#96 Kylie

150 14 11
                                    

Nie wiem, czy to możliwe, ale teraz czuję się jednocześnie lepiej i gorzej. Jest lepiej, bo zmieniłam mój sposób myślenia. Teraz moje rozmowy z przyjaciółmi nie kręcą się tylko wokół mojej choroby, ale wokół spraw codziennych. Dzięki temu czuję, że nie jestem aż tak odcięta od świata. Gorzej jest dlatego, że straciłam wszystkie siły. Nie jestem już w stanie samodzielnie przejść do łazienki na korytarzu, bo ból jest nie do zniesienia. W nocy budzę się z krzykiem. To najokropniejsze przeżycie, ale cieszę się, że są przy mnie bliscy, którzy mnie wspierają. Przez ostatnie kilka dni jeszcze bardziej zbliżyłam się z Kevin'em tak, że teraz jego również mogę uznać za jednego z najlepszych przyjaciół. Zoey i Cassie to takie dwa promyczki wśród szarości szpitalnej sali. Odkąd powiedziałam im, że nie zamierzam się poddawać, praktycznie chodzą w podskokach. Wszyscy widzą, że jest ze mną coraz gorzej, czasem jestem w stanie przespać cały dzień, bo jestem na środkach przeciwbólowych, ale atmosfera stała się tak jakby lżejsza. Wszyscy czują się lepiej, dzięki mojej najnowszej decyzji. Lekarze cały czas przygotowują mnie do potencjalnego przeszczepu, ale na razie sytuacja wcale nie poprawiła się w sprawie dawcy.

W szpitalu przeleżałam już prawie trzy tygodnie, aż w końcu nadeszły Walentynki. Z samego rana z Middletown przyjechał Shane, żeby spędzić cały ten dzień ze swoją narzeczoną. Nie miało dla niego żadnego znaczenia, że był środek tygodnia. To było przesłodkie z jego strony. Przedpołudnie spędziłam więc w towarzystwie taty. Potem, zaraz po zajęciach, przyszła Zo i szepnęła mu coś na ucho tak, że momentalnie się ulotnił. Zostałyśmy z dziewczyną same. W przeciwieństwie do Shane'a Marcus i Kevin gdzieś zniknęli. Rozmawiałyśmy z Zoey na różne tematy, ale rozmowa nam się za bardzo nie kleiła, bo ja byłam wyjątkowo słaba tamtego dnia, a ona była jakaś rozkojarzona i ciągle zerkała na telefon. W końcu chwilowo zeszłyśmy na temat Kevin'a.

- Po prostu nie wierzę, że my wszyscy tak długo próbowaliśmy cię przekonać do walki, a on tylko się pojawił i ty się zgodziłaś bez większych protestów. To niesamowite - zaczęła dziewczyna.

- To nie było dokładnie tak, ale przyznaję, że gdyby nie Kev to pewnie nadal użalałabym się nad sobą. Ja czasem go nie poznaję. Tak bardzo się zmienił.

- Prawda? Pamiętam jak mi o nim opowiadałaś. Jak się poznaliśmy... Nawet wtedy nie dał za wygraną i nakłamał Marcus'owi. I niby to pamiętam, ale mam wrażenie, jakbym mówiła o kimś zupełnie innym. Tamten chłopak nie przypomina mojego Kevin'a.

- Może właśnie o to chodzi. Wreszcie znalazł swoją drugą połówkę, która odpowiednio go naprostowała. Znalazł miłość, a ta potrafi zdziałać cuda.

- Taa... - potwierdziła z rozmarzeniem dziewczyna.

Na tym nasza rozmowa momentalnie się urwała, bo Zo odpłynęła do innego świata. Nie miałam pojęcia, co się z nią działo. Widać było, że nie mogła wysiedzieć na miejscu, bo zaczęła łazić po sali w tę i z powrotem, co mnie strasznie dekoncentrowało i irytowało. 

- Zo, dobrze się czujesz? - zapytałam, bo już mnie to męczyło.

- Tak, tak, w porządku - zapewniła, ale nic w jej postawie się nie zmieniło. - No gdzie ten idiota się podziewa? - mruknęła pod nosem sama do siebie, ale mnie udało się to usłyszeć. 

Zaczęłam się zastanawiać, o kogo jej może chodzić. Miałam dwie opcje i nie mogłam się jednoznacznie zdecydować na jedną. Marcus czy Kevin? Po kilkunastu minutach jednak znalazłam odpowiedź. Drzwi sali stanęły otworem, a w nich Marcus z ogromnym misiem pod pachą i bukietem czerwonych róż w drugiej ręce. 

- Wszystkiego najlepszego z okazji Walentynek, kochanie! - chłopak odstawił pluszaka, podszedł do mnie i nachyliwszy się, złożył gorący pocałunek na moich ustach.

Back To YourselfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz