#48 Kylie

184 17 1
                                    

Marcus z Zoey próbowali ocucić Ashley, a ja stałam w kącie w ogóle niezauważona. Chłopak ciągle mnie unikał, a teraz, kiedy już znaleźliśmy się w jednym pomieszczeniu, ignorował mnie. Myślę, że już wiem, dlaczego tak nagle się odciął. Ona musi nosić jego dziecko. Nie powinno mnie to obchodzić, ale jednak tak w głębi duszy to trochę boli. Powinien chociaż mi to wyjaśnić, a nie udawać, że w ogóle się nie znamy. Nie! On nie musi niczego mi tłumaczyć, bo przecież nie jesteśmy parą. Czułam, że znów wzbiera we mnie złość. Po kilku minutach karetka już przyjechała. Wynieśli Ash na noszach, a my poszliśmy za ratownikami medycznymi.

- Muszę z nią jechać - powiedział Marcus, ale znów tak jakby zwracał się tylko do Zo. Po co tu w ogóle przyszłam? - Zoey, pojedziesz ze mną? Nie chciałbym być sam.

- Sorry, Marcus. Nie mogę, ostatnio mam mnóstwo pracy, ale może Kylie z tobą pojedzie? - moja przyjaciółka mrugnęła do mnie tak, żeby chłopak tego nie zauważył.

- No spoko, jeśli nie masz nic przeciwko - zaczynałam mieć tego dość. Zaproponował to w taki sposób, jakby miał nadzieję, że odmówię. Nie ma mowy. Musimy w końcu porozmawiać.

- Jasne, możemy jechać i tak nie mam nic lepszego do roboty.

~~~

W szpitalu od razu zabrali blondynkę na badania. Po takim uderzeniu prawdopodobnie poroniła. Musieli sprawdzić, czy nic jej nie zagrażało. Marc ciągle był milczący. Postanowiłam rozpocząć temat.

- Hej, Marcus? Możemy chwilę pogadać? - zielonoki tylko skinął głową, ale nie zraziłam się tym.

- Czy to twoje dziecko?

- Nie, Dave'a.

- Tego naćpanego, którego uderzyłeś?

- Taa...

- Mam dość! Przestań się tak zachowywać!

- O co ci chodzi?

- Nie! O co tobie chodzi? Rozumiem, że cię zraniłam, ale przeprosiłam! Od niedzielnego ranka nie odezwałeś się do mnie nawet słowem.

- To nie to. Już się nie gniewam. Pamiętam, mieliśmy być przyjaciółmi i tylko tyle. Niczego nie obiecywałaś.

- Więc? Dlaczego mnie unikasz i ignorujesz?

- Kylie, ja już wszystko wiem. Wiem, dlaczego byłaś taka tajemnicza i ciągle zmieniałaś zdanie. Widziałem stronę szpitala na twoim komputerze. Wiem, że masz problemy i muszę to sobie wszystko przemyśleć. Dlatego się odsunąłem. Potrzebuję czasu. To dla mnie trudne do zrozumienia - każde jego słowo było jak cios prosto w serce. Łzy napływały mi do oczu i coraz gęściej skapywały po policzkach. Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam. Jak mogłam się tak pomylić co do niego. Naprawdę zaczynałam się zastanawiać, czy mu nie powiedzieć prawdy, ale teraz? On jest taki sam jak Cody. Muszę się zastanowić. Nie wiem, czy nadal będę mógł się z tobą zadawać, skoro masz białaczkę. Sranie w banię. Skumulowałam swoje uczucia w jednym miejscu i uderzyłam go.

- Jesteś dupkiem! Pieprzonym dupkiem! Proszę! Zastanawiaj się, ile chcesz, ale więcej się do mnie nie zbliżaj! - odwróciłam się i zaczęłam szybkim krokiem iść w stronę wyjścia.

- Ale, Kylie... - nie słuchałam tego co ma do powiedzenia. Pokazałam mu środkowy palec i wyszłam na zewnątrz.

Mimo, że do domu miałam ponad 3 kilometry, to postanowiłam się przespacerować. Średnio co 20 metrów w coś uderzyłam albo kopałam, chcąc opanować emocje. Nie mogłam uwierzyć, jaką straszną idiotką byłam. Odstąpiłam od swoich własnych zasad, bo myślałam, że on jest inny. Nie bez powodu mówi się, że faceci to świnie. Czułam, jak puchną mi oczy od płaczu, ale nie mogłam tego powstrzymać. Ludzie oglądali się za mną z dziwnymi minami, ale nikt nic nie powiedział. Chciałam opowiedzieć o wszystkim Zo. Miałam nadzieję, że ona coś mi poradzi. Przed wejściem do akademika spotkałam Kevina.

Back To YourselfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz