Rozdział 21

761 29 0
                                    

Poczułem szarpnięcie, które wybudziło mnie ze snu. Otworzyłem oczy, sprawdzając, co się dzieje wokół mnie. Gdy usłyszałem warczenie, spojrzałem się w kierunku, z którego ono pochodzi. Moim oczom ukazał się Ramzes warczący w stronę Henrego i Victora, którzy stali niedaleko nas. Nie chcąc znajdować się w beznadziejnej pozycji podczas ataku, wstałem do pozycji siedzącej. Rozejrzałem się wokół siebie, badając sytuację i zauważyłem, że nigdzie nie ma Petera. Gdzie on się podział? Odszedł, zostawiając mnie samego?

-Siad! - krzyczy na psa, Victor, który po podjęciu się próby podejścia przez mężczyznę w moim kierunku, zaczął na niego warczeć.

Zwierzę nie posłuchało się mężczyzny, a podeszło trochę bliżej, zatrzymując się w pozycji gotowej do ataku, ukazując kły.

-Siad powiedziałem! - krzyknął wzburzony szatyn, gdy pies się go nie posłuchał, a zareagował w odwrotny sposób.

Gdy spoglądałem w kierunku brązowowłosego, kątem oka zauważyłem ruch po mojej prawej. Spojrzałem się więc w tamtą stronę, a widząc, że to brunet, który zbliża się w moim kierunku, stanąłem na nogi, chcąc być gotowym w razie ataku na unik. Na mojej twarzy ukazał się grymas bólu, gdy pod presją czasu, stanąłem na obolałej kostce.

-Chodź maluszku, wracajmy do domu - powiedział łagodnie mężczyzna, uśmiechając się w moją stronę, powoli zmniejszając dystans między nami.

Nie myśląc wiele, schyliłem się i szybko podniosłem z ziemi kij, za pomocą którego zrobiłem kilka kroków w tył, zwiększając odległość między mną a brunetem, który stale zmniejszał dystans między nami. Gdy za plecami poczułem opór w postaci ściany skalnej, przeraziłem się, widząc, jak na twarzy podążającego w moim kierunku mężczyzny pojawia się zwycięski uśmiech. Nie wiedząc, co zrobić w danej sytuacji, począłem rozglądać się na wszystkie strony w poszukiwaniu rozwiązania, które pomoże mi wyjść z beznadziejnej sytuacji. Odetchnąłem z ulgą, widząc, jak przed brunetem staje Ramzes, szczerząc na niego kły i warcząc. Moja radość nie trwała długo, gdyż po chwili zauważyłem, zbliżającego się w moim kierunku Victora. Wiedząc, że nie poradzę sobie z mężczyzną w pojedynkę, wszcząłem poszukiwanie możliwej drogi ucieczki z obecnej sytuacji, gdyż nie wyglądała ona na ciekawą.

-Maluszku nie bój się. Nie zrobię ci krzywdy, wracajmy do domu - powiedział delikatnie brunet, starając się obejść czworonoga, który nie zamierzał przepuścić go dalej.

Słysząc jego słowa skierowane w moim kierunku, spojrzałem się na niego. Widząc, że mężczyzna zmniejszył odległość między nami, co poskutkowało tym, że znajduje się on teraz naprawdę blisko mnie, poczułem, jak z przerażenia w mojej klatce piersiowej, serce podwaja swoje działanie.

-Nie podchodź! - krzyknąłem zaniepokojony, gdy po odwróceniu głowy w stronę szatyna, zauważyłem, że zmniejszył on dystans między nami na tyle, że znajduje się on znacznie bliżej mnie od bruneta.

Jak tylko mój krzyk dotarł do Ramzesa, ten doskoczył do mężczyzny, chcąc go zaatakować, lecz Victor, będąc świadom ataku od strony psa, odskoczył do tyłu w momencie, gdy zwierzę miało się na niego rzucić.

-Puść! - krzyknąłem przerażony, gdy niespodziewanie zostałem złapany za rękę, przez Henrego, który wykorzystując sytuację, że nie zwracałem na niego uwagi, skrócił dystans między nami.

-Wracamy do domu! - krzyknął zdenerwowany, widząc, że nie mam zamiaru ruszyć się z miejsca, gdy ten odwrócił się do mnie plecami, ciągnąc za rękę.

Stanął przodem do mnie, po czym miał ponowić przyciągnięcie mnie do siebie, lecz niespodziewanie na trzymającą mnie rękę mężczyzny, rzucił się pies, szarpiąc za kończynę. Brunet przez nagły atak puścił mnie, dzięki czemu cofnąłem się kilka kroków do tyłu, zwiększając odległość między nami.

W Cieniu BóluOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz