Rozdział 59

535 33 1
                                    

___Matt___

Siedziałem wpatrując się w butelkę, czując na sobie wzrok mężczyzn.

- M-muszę?... - zapytałem się cicho, podnosząc wzrok na Ethana.

- Tak - odrzekł stając przy swoim, na co spuściłem załamany wzrok na napój. W następnej kolejności wziąłem niepewnie łyk, po czym połknąłem z trudem to, co miałem w buzi. Odstawiłem butelkę na blat, kiedy miałem wrażenie, że zaraz zwymiotuję. Jak tylko okropne uczucie zniknęło, podniosłem niepewnie wzrok na mężczyzn - No dalej, ma zniknąć cała butelka - orzekł Ethan, w odpowiedzi czego poczułem łzy w oczach.

Przez następne kilka minut wpychałem w siebie napój, a kiedy miałem wrażenie, że już więcej nie wytrzymam, odłożyłem butelkę na blat, spoglądając się na mężczyzn z łzami w oczach.

- J-już n-nie d-dam r-rady... - szepnąłem, łamiącym się głosem.

- Już mało ci zostało, dasz radę - napomknął delikatnie Michael. Słysząc jego słowa wypuściłem z oczu łzy, po czym podniosłem ponownie butelkę. Patrzyłem się na nią, starając zmusić się do wypicia reszty, aczkolwiek nie byłem w stanie.

- J-już n-nie m-mogę... P-proszę - zapłakałem, odkładając butelkę na blat. Po chwili dobiegło mnie westchnienie Ezechiela.

- No dobrze, najwyżej później zjesz więcej - napomknął Ezechiel. Później? Ja nie dam rady nawet później.

- To w takim razie, chciałbym teraz z tobą porozmawiać - orzekł Ethan, na co spojrzałem się na niego niepewnie - Zapraszam - napomknął, zapraszając mnie gestem ręki do salonu. Zgodnie z jego słowami skierowałem się niepewnie w stronę wskazanego przez mężczyznę pomieszczenia, mocno ściskając pluszaka w dłoniach - Usiądź - rozkazał, wskazując na kanapę, na której z kolei sam zasiadł. Spojrzałem się na drugi koniec kanapy, po czym ruszyłem w tamtym kierunku, by w następnej kolejności zasiąść na samym jej rogu - No dobrze... Od chłopaków dowiedziałem się, że uciekłeś z niejakim Willem porywaczom, którzy złapali twojego przyjaciela, za którym mocno rozpaczałeś, bowiem boisz się, że stanie mu się krzywda. Czy wszystko się zgadza? - zapytał się Ethan. Wysłuchując jego wypowiedzi siedziałem napięty, a kiedy padła wzmianka o Willu, momentalnie poczułem łzy w oczach, które po chwili poczęły spływać po mojej twarzy. Nie mogąc przepuścić żadnego słowa przez zaciśnięte gardło, kiwnąłem niemrawo głową - W porządku, rozumiem. A powiedz mi... Czy te ogłoszenie jest prawdziwe? - dopytał się, a jak tylko uniosłem na niego spojrzenie, zbladłem. W dłoniach Ethana znajdował się plakat, informujący o moim zaginięciu, a także o mojej chorobie urojeniowej - Zaginął!
Matthew Smith. Bardzo proszę o kontakt w sprawie zaginięcia chłopaka. Ostatnio widziany był przy hotelu Ästio. Nie posiada przy sobie dokumentów, ani telefonu. Chłopak nie zna miasta, ani jej okolic. Nie ma z nim żadnego kontaktu. Chłopak choruje na zaburzenia urojeniowe, inaczej zwaną paranoję. Jeżeli wiesz, gdzie się znajduje, bądź co się z nim dzieje, zadzwoń: + 48 006 872 536 - przeczytał na głos - Czy te informacje są prawdziwe? - zapytał się, w odpowiedzi czego momentalnie pokręciłem energicznie głową.

- N-nie... P-proszę... N-nie d-dzwońcie p-po n-nich - zapłakałem, spoglądając się z Ethana na Michaela, z Michaela na Ezechiela, z Ezechiela na Ethana i tak w kółko. Błagam, niech mi uwierzą! Oni nie mogą wiedzieć, gdzie jestem! Ja nie chcę tam wracać!

- Spokojnie... Póki nie mamy potwierdzenia, że te informacje są prawdziwe, zostaniesz tutaj - orzekł dobitnie Michael, w odpowiedzi czego odetchnąłem z ulgą.

- Moim zdaniem patrząc na stan Matta, śmiało mogę powiedzieć, że te informacje są fałszywe - orzekł Ezechiel, w wyniku czego wszyscy spojrzeli się na mnie.

W Cieniu BóluOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz