Rozdział 61

1K 111 13
                                    

*Jasmine*
Wyjeżdżając z pokoju chłopaka bez słowa, które z resztą w tej chwili tylko bardziej by go dobiło... Nie mogłam powiedzieć mu prawdy. Nie mogłam mu tego zrobić. On by tego nie zniósł. Znajdując się na zewnątrz, wyjęłam telefon z kurtki i wybierając numer Jace'a powiedziałam krótko po czym od razu się rozłączyłam:
-Zrobiłam to.
Rozłączając się rzuciłam wściekle komórką o podłoże co spowodowało, że się rozbiła na kawałki. Chowając głowę w dłonie wybuchnęłam płaczem z powodu robienia czegoś, czego nigdy przenigdy zrobić nie chciałam: ranić Bryana. Usłyszałam za sobą trzask otwieranych drzwi. Tak, nadal znajdowałam się na posesji Bryana. Obróciwszy się za siebie ujrzałam chłopaka, który patrzył na mnie załzawionym wzrokiem w którym widać było ogromne cierpienie.
-Dlaczego? - zapytał.
Ja tylko kręciłam głową by nie oczekiwał odpowiedzi. Nie mogłam mu jej udzielić. On nie mógł wiedzieć. Nie musiałam czekać długo na to, by ujrzeć światła nadjeżdżającego samochodu w którym był mój ojciec i Jace. Garbiąc się do przodu z powodu wiadomego cierpienia jakie mnie czeka, zamknęłam się w sobie tak jak zawsze w ich towarzystwie. Nie umknęło mojej uwadze jak Bryan do kogoś zadzwonił a po chwili u jego boku stanęła jego matka i kierowca. Nie rozumiałam o co chodzi więc patrzyłam jedynie na Bry'a smutnym spojrzeniem. Widziałam jak mi się przygląda ale on miał teraz w oczach radość jakby wygrał conajmniej milion dolarów. Usłyszałam trzask zamykanych drzwi samochodowych. Wzdychając głośno za co dostałam surowe spojrzenie ojca na które od razu zareagowałam strachem w postaci chronienia twarzy dłońmi. Czekając na cios, który nie nadchodził, opuściłam dłonie i ujrzałam coś czego się nie spodziewałam. Widziałam ojca który rozmawiał z Bryanem i oboje się do siebie uśmiechali. Przede mną klękał Jace, który pytał mnie o coś ale w ogóle go nie słuchałam. Nawet na niego nie patrzyłam. Mój wzrok skierowany był tylko i wyłącznie na nim. Na Bryanie. Jace widząc chyba że go nie słucham, krzyknął wściekły na co w moich oczach stanęły łzy strachu;
-Skoro tak nie możesz oderwać od niego wzroku to miej mu odwagę powiedzieć co chciałaś zrobić!
-Nie mogłam postąpić inaczej! Nie rozumiesz!? - krzyknęłam załamującym się głosem.
Po jego twarzy widziałam, że nie rozumiał.
-Nie wiesz...- szepnęłam z łzami płynącymi po policzkach. Jace patrząc na mnie nierozumiejącym wzrokiem zapytał;
-Ojciec mi powiedział, że miałaś zamiar uciec od nas, dlatego go tu przywiozłem.
Spojrzałam na ojca to na Jace szeroko otwartymi oczami i szepnęłam;
-Nie mogę...nie mogę. Przepraszam.
Omijając chłopaka pojechałam w stronę Bryana i bez słowa przytulając go, szepnęłam;
-Park. Jutro. 18: 00 pod dębem.
Po tych słowach pojechałam do domu sama a Jace zawiózł ojca do szpitala bo jego stan się pogorszył...

      _____________________________

    Ta dam! Jest rozdział 😁

Dostrzec szczęście - Dominika LewkowiczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz