Rozdział 102

382 24 0
                                    

___Matt___
Parę minut wcześniej

Byłem zszokowany decyzją Willa. Rozumiem, że nie należy on do osób spokojnie siedzących na tyłku i dającym się pomiatać, lecz żeby do szamponu farbę wlewać? To przecież niedorzeczne! No ale co ja mogę zrobić? Skoro Will tego chce, niech to robi. Nie będę mu w tym przeszkadzać. Z jednej strony jest to nawet zabawny pomysł. Chciałbym zobaczyć Rafaela w niebieskich włosach.

Z niewiadomych mi przyczyn zachciało mi się pić, dlatego też długo walcząc z sobą, powiadomiłem chłopaków, że idę się napić. W tym celu wyszedłem po cichu na korytarz. Było cicho. I to bardzo.

Zbliżyłem się na palcach do schodów, po czym nie chcąc powtarzać sytuacji z moich pierwszych dni tutaj, usiadłem na schodach i zszedłem z nich, siadając tyłkiem na co raz to niższym schodku.

Jak tylko znalazłem się na samym dole, rozejrzałem się, po czym nikogo nie dostrzegając, ruszyłem w stronę kuchni. Jednak kątem oka dostrzegając ruch, zatrzymałem się, by z kolei odwrócić się powoli w tamtą stronę. Zmieszałem się, kiedy nic nie pokazało się moim oczom. Przewidziało mi się?

Zmarszczyłem po chwili czoło, kiedy coś na zewnątrz się poruszyło. Podszedłem więc powoli do drzwi balkonowych i wyjrzałem za nie. Dzięki temu, że na dworze znajdowała się duża ilość śniegu, wszystko było ładnie widać. Tak samo, jak trzy małe zwierzątka, poruszające się wokoło czwartego, dużego. Przyjrzałem się im, by po chwili otworzyć szeroko oczy. To szczeniaki lisa! A ten duży, to zapewne ich matka. Jakoś tak dziwnie słaba.

Rozejrzałem się, po czym chwyciłem za klamkę, jednak drzwi okazały się być zamknięte. Odwróciłem się w stronę drzwi frontowych, przy których wisiał wieszak na kurtki. Czy tam znajduje się klucz do drzwi balkonowych?

Chcąc się o tym przekonać, ruszyłem w tamtym kierunku, po czym uniosłem w górę spojrzenie, spoglądając się na drewnianą półkę, nad wieszakiem. Jak już, to właśnie tam będzie znajdować się klucz. Zastanawiałem się chwilę, w jaki sposób mogę go dosięgnąć, po czym ruszyłem do kuchni, biorąc stamtąd krzesło. Po chwili wróciłem z nim do wieszaka, kładąc go naprzeciwko niego. Następnie wdrapałem się ostrożnie na krzesło, po czym spojrzałem się w górę. W dalszym ciągu byłem za niski. Nie miałem jednak już nic innego, co mogłoby posłużyć mi za drabinę. Westchnąłem więc, po czym stanąłem na palcach, opierając się jedną ręką o ścianę, po czym drugą ręką pomacałem drewno, szukając na oślep kluczy.

Ucieszyłem się, kiedy po chwili wyczułem coś pod palcami. Chwyciłem tą rzecz, po czym stanąłem bezpiecznie na krześle. Zaraz potem spojrzałem się na pęk kluczy, znajdujący się w mojej dłoni. Oby był tam ten należący do drzwi balkonowych.

Zszedłem z krzesła, po czym podszedłem do balkonu, by z kolei zacząć szukać odpowiedniego klucza, który powinien pasować.

Po paru minutach z próbami nietrafnego odblokowania drzwi za pomocą, jak się okazało niepasujących kluczy, udało mi się znaleźć ten odpowiedni. W ten sposób drzwi balkonowe stały otworem, wpuszczając do salonu mroźne powietrze, w wyniku czego zatrząsłem się z zimna, jednak dzielnie stałem w miejscu i wpatrywałem się w lisy. Mama lis w dalszym ciągu leżała słabo na śniegu. Nie pokoiło mnie to.

Podszedłem więc do zwierząt, po czym przykucnąłem przy mamie lis i pogłaskałem ją. Ze zmartwieniem wyczułem pod palcami, że była chuda. Byłem w stanie policzyć jej żebra. To było smutne. Właśnie wpatrywałem się w konającą lisycę.

Spojrzałem się na szczeniaki, które biegały wokół niej, nie zdając sobie sprawy, że ona właśnie umiera. Uśmiechnąłem się, kiedy jeden ze szczeniąt wdrapał się na moje kolana. Wziąłem go ostrożnie na ręce, po czym przytuliłem go delikatnie do swojej klatki piersiowej, starając się go nie złamać. Głaszcząc szczeniaczka, przeniosłem spojrzenie na mamę lis, by ze smutkiem spostrzec, że jej oczy były matowe, a ona sama już nie oddychała. Nie żyła. Osierociła trzy małe szczenięta. Spojrzałem się na młode lisy, zastanawiając się co z nimi zrobić. Nie mogę ich tak zostawić. Umrą w ten sposób. Z zimna. Głodu. Zabite przez inne drapieżniki. Nie mogę na to pozwolić.

W Cieniu BóluOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz