☾ Rozdział XI

205 15 2
                                    


EVELINE

Krzyknęła, po czym gwałtownie spróbowała się cofnąć. Bella również wydała z siebie zaskoczony, zduszony okrzyk, przez dłuższą chwilę sprawiając wrażenie kogoś, kto nie jest pewien, gdzie i dlaczego się znalazł. Dłonie dziewczyny momentalnie zacisnęły się na ramionach Eveline, pomagając jej utrzymać równowagę. Wyprostowała się, koncentrując przede wszystkim na próbie utrzymania w pionie, chociaż i tak czuła się, jakby ktoś porządnie zdzielił ją czymś ciężkim po głowie. Nie miała pojęcia, co takiego właśnie miało miejsce, ale podświadomie wyczuwała, że to nie było ani normalne, ani tym bardziej dobre. W głowie miała mętlik, spotęgowany wrażeniem, którego czasami doznawała, kiedy zbyt gwałtownie została wybudzona ze snu. To sprawiało, że drżała na całym ciele, ledwo będąc w stanie nad sobą zapanować, choć wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała tego dokonać.

Bella wyprostowała się i – wciąż trzymając dłonie na ramionach wytrąconej z równowagi Eve – w pośpiechu cofnęła się o krok, by móc lepiej przyjrzeć się dziewczynie. Jej oczy błyszczały niespokojnie, przez ułamek sekundy dziwnie rozszerzone i jakby nieludzkie, choć wrażenie to zniknęło równie nagle, co się pojawiło.

– Hej, to tylko ja – rzuciła na wydechu, wyrzucając obie ręce ku górze w poddańczym geście. – Wszystko w porządku? Wydaje mi się, że...

– Nie jestem pewna – wymamrotała w pośpiechu Eveline, energicznie potrząsając głową. Ledwo rozumiała swoje własne słowa, tak roztrzęsiona i niespokojna, że nawet formułowanie kolejnych zdań przychodziło jej z trudem. – To znaczy... Chyba tak. Daj mi chwilę – poprosiła, próbując zmusić dziewczynę do tego, żeby ją puściła.

Nie doczekała się protestu, a chwilę później dłonie Belli zniknęły, choć ta nadal stała w pobliżu, gotowa do natychmiastowej reakcji. W ciemnościach skóra sąsiadki wydawała się nienaturalnie blada, zwłaszcza w zestawieniu z długimi, ciemnymi włosami. Sama zainteresowana wydawała się mocno zaniepokojona, zwłaszcza kiedy raz po raz niespokojnie spoglądała na stojącą przed nią Eve.

– Jesteś pewna, że wszystko okej? Wyglądasz, jakbyś za moment miała zwymiotować – oceniła w końcu, ostrożnie dobierając słowa. – Nie żebym mówiła to złośliwie.

Potrząsnęła głową, gestem ręki dając Belli do zrozumienia, że nie miała nic przeciwko temu, żeby zamilkła. Dziewczyna usłuchała, a wokół znowu zapanowała cisza, ta jednak w najmniejszym nawet stopniu nie przyniosła Eveline ukojenia. Stała w bezruchu, drżąca i niespokojna, dla pewności nasłuchując i próbując wychwycić... cokolwiek, jeśli tylko okazałoby się niewłaściwe, jednak wszystko wskazywało na to, że przed domem ani w jego pobliżu nie ma nikogo. Słońce zdążyło zniknąć za horyzontem, pogrążając okolicę w półmroku, wciąż jednak nie było na tyle ciemno, by Eveline zaczęła mieć problemy z rozróżnianiem kształtów. Rosnące nieopodal drzewa kołysały się, łagodnie szeleszcząc przy każdym kolejnym ruchu. W powietrzu czuło się przenikliwy chłód oraz wilgoć, to jednak również nie wydawało się niczym dziwnym, zwłaszcza w miejscu, gdzie opady wydawały się dość powszechne.

Nic. Cisza. Wszystko wydawało się być w porządku, a przynajmniej miała takie wrażenie. Wodziła wzrokiem na prawo i lewo, coraz bardziej zdezorientowana, zwłaszcza, że była gotowa przysiąc, że zaledwie chwilę wcześniej...

To głupota, pomyślała w niemalże rozgorączkowany sposób, za wszelką cenę próbując przywołać się do porządku. Miała wrażenie, że oszukuje samą siebie i że to nie prowadzi do niczego dobrego, ale nie dbała o to. Już i tak zaczynała czuć się jak wariatka, zwłaszcza w obecności wystraszonej Belli, która najpewniej liczyła na wyjaśnienia. Co prawda Eve nie sądziła, że jest dziewczynie cokolwiek winna, ale z drugiej strony...

FOREVER YOU SAID [KSIĘGA I: INKANTACJA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz