Rozdział 54

805 29 1
                                    

___Will___

Przemierzaliśmy las już dobre kilka godzin, a pożywienia jak nie było, tak nie ma. Zaczynam powoli powątpiewać w to, czy uda nam się przeżyć w tym lesie. Brzuchy zaczęły nas już niemiłosiernie boleć ze względu na brak jedzenia, a my sami byliśmy bardziej śpiący bez energii, dostarczanej do naszego organizmu poprzez pokarm.

- G-głodny jestem... - mruknął Matt, po raz kolejny tego dnia, co mnie nie dziwi. Sam byłem strasznie głodny. To już prawie drugi dzień bez jedzenia.

- Wiem Matt, ja też jestem, ale musimy dać sobie jakoś radę. Musimy przeżyć - rzekłem pewnie, aczkolwiek sam zaczynałem powątpiewać, czy jednak nam się uda.

- Wiem... - szepnął, po czym rozejrzał się wokoło siebie - M-myślisz, że są g-gdzieś niedaleko? - zapytał się, w odpowiedzi czego zatrzymałem się i rozejrzałem.

- Nie wiem, Rafael może tak, ale nie wiem, jak z Henrym. On poszedł w przeciwnik od nas kierunku - odpowiedziałem mu, na co chłopak uśmiechnął się. W następnej kolejności ruszył przed siebie, na co westchnąłem. Oby byli daleko, bo nie wiem, jak daleko zajdziemy bez pożywienia. Zatrząsłem się z zimna, kiedy po lesie rozszedł się nieprzyjemny wiatr, który owiał nasze zziębnięte ciała, obniżając ich temperaturę.

- Z-zimno... - zatrząsł się Matt, na co spojrzałem się na niego, by dostrzec, że ten przytula do siebie pluszaka, trzęsąc się mocno.

- Chodź tutaj - rzekłem, szeroko rozkładając ramiona, w wyniku czego przyjaciel uśmiechnął się, po czym przytulił się do mnie mocno. Po chwili ruszyłem przed siebie, przytulając do siebie Matta, co nieco nas spowalniało, aczkolwiek zdrowie przyjaciela było najważniejsze.

Po trzech godzinach marszu zatrzymałem się, na co przyjaciel spojrzał się na mnie zdziwiony. Uśmiechnąłem się i przeniosłem swój wzrok na przyjaciela, a kiedy ten dostrzegł mój wyraz twarzy, zmarszczył brwi, po czym przeniósł swoje spojrzenie, tam gdzie się spojrzałem, na co na jego twarzy momentalnie pojawiło się szczęście.

- Jagody! - krzyknął wesoło, po czym puszczając mnie, podbiegł do krzaka z owocami. Uśmiechnąłem się szeroko na radość Matta, po czym podszedłem do niego, gdzie wspólnie zaczęliśmy spożywać jagody. Kiedy tylko owoce się skończyły, westchnąłem załamany, bowiem nie napełniły one nam żołądków, aczkolwiek musiało nam to wystarczyć.

- Teraz musimy znaleźć nocleg, bo zaczyna się ściemniać - napomknąłem, na co Matt kiwnął głową, po czym skierowaliśmy się oboje w dalszą drogę.

Po kolejnych dwóch godzinach, kiedy było ciemno na tyle, że nic już nie widzieliśmy, zmuszeni byliśmy przespać tę noc na gałęzi drzewa bez ogniska, co napawało mnie lekkim niepokojem, bowiem obawiałem się, że któreś z nas zachoruje, co jednocześnie spowalniałoby nas, aczkolwiek nie mieliśmy innego wyjścia. Musieliśmy przespać się na drzewie. Nie możemy ryzykować i podróżować po ciemku, bowiem istnieje ryzyko, że któreś z nas źle stanie, czy też nie zauważy czegoś, w wyniku czego nabawiłoby się kontuzji, a tego wolałbym uniknąć.

- Pokaż mi chociaż, jak to zrobić! - krzyknąłem do Matta, kiedy ten usadowił się na gałęzi, na której mieliśmy się przespać. Przyjaciel słysząc moje słowa, spojrzał się w dół, wprost na mnie, po czym zastanowił się chwilę.

- Z-złap się tej gałęzi... - rzekł, wskazując na jedną z niżej usytuowanych gałęzi, co też po chwili zrobiłem - P-podciągnij się i podeprzyj nogą i t-tak w kółko - podpowiedział, na co westchnąłem, po czym zacząłem się wpinać po drzewie, co początkowo mi nie wychodziło, aczkolwiek po paru minutach w końcu udało mi się znaleźć na gałęzi, na której siedział Matt.

W Cieniu BóluOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz