaleźć telefon i zapytać Jake'a jak trzyma się po imprezie. Już szykowałem się do wstania z łóżka ale to było dziwne. To było tak jakbym normalnie wstał ale moja dolna część ciała w sensie biodra i nogi w ogóle się nie poruszały chociaż ja byłem przekonany, że nakazałem im iść a one tego nie wykonały. Spojrzałem nic nierozumiejącym wzrokiem wpierw na matkę a potem na lekarza. Lekarz patrzył na mnie tak, jakby nie był tym zdziwiony.
-Samochód który w pana uderzył był rozpędzony i nie miał żadnych szans by zahamować. W wyniku wypadku pana kręgosłup został trwale uszkodzony w odcinku lędźwiowym. - powiedział to tak automatycznie, że odniosłem wrażenie jakby ktoś włożył płytę do odtwarzacza i ciągle włączał "replay". Nic z jego paplaniny do mnie nie dotarło, równie dobrze mógł mówić po chińsku, na to samo by wyszło. Moja matka spojrzała na lekarza pytając go cicho chyba po to bym nie usłyszał co jej się nie udało.
-Co to znaczy doktorze?
Widziałem jego współczujące spojrzenie skierowane w jej stronę.
-Pani syn jest sparaliżowany od pasa w dół. Nie ma nawet cienia szansy na to by powrócił do zdrowia. Przykro mi. - powiedział spoglądając to na mamę to na mnie. Powoli zaczęło do mnie docierać to co usłyszałem i nie mogłem w to uwierzyć.
-Ale...ale co z lekkoatletyką? Nie będę mógł biegać? Nigdy więcej nie wstanę na nogi? Nigdy więcej nie pojadę na zawody!? - krzyczałem w stronę lekarza, który spoglądał na mnie niewzruszony, tak jakby był na to przygotowany. Gdy przestałem krzyczeć zasłoniłem twarz dłońmi a po chwili zerwałem dłońmi kołdrę z nóg na podłogę i próbowałem unieść nogę. Nakazywałem jej by się uniosła przecież robiła to tyle lat! A teraz mimo moich usilnych prób nie podniosła się nawet na centymetr. W moich oczach uformowały się łzy bezsilności i zrozumienia. Zrozumiałem bowiem że to wszystko to prawda. Nigdy więcej nie wstanę o własnych nogach. Spojrzałem na mamę prosząc cicho nie spuszczając wzroku z moich bezwładnych od dzisiaj nóg.
-Zabierz mnie stąd. Proszę.
Nie wiem co mama robiła ani co mówiła ponieważ ja byłem gdzieś daleko myślami. Potem ujrzałem przed sobą twarz nachylającej się w moim kierunku matki.
-Musisz mi trochę pomóc. -powiedziała wskazując na wózek inwalidzki. Niby wiedziałem, że moje nogi są bezwładne ale gdy ujrzałem wózek inwalidzki nie chciałem na niego siadać. To było jak kolejne potwierdzenie bolesnej rzeczywistości. Lekarz podszedł do mnie i wziął mnie pod pachy unosząc mnie a matka trzymała wózek. Po chwili siedziałem na czymś z czego będę musiał korzystać od dzisiaj codziennie. Tak oto zaczął się mój koszmar zwany życiem...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I jak? Może być na początek?

Dostrzec szczęście - Dominika LewkowiczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz