Rozdział 117

320 26 3
                                    

___Will___

Spojrzałem się zdziwiony na Matta, a potem na obcego mi mężczyznę. Kim on jest?

- C-co Pan t-tu robi? - zapytał się zdziwiony Matt, spoglądając się na mężczyznę.

- Przyjechałem po ciebie i twoich kolegów - odparł, wobec czego spojrzałem się na niego zdumiony.

- Ja nigdzie z Panem nie jadę - powiedziałem stanowczo, robiąc krok do tyłu. Nie ma szans, że pojadę z obcym mi mężczyzną! Nie jestem, aż tak naiwny!

- Nie musie się mnie obawiać chłopcy. Jestem tutaj, by wam pomóc - oznajmił, w odpowiedzi czego zmarszczyłem brwi.

- I tak z Panem nie pojadę. Oni także - mruknąłem, wskazując ręką w stronę przyjaciół - A teraz sobie pójdziemy - powiedziałem, biorąc torbę z zakupami i smycz Sparkiego do rąk, po czym odwróciłem się z zamiarem wyjścia ze sklepu, jednak drzwi wydały z siebie dźwięk dzwoneczka, a do sklepu weszło dwóch mężczyzn, którzy stanęli w wejściu, blokując je.

- Źle zacząłem - zaśmiał się, po czym uśmiechnął się - Nazywam się Ethan Davies i jestem szefem Agencji Federalnej - przedstawił się. Słysząc jego słowa, spojrzałem się na niego zdumiony, a potem przeniosłem swoje spojrzenie na przyjaciół. Peter także nie wyglądał na zbyt szczęśliwego z tej nowiny - Zostałem powiadomiony, że trójka dzieci, gdzie jednym z nich jest dziecko z naszych źródeł porwane i krzywdzone, znajduje się w mieście. Wiemy, że waszymi porywaczami jest Rafael Sanders i Henry Nornan, a także i dojdzie do tego pewien inny mężczyzna - wyjaśnił, na koniec spoglądając się na Petera, na co chłopak zmieszał się - Dlatego dla waszego bezpieczeństwa pojedziecie z nami - orzekł stanowczo, w odpowiedzi czego zmarszczyłem zdenerwowany brwi.

- Słuchaj no pan, nie obchodzi mnie kim pan jest, gdzie pracuje i co tu robi. Nigdzie. Z. Panem. Nie. Pojadę - wycedziłem, spoglądając się na Ethana zdenerwowany. Mężczyzna spojrzał się na mnie, po czym westchnął.

- Rozumiem, że się boicie i mi nie ufacie, jednak zapewniam was, że nic wam nie grozi - orzekł, posyłając nam lekki uśmiech - Matt dobrze wie, że nic wam nie zrobię, prawda Matt? - zapytał się chłopaka, który spojrzał się na niego niepewnie.

- N-no... Groził m-mi Pan s-sondą... - odpowiedział, zagryzając ze stresu wargę. Spojrzałem się na mężczyznę, ciekaw jego reakcji, czyli westchnięcia.

- Słuchajcie, dobrze wiem przez co przeszliście, dlatego was rozumiem. Jednak naprawdę, nie musicie się mnie bać. Chcę wam pomóc. Chcecie wrócić do swoich rodzin? - zapytał się. Spojrzałem się na niego zdumiony.

- A co Panu do tego!? To nasza sprawa, czy chcemy wracać, czy nie. A poza tym, to nie wie Pan przez co przechodziliśmy, więc niech się nawet pan nie spoufala, bo tylko się Pan bardziej pogrąża - burknąłem. Mężczyzna spojrzał się na mnie zdziwiony, po czym uśmiechnął się.

- Masz rację, mogę mieć jedynie domysły tego, przez co przechodziliście - zgodził się ze mną, po czym spoważniał i spojrzał się na mężczyzn przy wejściu do sklepu - Rozumiem, że decyzja o tym, czy pójdziecie z nami dobrowolnie wynika z twojej decyzji, jednak widzę, że nie przekonam cię - zauważył, na co zmarszczyłem brwi i spojrzałem się na przyjaciół. Ode mnie to zależy? - Dlatego dam wam opcję do wyboru. Albo pójdziecie z nami dobrowolnie, albo was weźmiemy siłą - orzekł, w odpowiedzi czego spojrzałem się na niego zdumiony.

- To nie jest żaden wybór! - oburzyłem się, po czym spojrzałem się zdezorientowany na przyjaciół. Co ja mam wybrać? Pojechać z nimi, czy pojechać z nimi, ale na siłę? Przecież to na jedno i to samo wychodzi!

W Cieniu BóluOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz