Rozdział 13

1K 36 0
                                    

Obudziło mnie przeraźliwe zimno. Otwieram oczy, by zauważyć że pada deszcz. Cały przemoczony schodzę z drzewa, ponieważ nie ma sensu tam siedzieć bezczynnie i czekać aż skończy padać, jeżeli już jestem mokry. Jak tylko staję na ziemi, wyruszam w poszukiwaniu jedzenia.

W pewnym momencie natrafiam na krzak dzikich jagód. Przystaję przy roślinie, po czym zaczynam jeść jej owoce. Za bardzo się nimi nie najem, ale przynajmniej w jakimś stopniu zapełnię żołądek.

Jak tylko skończyłem jeść, ruszyłem przed siebie mając nadzieję, że po jakimś czasie natrafię na jakąś wieś, miasto czy też drogę.

Moje poszukiwania przerywają wycia psów. Odwracam się w stronę, z której pochodziły dźwięki, ale niczego nie ma. Nie chcąc ryzykować, że są to psy od bruneta, przyspieszam kroku i ruszam w przeciwnym kierunku.

Na całe szczęście padał deszcz, więc czworonogi będą miały utrudnione wywęszenie mnie.

Nagle słyszę za mną dźwięk łamanej gałęzi. Momentalnie zatrzymuję się i odwracam, ale niczego podejrzanego nie widzę. Stoję tak chwilę, próbując wypatrzeć źródło hałasu, ale gdy niczego nie udaje mi się zobaczyć, ruszam z szybko bijącym sercem w dalszą drogę.

Trasę przemierzam rozglądając się cały czas na boki. Gdy za mną roznosi się ponownie dźwięk łamanej gałęzi, nie zatrzymuję się, a ruszam biegiem przed siebie. Słyszę jak ktoś biegnie za mną. Boję się zobaczyć kto to, więc biegnę dalej.

-Ej, zatrzymaj się! Czemu uciekasz?! - krzyczy osoba za mną.

Nie rozpoznając głosu odwracam głowę, co okazało się błędem.

Jęczę z bólu, gdy źle staję na nodze, w efekcie czego ląduje boleśnie na ziemi.

Podnoszę wzrok na obcego mi mężczyznę, gdy ten zbliża się w moim kierunku.

Ma on ciemnobrązowe włosy. Na głowie ma założoną czapkę z daszkiem w moro. Jego kurtka jak i spodnie również są w moro. Buty ma zaś czarne.

-Nic ci nie jest? Co ty tu robisz? - zadaje pytania szatyn.

Gdy mężczyzna jest zbyt blisko mnie, wstaję na nogi. Krzyczę i upadam na ziemię, gdy kostka promieniuje okropnym bólem. Momentalnie w oczach stają mi łzy.

-Nie wstawaj, mogłeś skręcić kostkę - oznajmia.

Gdy obcy robi krok w moją stronę, przesuwam się do tyłu, chcąc być zdala od niego.

-Nie bój się. Nic ci nie zrobię - mówi spokojnie, podnosząc ręce w górę.

-Jestem Victor, a ty? - pyta.

-M-matt - odpowiadam.

-Podejdę teraz i sprawdzę stan twojej kostki, okej? - zadaje pytanie.

Po chwili zastanowienia przytakuję mu głową. Mężczyzna uśmiecha się i podchodzi do mnie. Gdy staje obok mnie, kuca i sięga rękoma do mojej nogi. Następnie ostrożnie ściąga mi buta, na co na mojej twarzy pojawia się grymas bólu, gdyż po mimo delikatności Victora, kostka promieniuje bólem. Gdy szatynowi udaje się zdjąć całkowicie buta, podwija nogawkę, po czym mówi:

-Zdecydowanie jest skręcona.

Uśmiecha się do mnie smutno.

-To jak, powiesz mi co robisz w środku lasu całkiem sam? - pyta.

Co jeżeli zna Henrego? Jak powiem mu, że uciekłem od niego, zaprowadzi mnie do niego. Ale z drugiej strony, jeżeli mu powiem, że zostałem porwany, może mi pomoże.

Mężczyzna widząc moje wahanie, wzdycha i mówi:

-No nic, tak czy siak, nie zostawię cię samego w środku lasu, a tym bardziej ze skręconą kostką i całego przemoczonego.

W Cieniu BóluOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz