Piątek
Ostatnie dni były dla mnie jedną wielką niewiadomą. Liczyło się dla mnie jedynie branie narkotyków, zaliczanie wszystkich klubów w mieście, brak snu, alkohol, zabawa. Dobry nastrój na imprezach opierał się na wypaleniu skręta, a świetna zabawa w dyskotece zależała od amfetaminy. Uzależnienie rosło, a ja byłem tego całkiem świadomy. To mnie przerastało. Stawało się ode mnie silniejsze. Nie potrafiłem tak po prostu odpuścić sobie i już nie sięgnąć po kolejną dawkę. Nie byłem świadomy swoich czynów, po prostu odlatywałem i zapominałem o całym świecie. Od wczoraj nic nie wziąłem, nie zapaliłem żadnego zioła ani nic i już czuję jak mnie rozsadza od środka. Zawsze sięgałem po narkotyk, tłumacząc sobie, że robię to, bo ktoś mnie zdenerwował, bo "wszystko jest bez sensu". Czuję, że teraz jest jeszcze gorzej. Kiedyś, gdy byłem jeszcze nastolatkiem byłem w naprawdę ciężkim stanie. Znalazłem się w szpitalu. Mimo terapii i odwyku problem nie zniknął. Ciągle we mnie siedzi coś, co każe mi sięgnąć po narkotyk. Po wszystkim co przeżyłem ja i moi rodzice, obiecałem im, że nie wrócę do tego samego stanu. Gdy przyjechałem na uczelnię na studia sięgnąłem po marihuanę, ponieważ mówili, że nie uzależnia. Wszystko było w jak najlepszym porządku, gdyby nie to, że poznałem Fisher'a. W dodatku wciągnąłem w to Matt'a. Ostatnio zauważyłem, że miewa zaczerwienione oczy, kaszle lub ma katar i nieuzasadnione zmiany nastroju oraz aktywności. Próbował jeszcze wpakować do tego gówna Marcus'a i Logan'a. Z jednej strony nie mieliśmy wyjścia, ale z drugiej strony mieliby przesrane przez nas. Przez ostatni tydzień wydarzyło się coś, o czym huczała cała uczelnia. Coś związanego ze mną i Ashley. Miałem przeciętą wargę i porządnie podbite oko. Tylko skąd to wszystko, skoro nie stawiłem się na żadne treningi. Te urywki poszczególnych zdarzeń. Cios Marcus, a za nim kolejny. Tak to on mi nawalił.
Stałem pod pokojem Ashley w oczekiwaniu, że ktoś mi raczy otworzyć. Niecierpliwiąc się, zacząłem walić w drzwi. Po chwili lekko się uchyliły a za nimi zobaczyłem wystraszoną współlokatorkę blondynki. Chowała się za drzwiami, jakby obawiając się, że stanie się jej krzywda.
- Cześć Maggie, mógłbym wejść? - zapytałem spokojnym lecz zachrypniętym głosem.
- Czego chcesz?
- Jest Ashley?
- Nie ma, wynoś się stąd - warknęła, zatrzaskując mi drzwi przed nosem, na szczęście w ostatniej chwili włożyłem nogę w szczelinę i zahamowałem zamknięcie.
- Chcę z nią tylko porozmawiać, nie muszę wchodzić, zawołaj ją - rozkazałem.
- Powaliło cię? Chcesz znowu jej zrobić krzywdę? - wiedziałem, że coś się stało. Bez powodu nie byłoby takiej afery.
- Proszę, chcę z nią spokojnie porozmawiać. Nie pamiętam co się wydarzyło...
- To taka twoja gra? - dziewczyna była nieugięta.
- Nie, do cholery, daj nam porozmawiać spokojnie, dopóki na serio nie puszczą mi nerwy - pchnąłem mocniej drzwi, chcąc się dostać do środka. - Ash! Ashley, porozmawiajmy...
- Maggie wpuść go, jeżeli chcesz być cała - usłyszałem słaby głos z wnętrza pokoju. Spojrzałem na rudowłosą wyczekująco. Ta tylko głęboko westchnęła i puściła drzwi.
Przekroczyłem próg i zauważyłem, że cały się trzęsę. Wiedziałem, ze długo bym nie wytrzymał bez kolejnej dawki. Próbowałem panować nad sobą tak, aby nie wybuchnąć agresją. Podniosłem głowę i rozejrzałem się po pokoju. Na łóżku leżała owinięta kocem blondynka. Na tym samym, na którym przyłapał nad Marcus. Wspomnienia wróciły i chwilowo odleciałem. Głos Maggie wyrwał mnie z zamyślenia.
- Przyszedłeś się gapić i zbadać co z niej zostało? - ironizowała rudowłosa. Zawsze wiedziałem, że rude to wredne. Ale w jednym są dobre. ŁÓŻKO.
CZYTASZ
Back To Yourself
Teen FictionCzy zastanawialiście się kiedyś, jak to jest z dnia na dzień stracić wszystko, na czym wam zależało? Ja tak miałam. Z najpopularniejszej osoby w szkole stałam się obiektem drwin i docinków. Najgorsi byli moi "przyjaciele", którzy śmiali się z tego...