#24 Marcus

218 21 0
                                    

Wracamy do Princeton, ja prowadziłem, a Kylie usunęła na tylnym siedzeniu, znowu czytając tę swoją durną książkę. Przez całą podróż byłem pochłonięty myślami. Dręczyło mnie to, co powiedziałem dziewczynie w lesie. W ogóle tak o niej nie myślałem, ale oczywiście najpierw robię, potem myślę. Byłem bardziej sfrustrowany i wściekły niż po tym, jak dała mi kosza wczoraj wieczorem.

Dlaczego kobiety robią tyle problemów?

Dlaczego mnie pocałowała, a potem była stanowcza i ostra, mówiąc, że to nie miało miejsca?

Cholera!

Wcisnąłem mocno hamulec, zauważając, że prawie przejechałem na czerwonym świetle. Podczas ostrego hamowania, szarpnęło autem, co zbudziło brunetkę.

- Co się dzieje? - pyta zachrypniętym głosem i wygląda na zdezorientowaną.

Zerknąłem na zegar w samochodzie. Była 11:30. Znajdowałem się trochę w innym świecie, dlatego droga z Middletown tak szybko mi minęła.

- Dojeżdżamy - rzuciłem trochę za ostrym tonem.

Zdałem sobie sprawę, że nie musiałem być tak chamski. Nie jedna dziewczyna dała mi kosza, ale właśnie na tej zależało mi najbardziej. Dlaczego? Właśnie, dlaczego? Zaraz zwariuję! Od czasu kiedy spotkałem Kylie, myślałem dwa razy więcej i to przez cały czas o niej.

Wjechaliśmy na parking pod akademikami. Zaparkowałem, po czym zgasiłem silnik. Wysiadłem i wyciągnąłem z bagażnika walizkę, ubiegając w tym dziewczynę. Wymieniliśmy się spojrzeniami, a następnie skierowaliśmy się do domu dziewczyn.

- Sama sobie poradzę - próbowała mi wyrwać bagaż, ale nie miała szans z moimi mięśniami.

Zamierzałem odnieść jej bagaż do mieszkania, chcąc jakoś wynagrodzić to, jak się zachowałem. Otworzyłem drzwi wejściowe do budynku i przepuściłem przodem brunetkę. Widać, że była zmęczona, ale jeszcze bardziej zirytowana.

- Dżentelmen się znalazł - prychnęła przechodząc przez próg i skierowała się do windy.

Winda.

Wszedłem za nią do małego pomieszczenia, które miało nas pociągnąć do góry. Stanąłem naprzeciwko Kylie, bacznie się jej przyglądając.

- Czemu się tak gapisz? - warknęła, krzyżując ręce na biuście.

Miałem jej odpyskować, ale w miarę szybko się opamiętałem.

Opuściliśmy windę i skierowaliśmy się pod nr 114. Przed wejściem do pokoju, Kylie wzięła ode mnie swój bagaż i zatrzasnęła za sobą drzwi. Zostawiła mnie, nawet nie dając szansy na wypowiedzenie jakichkolwiek słów.

Na zewnątrz zapaliłem papierosa, opierając się o maskę mojego auta. Zaciągnąłem się dymem, tak jak zawsze to robiłem, kiedy byłem z jakiegoś powodu zdenerwowany. Po chwili rzuciłem niedopałek na ziemię i wyciągnąłem torbę z auta. Poszedłem do swojego mieszkania w akademiku. Zdjąłem kurtkę i rzuciłem się na łóżko, ciężko westchnąwszy. W pokoju nie było Ethana, ponieważ jeszcze miał zajęcia. Postanowiłem zostawić rozpakowanie torby na później. Wyjąłem telefon z kieszeni spodni, była 12:00. Nie chciało mi się iść na resztę wykładów tego dnia, najchętniej poszedłbym spać. Dzisiejsza pogoda była do dupy. Zachmurzone niebo, wskazywało na deszcz, co także powodowało, że czułem się senny. Nienawidziłem jesieni.

Nagle moje plany szlag trafił, kiedy przypomniałem sobie, że dziś poniedziałek, czyli trening. Mój brzuch zaburczał...Ugh! Jadłem śniadanie 3 godziny temu. Teraz musiałem ruszyć swoje cztery litery, aby coś przekąsić przed wyjściem. Pomyślałem chwilę i doszedłem do wniosku, że zapewne w naszej lodówce nic nie ma. Nie zastanawiając się dłużej, zwlekłem się z łóżka, zgarniając klucze i kurtkę po drodze.

Back To YourselfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz