Znalazłem się w bardzo słonecznym miejscu. Pod stopami rozpościerał się zielony trawnik, krzewy przykryte jasnymi kwiatami, które były zapylane przez owady. Ścieżka wyrobiona częstym chodzeniem, oznaczona białymi stokrotkami. Rozłożyste drzewo, na jednej gałęzi wisząca huśtawka. Ta sama huśtawka, którą zamontowałem, będąc dzieckiem za domem. Tak, to musi być ten ogród ukryty za bluszczem. Zbliżyłem się do drzewa. W moje nozdrza uderzył mocny, znajomy zapach. Rozejrzałem się wokół, myśląc, że zobaczę Kylie, ale nigdzie jej nie było. Uniosłem głowę do góry, zwracając uwagę na samolot przelatujący całkiem nisko, gdy odwróciłem wzrok nagle na huśtawce siedziała ona, w promieniach słońca. Jej opalenizna pięknie odbijała się na tle białej prostej sukienki, którą rozwiewał ciepły wiatr. Pierwszy raz widziałem ją z taką karnacją, choć miałem okazję zobaczyć ją taką na zdjęciach z poprzednich lat. Włosy, które tak bardzo lubiłem głaskać, opadały na jej delikatne ramiona. Ten widok był naprawdę piękny, zważywszy na stan, w którym się teraz znajdowała. W szpitalu widywałem wychudzoną, bladą dziewczynę bez włosów, której nawet uśmiech sprawiał ból. Bujając się w rytm, patrzyła na mnie nieśmiało. Zmniejszyłem odległość między nami, zbliżając się. Uniosłem dłoń, pragnąc dotknąć jej gładkiej skóry, puszystych włosów. Ale w tym momencie wyraz twarzy dziewczyny się zmienił na wystraszony. Ujrzałem to, co często widziałem, zanim byliśmy razem. Podskoczyła i stanęła na równe nogi przypominając sarenkę, którą wystraszył myśliwy w lesie.
- Kylie - szepnąłem tak delikatnie z uczuciem, aż mnie to zdziwiło. Obdarzyła mnie spokojniejszym spojrzeniem, ale coś było nie tak. - Kylie, skarbie, podejdź do mnie.
- Nie, Marcus. To już koniec.
- Jaki koniec? - potrząsnąłem głową, próbując ją zrozumieć.
- Mój koniec - jej brązowe oczy wyrażały kapitulację. - Marc, ja odchodzę. Musisz o mnie zapomnieć.
Zrobiła kilka kroków, próbując się oddalić.
- Jak odchodzisz? Tak po prostu? - desperacko zmusiłem ją do zatrzymania, aby znów na mnie spojrzała.
- Tak już jest. Moja mama również odeszła, kiedy byłam dzieckiem i zostawiła mnie z tatą. Chcę, abyś znalazł sobie normalną dziewczynę, był szczęśliwy i założył wspaniałą rodzinę. Zawsze będę cię kochać i wierzę, że ty mnie też w głębi serca, ale musisz wymazać mnie z pamięci, żeby normalnie żyć.
- Tyle masz do powiedzenia? - spytałem łamiącym się głosem. Byłem zdruzgotany jej wyznaniem.
- Jeszcze coś - stała już tyłem do mnie, ale odwróciła się tak, że widziałem bok jej twarzy. - Będziesz wspaniałym mężem, a jeszcze cudowniejszym ojcem.
Zaczęła się oddalać w świetle słońca, ruszyłem za nią chcąc ją powstrzymać, ale tak samo jak szybko się pojawiła, tak samo szybko zniknęła.
~~~
Obudziłem się na łóżku szpitalnym Kylie. Podniosłem głowę, rozprostowałem kręgosłup, chcąc otrząsnąć się po koszmarze, który mi się przyśnił. Dopiero wtedy zorientowałem się, że maszyna, która pilnowała pracy serca dziewczyny, nie wydawała już przerywanego pikania. Teraz dźwięk ten przypominał jedno wielkie „piiiii", a na monitorze pokazała się prosta kreska ciągnąca się w nieskończoność. Zerwałem się i spojrzałem na Kylie, która była nieruchoma. Przyłożyłem dłoń do jej zimnego policzka i strach przeszył mnie na wskroś. W tym momencie do sali wpadło kilku lekarzy i pielęgniarki. Odsunąłem się tak, jak mi kazano, udostępniając miejsca osobom doświadczonym. Wszyscy pracowali w zgraniu, uruchamiając dziwną maszynę. Jedna kobieta robiła jej sztuczne oddychanie. Kiedy to nie pomogło, lekarz wyjął defibrylator, przystawiając go do piersi dziewczyny. Po kilku minutach doktor, który prowadził chorobę dziewczyny, odsunął się od łóżka, oświadczając, że już nie da się nic zrobić. Inni jeszcze natarczywie walczyli, na darmo. Nadszedł czas, że i oni odpuścili i po prostu wyszli po odłączeniu jej od różnych aparatur. Nie byłem w stanie na to patrzeć. Ściskałem pięści, tym samym wbijając paznokcie w skórę. Bardzo wolnym krokiem zbliżyłem się do niej. Szczęka zaczynała mnie boleć od mocno zaciskanych zębów. Musnąłem kciukiem jej twarz, po policzku popłynęła łza.
CZYTASZ
Back To Yourself
Teen FictionCzy zastanawialiście się kiedyś, jak to jest z dnia na dzień stracić wszystko, na czym wam zależało? Ja tak miałam. Z najpopularniejszej osoby w szkole stałam się obiektem drwin i docinków. Najgorsi byli moi "przyjaciele", którzy śmiali się z tego...