Sobota
Właśnie byliśmy w drodze do domu Marcus'a. Moje protesty spełzły na niczym i takim sposobem siedziałam w tej chwili obok chłopaka w jego czarnym Buick Regal'u. Było popołudnie, ale zaczęło się już ściemniać. Święta tak właściwie rozpoczynały się jutro, ale ja i mój tata mieliśmy dotrzeć już dziś. Posiadłość Walkerów zmieniła się nieco od czasu, kiedy widziałam ją po raz pierwszy. Przede wszystkim chodziło o świąteczne dekoracje, ale również niewielką warstewkę śniegu, która pokrywała wszystko dookoła. Kiedy już dojechaliśmy, Marcus zaparkował na podjeździe, po czym oboje ruszyliśmy w stronę domu.
- Hej, mamo! Cześć, tato! Co tam u was? Jak idą przygotowania? - krzyknął chłopak z przedpokoju.
Chwilę później przed nami pojawili się rodzice Marc'a. Razem z nimi przybiegła Arielka. Przywitałam się z nimi i zamieniliśmy wszyscy razem kilka słów. Potem chłopak poszedł gdzieś razem z ojcem, a ja skierowałam się do kuchni z panią Walker. Piesek grzecznie podreptał za nami. Oczywiście musiałam się z nią trochę pobawić, zanim zaczęłam cokolwiek robić.
- Ale tu przepięknie pachnie!
- Już prawie wszystko gotowe. Muszę jeszcze tylko zrobić marynatę do indyka, a potem nakryć do stołu.
- W czym mogłabym pani pomóc? - nie chciałam stać tak jak kołek i tylko przyglądać się z boku.
- Hmm... możesz polukrować pierniczki, jeśli chcesz. A tak w ogóle to proszę mów mi Elizabeth, kochanie, bo czuję się staro.
Na ten komentarz na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Jak sobie pa... to znaczy jak sobie życzysz.
Mama Marcus'a była naprawdę przemiłą kobietą. Gawędziłyśmy sobie przyjemnie. Kiedy skończyłyśmy w kuchni, skierowałyśmy się do salonu, żeby przygotować wszystko na jutrzejszy dzień. Tata był już w drodze. Jechał razem ze swoim przyjacielem, panem Frankiem, który miał go tu dzisiaj podwieźć. Po jakimś czasie zauważyłam, że mamę Marc'a coś gryzie. Wydawało mi się, że chciała o coś zapytać, ale nie wiedziała jak.
- Kylie, mam do ciebie takie małe pytanie, ale nie wiem, czy powinnam o to pytać.
- Śmiało. Odpowiem, jeśli tylko będę potrafiła.
- Czy możesz mi powiedzieć, jak w ogóle wygląda twoja relacja z moim synem?
- No cóż... to trochę skomplikowane...
- Wiem i nie chcę naciskać, ale martwię się o niego. Ostatnio jakoś dziwnie się zachowuje. Teraz nie spędzam z nim już tyle czasu co kiedyś, ale jestem jego matką, więc zauważam pewne rzeczy. Wiem, że bardzo mu na tobie zależy. Chyba jeszcze nigdy nie był aż tak zaangażowany, ale jednak ciągle powtarza, że jesteście tylko przyjaciółmi. Trochę trudno mi to zrozumieć. Miałam nadzieję, że ty powiesz mi coś więcej, bo od niego ciężko cokolwiek wyciągnąć.
- Obawiam się, że to wszystko moja wina. Ja... Czy mogę ci zaufać? Obiecasz, że nikomu nie piśniesz ani słowa o tym, co ci powiem.
- Oczywiście.
- Nawet Marcus'owi.
- Obiecuję.
- Mam białaczkę - nie wiem, dlaczego zdecydowałam się powiedzieć o tym Elizabeth, ale ta kobieta po prostu tak bardzo przypominała mi moją własną matkę, że nie mogłam jej okłamać. - Walczę z nią już ponad dwa lata. Zachorowałam w liceum. Po pierwszej chemioterapii, dolegliwości ustąpiły i wystarczyło regularne przyjmowanie leków. Teraz znów jest gorzej, a może nawet dużo gorzej. Bardzo się boję, bo nie wiem tak naprawdę, jak będzie wyglądała moja przyszłość i czy w ogóle jakąś będę miała. Jeśli za bardzo się zaangażuję, może to być okropnie bolesne zarówno dla mnie jak i dla Marcus'a. Być może teraz go ranię, ale to i tak nic w porównaniu z tym, co mogłoby się stać. Myślę, że pogrzeb jednej ze swoich dziewczyn w życiu mu wystarczy. Nie musi przechodzić przez to drugi raz.
CZYTASZ
Back To Yourself
Novela JuvenilCzy zastanawialiście się kiedyś, jak to jest z dnia na dzień stracić wszystko, na czym wam zależało? Ja tak miałam. Z najpopularniejszej osoby w szkole stałam się obiektem drwin i docinków. Najgorsi byli moi "przyjaciele", którzy śmiali się z tego...