Rozdział 118

315 28 0
                                    

___Will___

Spojrzałem się na budynek, a potem na Grega.

- Tam jest to centrum? - zapytałem się zdziwiony, wskazując ręką na budynek. Obstawiałem bardziej, że będzie to jakiś ceglany, ponury budynek z drutem kolczastym na murze. Ale nie spodziewałem się wysokiego, szklanego budynku, niczym jakiś apartamentowiec z parkingiem podziemnym, do którego właśnie wjeżdżamy.

Greg uśmiechnął się, po czym także spojrzał się za okno.

- Tak, to jest centrum. Tutaj planujemy wszystkie nasze akcje, robimy robotę papierkową... Różne rzeczy tu robimy - odparł, wobec czego ponownie spojrzałem się na budynek.

- A gdzie jest ten cały areszt? - dopytałem się zaciekawiony, na co mężczyźni zaśmiali się.

- On znajduje się na posterunku policyjnym - odpowiedział, po czym jak tylko samochód się zatrzymał, wysiadł z niego. Odwróciłem się i szarpnąłem za klamkę z mojej strony, jednak te ani drgnęły - Tędy wysiadamy - rzekł Greg, trzymając mi drzwi, przez które wysiadł. Spojrzałem się na niego oburzony, po czym przesunąłem się w jego stronę i wysiadłem z samochodu. Greg, jak tylko stanąłem obok niego, chwycił mnie za ramię, w wyniku czego posłałem mu zirytowane spojrzenie.

- Jak ja ci niby ucieknę!? Przez zamkniętą bramę!? - oburzyłem się, wskazując ręką na wjazd do garażu, który aktualnie był zamknięty przez zsuwaną z góry bramę. Greg i Thomas na moje słowa zaśmiali się.

- Już ja wiem, że nie zaprzestaniesz uciekać przez jedną bramę - odparł rozbawiony, po czym dalej mnie trzymając, ruszył w stronę windy. Thomas zaś pojechał zaparkować samochód - Chodź, reszta już na nas czeka - rzekł, na co westchnąłem i chcąc nie chcąc, ruszyłem za nim.

Kiedy już znaleźliśmy się w przyjemnie ciepłej windzie, w której grała cicha muzyczka, zdałem sobie sprawę, jak bardzo mi było zimno. Spojrzałem się na ścianę z lustrem, by ze zdziwieniem dostrzec, że moje policzki są całe czerwone. Ułożyłem na nich dłonie, by ze zdumieniem poczuć, że są gorące. Nie powinny być bardziej zimne?

- Jak dojdziemy na miejsce, poproszę sekretarkę, aby zamówiła wam coś gorącego do jedzenia - mruknął Greg, przyglądając mi się, w skutek czego spojrzałem się na niego przez odbicie w lustrze.

- Nie trzeba. Nas już dawno nie będzie - odparłem, po czym odwróciłem się w jego stronę - A poza tym nie jestem głodny - dodałem, by następnie spojrzeć się w stronę drzwi windy, które się otworzyły. Greg uśmiechnął się rozbawiony.

- Już ja dopilnuję, abyście jeszcze byli. A poza tym i tak zjesz obiad - odparł stanowczo, by następnie pchając mnie, wyjść z windy. W następnej kolejności udał się ze mną korytarzem, mijając różne pokoje, po czym wszedł do przestronnego saloniku, który miał na środku kanapę ze stolikiem, który stał na białym puchatym dywanie. Podłoga była wykonana z ciemnego drewna, a ściany były koloru białego. Na prawo znajdował się duży telewizor z komodą. Zaś na lewo bar z krzesłami, na których siedzieli obcy mi mężczyźni, którzy widząc nas wstali i podeszli do nas.

- Ethan zabrał tamtą dwójkę do łazienki, by się przebrali w suche i ciepłe ubrania - orzekł obcy mi mężczyzna, na co przyjrzałem mu się. Miał on czarne włosy, sięgające nieco do uszu. Jego oczy zaś były koloru zielonego. Jego postura nie wyróżniała się niczym od zwykłej nie wysportowanej sylwetki.

- Dzięki, Jaston - mruknął Greg, posyłając mu uśmiech, po czym skierował się w tylko znaną mu drogę. Aczkolwiek ja zaparłem się i spojrzałem się na Jastona.

- Gdzie są nasze lisy? - zapytałem się. Jeżeli Ethan zabrał przyjaciół do łazienki, to raczej wątpię, aby nasze szczeniaki tam się także znajdowały.

W Cieniu BóluOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz