Kiedy właśnie miałem wychodzić, do sali weszła Kylie, za nią Federico i jego mama. Dziewczyna wlepiła swój wzrok we mnie. Chwilę patrzyliśmy się na siebie, w końcu Fede przerwał naszą wymianę spojrzeń. Podszedł do mnie, wymijając brunetkę, która stała jak sparaliżowana. Podaliśmy sobie dłonie, witając się.
- Dużo przede mną ukrywacie. Właśnie się dowiedziałem od pielęgniarki, że jesteś mężem Ky. Jak mogliście mnie nie zaprosić na ślub? - powiedział w żarcie chłopak. Mi nie było do śmiechu. Życzyłem jeszcze raz panu Mills powrotu do zdrowia, a następnie podszedlem do Kylie. Już się zbliżała na normalne przywitanie, czyli buziak w policzek, ale wysunąłem tylko dłoń tak jak w przypadku Federico. Dziewczyna zdziwiona moim gestem, po lekkim otumanieniu, złączyła nasze dłonie.
- Wracam do Princeton, tylko się spakuję. Jeżeli masz życzenie wrócić ze mną to pożegnaj się i przyjedź do domu. Ja za półtorej godziny wyjeżdżam - rzuciłem obojętnym tonem w stronę brązowookiej. Widziałem zdziwienie na jej twarzy, ale zaraz zastąpiło je zawiedzenie. Nie czekając na odpowiedź, od razu opuściłem szpital szybkim krokiem.
Godzinę później byłem już gotowy do wyjazdu, ale na wszelki wypadek chciałem poczekać jeszcze pół godziny, gdyby Ky chciała wrócić ze mną. Wątpiłem w to, ponieważ jej tata miał jeszcze jakiś czas zostać w szpitalu. Sądziłem, że zostanie jeszcze trochę z nim. Poszedłem do kuchni czegoś się napić. Po nalaniu soku do szklanki usłyszałem przekręcany klucz w drzwiach wejściowych. Słyszałem jak otwierają się drzwi, ktoś zdejmuje kurtkę i wchodzi na górę. Po około piętnastu minutach do moich uszu dobiegł huk prowadzący z korytarza. Wyszedłem z kuchni na korytarz zaciekawiony, co się stało. Kylie chwyciła walizkę, która leżała już na dole i pociągnęła ją do wyjścia. Przyglądałem się jej poczynaniom z zaciekawieniem, a ona nawet nie zwróciła na mnie uwagi wyciągając walizkę z domu. Podszedłem do niej i odebrałem jej bagaż wkładając do mojego samochodu. Wróciłem po kurtkę i czekałem w aucie na dziewczynę, która zamykała dom. Kylie zajęła miejsce z tyłu. Sytuacja była całkiem podobna do tej, kiedy wracaliśmy pierwszy raz z Middletown. Założyła słuchawki na uszy, odcinając się ode mnie. Denerwowała mnie taka taktyka z jej strony. Powinienem już dawno dać sobie spokój, tymczasem ciągle o niej myślałem. Dużo wczoraj wyładowałem złości podczas biegania. Tyle mogłem. W Princeton mógłbym pójść do Trent'a i po boksować w worek. Wypaliłem pół paczki papierosów i wcale nie żałowałem, chodź w niczym mi nie pomogły. Jakimś cudem oderwałem od niej myśli. Było jeszcze gorzej. Zacząłem martwić się samobójstwem Ashley. To mnie przytłoczyło najbardziej. Nie potrafiłem sobie wyobrazić, jak taka dziewczyna mogła odebrać sobie życie.
Nie chciałem już się zamartwiać, dlatego włączyłem radio i puściłem piosenki z pendrive'a. Poczułem uderzenie w głowę kulką papieru. Spojrzałem w lusterko, aby zobaczyć dziewczynę. Miała skrzyżowane dłonie na piersiach i wpatrywała się w okno. Prowadziłem dalej, nie odzywając się, wsłuchiwałem się w tekst piosenki.
- Nie odezwiesz się do mnie nawet słowem? - spytała nieśmiało po chwili.
- To ty usiadłaś z tyłu i się ode mnie odcięłaś - odpowiedziałem, wpatrując się w drogę. Ściszyłem odrobinę radio, aby lepiej ją słyszeć.
- Nie wiem, jak mam z tobą rozmawiać, kiedy ty się tak zachowujesz... - mruknęła. Wciągnąłem mocno powietrze. Nie miałem już siły na to wszystko.
- Nie możesz mnie obwiniać. Sama do tego doprowadziłaś... Ale teraz to nie jest najważniejsze. Musimy jak najszybciej wrócić do Princeton - skręciłem na stacje paliw. Czułem, że potrzebuję zapalić. Po zatrzymaniu się wysiadłem, trochę za mocno trzepiąc drzwiami. Skierowałem się do sklepu, zakupiłem wodę i paczkę fajek, którą zaraz po opuszczeniu budynku otworzyłem. Zapaliłem, mocno się zaciągając. Poczułem dziwną ulgę. Podszedłem do auta i oparłem się wygodnie o maskę. Po wypaleniu, wyrzuciłem niedopałek na ziemię i wsiadłem za kierownicę. Podczas mojej nieobecności dziewczyna zmieniła tylne siedzenie na przednie. Widocznie wzięła sobie moje słowa do serca. Zaszczyciłem ją spojrzeniem, ale ona tylko wywróciła oczami i uchyliła lusterko od góry.
CZYTASZ
Back To Yourself
TienerfictieCzy zastanawialiście się kiedyś, jak to jest z dnia na dzień stracić wszystko, na czym wam zależało? Ja tak miałam. Z najpopularniejszej osoby w szkole stałam się obiektem drwin i docinków. Najgorsi byli moi "przyjaciele", którzy śmiali się z tego...