MARCO
Padało, ale to nie robiło mu nawet najmniejszej różnicy. Czuł wilgoć i chłód, jednak i to było mu obojętne. Już nie pamiętał, czym tak naprawdę były ludzkie słabości, różnice temperatur albo niedogodności, które w jakikolwiek sposób mogły wiązać się z pogodą. Przestał ich doświadczać z chwilą, w której dawne życie – to pierwsze, niedoskonałe i tak bardzo odległe... – odeszło w zapomnienie, pochłonięte przez noc, która od tamtej chwili miała stanowić jego codzienność. Czasami wciąż miał wątpliwości co do tego czy to dobrze, czy źle, ale na dłuższą metę to nie miało znaczenia, a Marco przywykł do wprawnego ignorowania kwestii, które z łatwością mogłyby wprawić go w konsternację.
Dookoła panowała cisza, przerywana jedynie rytmicznym szumem deszczu. Rozpadało się na dobre, aż przestał widzieć pojedyncze, dotychczas wirujące w powietrzu płatki śniegu – srebrzyste drobinki, które bez trudu był w stanie dostrzec na tle pociemniałego nieba. Pogoda nie była normalna, ale w Haven taki stan rzeczy stanowił ten element codzienności, którego należało się spodziewać. Nie chodziło po prostu o klimat, ale przede wszystkim o Nich, chociaż przynajmniej tymczasowo wszystko wskazywało na to, że w promieniu kilku kilometrów nie ma żadnej istoty, która powinna go zaniepokoić. Nie obawiał się napatoczyć na któregokolwiek ze swoich potencjalnych wrogów, w duchu wręcz prosząc się o kłopoty – jakąkolwiek okazję do walki, która (być może) dałaby mu sposobność do wyładowania emocji. Dawno nie czuł się tak bardzo wzburzony i podminowany, a narastający niepokój jedynie podsycała ta dziwna, nietypowa aura. Anomalie nie były niczym nowym, jednak to... W powietrzu dało się wyczuć coś bliżej nieokreślonego – rodzaj przejmującego napięcia, niczym cisza przed burzą, chociaż ta właśnie się rozpętała – a to znaczyło, że właśnie działo się coś ważnego, co miało wpływ również na Nich.
I na Niego.
Co takiego musiało się wydarzyć, by cała okolica doświadczyła tak intensywnej mieszanki emocji kogoś, kto z założenia pozostawał całkowicie wyzuty z człowieczeństwa?
Marco zaklął w duchu, po czym z wolna wzniósł głowę ku aksamitnie czarnemu, zasnutemu ciężkimi chmurami niebu. Nawet nie zamknął oczu, kiedy poczuł na twarzy wilgoć – grube krople padającego deszczu. Ciemne włosy jak na zawołanie zaczęły kleić się do czoła i policzków, ale to mu nie przeszkadzało, zresztą tak jak i przesiąknięte wilgocią ubranie. Czarny, długi płaszcz, który miał na sobie, wydawał się nieubłaganie ciągnąć go ku ziemi, jakby grawitacja nagle szczególnie upodobała sobie jego osobę, jednak na kimś, kto dysponował nieprzeciętną wręcz siłą, taki stan rzeczy nie zrobił najmniejszego wrażenia. Czekał na nagłe olśnienie albo choć nikłe oznaki utraconego spokoju, te jednak nie nadchodziły, a każda kolejna sekunda przybliżała go do wybuchu – niespodziewanego i całkowicie poza kontrolą. Rzadko doświadczał podobnej formy gniewu, choć jak każdy wampir w niezwykle impulsywny sposób reagował na emocje, często radząc sobie w sposób, który wielu śmiertelników uznałoby za okrutny. Cóż, oszukiwanie natury nigdy nie należało do mocnych stron nieśmiertelnych i chociaż Marco nie mógł zaprzeczyć, że często wymagał od siebie o wiele więcej, aniżeli mogło być to wskazane, w tamtej chwili naprawdę korciło go, by poszukać zaczepki – jakiejkolwiek okazji do tego, by bez chwili wahania i wyrzutów sumienia wyrzucić z siebie całą frustrację.
Wypuścił zbędne mu powietrze z płuc, po czym szybkim krokiem ruszył przed siebie, kryjąc się w cieniu. Mrok był mu posłuszny, skutecznie chroniąc go przed ludzkim wzrokiem ewentualnych gapiów, chociaż w Haven nie było co liczyć na szczególnie wiele zbłąkanych duszyczek, których jedynym zajęciem byłoby wgapianie się w okno. Nawet jeśli ktoś był na tyle zdesperowany i znudzony, by pokusić się o wyjrzenie na zewnątrz, nawałnica zrobiłaby swoje, pozwalając mu pozostać całkowicie niezauważonym. To była jedna z niewielu zalet takiej pogody, chociaż to i tak nie poprawiło mu nastroju – nie, skoro nie tylko on i jego pobratymcy korzystali z uroków pochmurnego nieba, zapewniającego im względnie spokojną egzystencję.
CZYTASZ
FOREVER YOU SAID [KSIĘGA I: INKANTACJA]
VampireDecyzja o powrocie do rodzinnego Haven była jedną z najtrudniejszych dla Eveline. Dziewczyna po latach od tragedii, która dotknęła ją i jej rodzinę, postanawia osiedlić się w odziedziczonej w spadku rezydencji i zmierzyć się z przeszłością, która kł...