Rozdział 20

948 34 1
                                    

Mężczyźni po przedyskutowaniu między sobą, zadecydowali, że najlepszym punktem do rozłożenia się, będzie przestrzeń między drzewami, które uformowały cień na trawie, wskutek czego będziemy w stanie uchować się przed oślepiającym nas słońcem. Spostrzegając, iż dorośli nie domagają się pomocy mojej, jak i Petera, zgodnie podjęliśmy decyzję na oddalenie się pod jedno z drzew, usytuowanych w niewielkiej odległości od zbiornika wody.

-Ramzes! - przywołałem do siebie czworonoga, kiedy zwróciłem swój wzrok w kierunku mężczyzn, dostrzegając, że byli oni przymuszeni lawirować wokół psa, który ganiał wpośród toreb, wbiegając pod nogi dorosłych. Zaalarmowane stworzenie spojrzało się w moją stronę, by z kolei energicznie wywijając ogonem, skierować się ku mnie. Gdy był na wyciągnięcie mojej ręki, począłem gładzić go po pysku. Jak tylko zaniechałem wykonywania swojej czynności, pies ulokował się nieopodal moich nóg, podpierając się pyskiem o moje kolana. Wtem wyczułem na sobie czyjeś spojrzenie. Uprzedzony odczuciem bycia obserwowanym, zwróciłem swój wzrok w stronę zgrupowania mężczyzn, którzy w dalszym ciągu się rozpakowywali. Widząc, że żaden z nich nie spogląda w moim kierunku, rzuciłem więc okiem w stronę Luisa, który po skrzyżowaniu naszych spojrzeń, uśmiechnął się przebiegle.

-Nie lubię go - odezwał się Peter, dostrzegając, jak krzyżuję swój wzrok z tym Luisa, by z kolei zaprezentować mu środkowy palec, uśmiechając się błogo.

-Ja także. Według mnie jest zbyt ekstrawagancki, a w dodatku miał czelność naśmiewać się ze mnie - zgadzam się z rudym, zdradzając mój motyw wrogości w stosunku do chłopaka, który słysząc moje drugie stwierdzenie, posyła mi zszokowane spojrzenie.

-Kiedy to miało miejsce? - zadał pytanie, spoglądając w moim kierunku, kiedy z jego oblicza zniknęło zszokowanie, a ukazała się antypatia zwrócona względem Luisa.

-Rano, gdy byłem ubrany w różową sukienkę, a Henry karmił mnie, jak siedziałem u niego na kolanach - odparłem kumplowi. Gdy moje słowa docierają do chłopaka, klnie pod nosem, by z kolei posłać Luisowi nienawistne spojrzenie. Wspomniany nieprzyjaciel, spostrzegając to, śmieje się.

-A szkoda marnować na takiego bęcwała czasu, dziwak z niego i tyle - wypowiada się, machając zdegustowany ręką, by z kolei oprzeć się o drzewo plecami. Po chwili postanowił zmienić pozycję, albowiem zdał sobie sprawę, że bieżąca jest niewygodna, z tego powodu wyprostował nogi, a głowę podparł na rękach za głową, obserwując okolicę przed nami.

Po zorientowaniu się, że ze strony Petera nie ma żadnego kontaktu, począłem rozglądać się po okolicy, bowiem nie miałem pojęcia, co mogę w bieżącym momencie innego zrobić. Zadecydowałem przyjrzeć się mężczyznom, jak się rozkładają. Kiedy zwróciłem swój wzrok w ich stronę, spostrzegłem, że niemal skończyli się wypakowywać.

-Chodź - odezwał się niespodziewanie rudy, podnosząc się na równe nogi, by z kolei postąpić kilka kroków do przodu, aczkolwiek spostrzegając, iż nie idę w jego ślady, zatrzymał się i odwrócił się w moim kierunku, posyłając pytające spojrzenie.

-Gdzie zamierzasz iść? - pytam, podnosząc się na równe nogi, żeby zrównać się wysokością z chłopakiem.

-Wolę biegać w gatkach niżeli całą dobę przesiadywać w kiecce - odparowywuje, słysząc moje pytanie. Po chwili zastanowienia wtóruję mu. Przyjaciel, dostrzegając moją aprobatę, odwraca się i kieruje się w stronę mężczyzn. Ja natomiast w pierwszej kolejności schylam się, żeby sięgnąć po kij, a zaraz potem z jego wsparciem kroczę w kierunku bruneta.

-Tatusiu... - zwracam na siebie uwagę Henrego, gdy po chwili, udało mi się do niego doczłapać. Mężczyzna zaalarmowany moją wypowiedzią, odwraca się w moją stronę, by z kolei uśmiechnąć się i kucnąć naprzeciw mnie, a w następnej kolejności łapiąc mnie w pasie i przyciągając do siebie, a zaraz potem przytulić się do mojego tułowia.

W Cieniu BóluOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz