CASTIEL
Wiedział, że była blisko. Wyraźnie słyszał jej kroki – lekkie i ciche, nawet w wysokich obcasach, które nosiła. Nie miał pojęcia, jakim cudem udawało jej się poruszać tak bezgłośnie, by nawet wampir miał trudność z rozróżnieniem kierunku, w którym zmierzała i wychwyceniem jej obecności, ale chyba powinien był przywyknąć do tego, że ktoś taki jak onapotrafił zwieść nawet nieśmiertelnego.
Przyśpieszył, próbując za wszelką cenę podążyć naprzód i w jakiś szczególnie przesadny sposób nie zdradzić swojej obecności. Już i tak podejrzewał, że musiała zdawać sobie sprawę z tego, że podążał za nią, choć przez cały ten czas wydawała się całkowicie obojętna na taką możliwość. To sprawiało, że Castiel miał ochotę prychnąć i wymownie wywrócić oczami. Nie obawiała się? W innym przypadku uznałby, że jest po prostu naiwna, ale instynkt podpowiadał mu, że to akurat byłaby ignorancja z jego strony. Był za stary i zbyt doświadczony, by pozwolić sobie na aż tak rażący brak ostrożności, więc chcąc nie chcąc musiał ją zachować – w końcu przezorny zawsze ubezpieczony, prawda?
Nie miał pewności, jak długo grali w tę dziwną grę – swego rodzaju zabawę w kotka i myszkę, w której nawet nie potrafił sprecyzować, kto był ofiarą, a kto łowcą. Czy to możliwe, żeby chciała pociągnąć go w pułapkę? Wiedział, że po tej istocie można spodziewać się dosłownie wszystkiego, ale to go nie zniechęcało. Od chwili, w której zauważył ją w tamtym barze – bezczelnie go obserwującej i to w sposób, który nie pozostawiał najmniejszych wątpliwości co do tego, że miała na myśli właśnie jego – czuł, że powinien za nią podążyć. Kiedy na dodatek wstała i bez słowa wyszła, ledwo tylko podjął decyzję o tym, by spróbować z nią porozmawiać, był już absolutnie pewien, że nie może pozwolić sobie na to, żeby spuścić ją z oczu.
Noc była zimna, ale przynajmniej nie padało, co przyjął z ulgą. Deszcz i temperatura nie robiły mu różnicy, ale w sytuacji, kiedy wkładało się całą dostępną energię, by nie zgubić tropu kogoś, kogo za wszelką cenę chciało się odnaleźć, nawet odrobina wilgoci czy niesprzyjający wiatr mogły okazać się prawdziwym utrapieniem. Miał wrażenie, że dostałby szału, gdyby cokolwiek poszło nie tak; nie mógł pozwolić sobie na żaden błąd, czując się trochę tak, jakby od tego zależało jego życie... Czy też raczej egzystencja, bo już od dawna pozostawał ni mniej, ni więcej, ale żywym trupem. To było całkiem zabawne, tym bardziej, że od jakiegoś czasu właśnie tak się czuł – jakby po prostu istniał, odcięty od uczuć, a już zwłaszcza tego, co mogłoby wydawać się dla wielu kluczowe: od celu, który do tej pory był źródłem chęci, żeby w ogóle próbować walczyć. Po co, skoro to i tak niczego by nie zmieniło?
Ale ona mogła i tego zamierzał się trzymać, nawet gdyby chwilowy przebłysk nadziei miał przynieść ze sobą jeszcze więcej frustracji i cierpienia.
Zacisnął usta, mimowolnie krzywiąc się na wspomnienie jednej, jedynej obietnicy, którą nade wszystko pragnął wypełnić. „Na zawsze" – powiedział kiedyś i teraz te dwa słowa wydawały się być niczym wyrok, wiążąc go w sposób, którego nie potrafił i nie chciał zerwać. Ta myśl go dręczyła, niezmiennie ściągając ku dołowi i podsycając odczuwany przez cały ten czas gniew. Już nie czuł się sobą, to jednak nie miało dla niego najmniejszego znaczenia. Robił to, co musiał i chciał, obojętny na wszystko i wszystkich – i dzięki temu wszystko wydawało się prostsze.
Jakiś cień przemknął gdzieś w zasięgu jego wzroku, tak gwałtownie i szybko, że nawet pomimo wyostrzonych zmysłów nie miał pewności co do tego, czy to nie było wytworem jego wyobraźni. Na moment zastygł w bezruchu, dokładnie rozglądając się dookoła, by upewnić się, że jest sam w wąskiej, zacienionej uliczce. Znał obrzeża Haven lepiej niż ktokolwiek inny, miasteczko zresztą miało to do siebie, że nawet główna część nie różniła się szczególnie od rzadziej uczęszczanych, często zakończonych gładkimi ścianami zaułków. W gruncie rzeczy rozwlekłość, obecność lasów i sam układ budynków, przywodziły na myśl sprzyjający nieśmiertelnym labirynt – miejsce, w którym gonienie ewentualnej ofiary, mogło okazać się przyjemną dla jednej ze stron grą o przetrwanie. Problem polegał na tym, że wyjątkowo nie miał ochoty na jakiekolwiek zabawy, a ta, którą gonił, w najmniejszym nawet stopniu nie przypominała człowieka.
CZYTASZ
FOREVER YOU SAID [KSIĘGA I: INKANTACJA]
VampireDecyzja o powrocie do rodzinnego Haven była jedną z najtrudniejszych dla Eveline. Dziewczyna po latach od tragedii, która dotknęła ją i jej rodzinę, postanawia osiedlić się w odziedziczonej w spadku rezydencji i zmierzyć się z przeszłością, która kł...