EVELINE
Przez kilka sekund panowała cisza – ciągnąca się w nieskończoność i tak niepokojąca, że Eveline przyszło do głowy nawet to, że połączenie zostało zerwane. Dopiero potem Amanda wydała z siebie przeciągłe westchnienie i jednak zdecydowała się odezwać:
– Nie rób nic głupiego, Eve – nie tyle poprosiła, co wręcz zażądała.
Dziewczyna zamarła, początkowo niepewna tego, jak powinna zinterpretować słowa przyjaciółki. Nie chodziło już tylko o brak przewidzianego „A nie mówiłam?", jakichkolwiek oznak wsparcia, ale sam ton – to, że Amanda brzmiała na rozdrażnioną, jakby sama konieczność przeprowadzenia rozmowy akurat na ten temat nie była jej na rękę.
Jestem przewrażliwiona..., pomyślała, ale i tak czuła narastający z każdą kolejną sekundą niepokój. Mimowolnie zadrżała, po czym mocniej zacisnęła palce na telefonie, nie chcąc ryzykować, że komórka przypadkiem wyślizgnie się z uścisku.
– Nie wiem, co powinnam zrobić – powiedziała drżącym głosem. – Mam wrażenie... Nie wytrzymam tutaj. Muszę stąd wyjechać i to natychmiast – powtórzyła z naciskiem.
– Co się stało? – Głos Amandy zabrzmiał pewniej, jakby tej udało się nad sobą zapanować, chociaż Eveline wciąż towarzyszyło dziwne wrażenie, że nie wszystko jest takie, jakim być powinno. – Jeszcze jakiś czas temu zapewniałaś mnie, że wszystko jest w porządku. Wydawało mi się, że...
– Bo było! – przerwała, po czym skrzywiła się nieznacznie. Odchrząknęła, próbując oczyścić gardło i powstrzymać się od krzyku. Musiała zapanować nad emocjami, ale to nie było takie proste, skoro wciąż bała się, że któraś z tych istot wróci i całe szaleństwo rozpocznie się na nowo. – Tak mi się wydawało, ale... To miejsce... – Urwała, dłuższą chwilę musząc poświęcić na to, żeby złapać oddech. – Coś niedobrego dzieje się ze mną albo z tym miejscem. Sama nie wiem, ale... – zaczęła raz jeszcze, próbując wszystko sensownie uporządkować.
Amanda wydała z siebie kolejne przeciągłe westchnienie.
– Usiądź gdzieś i spróbuj się uspokoić, bo w ten sposób donikąd nie dojdziemy – zasugerowała i tym razem jej głos zabrzmiał wyjątkowo łagodnie. Eve nie zaprotestowała, ale też nie ruszyła się z miejsca, nie mając nawet siły na poinformowanie swojej rozmówczyni, że już od dawna siedzi. – Po kolei. Co się stało? – powtórzyła wcześniejsze pytanie.
– Przecież ci powiedziałam, że...
– Mówisz tak szybko i chaotycznie, że wciąż niczego nie rozumiem. – Po drugiej stronie zapanowało kilka równie dłużących się sekund ciszy. Chociaż Eveline wciąż miała ochotę w pośpiechu wyrzucać z siebie kolejne słowa, zmusiła się do milczenia, korzystając z chwili na to, żeby wziąć kilka głębszych wdechów. – Świetnie. A teraz do rzeczy... Takich decyzji nie podejmuje się ot tak, prawda? – zauważyła przytomnie. – Musiało się stać coś istotnego, skoro ty... Eve, kochana, czy ktoś cię skrzywdził? – zapytała pod wpływem impulsu i tym razem wydała się autentycznie zmartwiona taką możliwością.
Otworzyła i zaraz zamknęła usta, niezdolna do tego, żeby odpowiedzieć na to jedno, konkretne pytanie. Czy ktoś ją skrzywdził? Jasne, że tak! Może niekoniecznie w takim sensie, o jakim musiała myśleć Amanda, ale to właściwie niczego nie zmieniało – i to łącznie z tym, że nie była w stanie wytłumaczyć kobiecie, w czym tak naprawdę leżał problem. Niby co miała jej powiedzieć? Że omal nie zginęła z rąk jednego wampira, który jakimś cudem zwabił ją na cmentarz, którego tak naprawdę nie było? Że widziała istotę, która potrafiła wbić dłoń w cudzą klatkę piersiową aż po łokieć, a potem wyrwać wciąż jeszcze bijące serce? Że uratował ją inny mężczyzna, którego – notabene – prawie na pewno widziała w swoim śnie i który...
CZYTASZ
FOREVER YOU SAID [KSIĘGA I: INKANTACJA]
VampiriDecyzja o powrocie do rodzinnego Haven była jedną z najtrudniejszych dla Eveline. Dziewczyna po latach od tragedii, która dotknęła ją i jej rodzinę, postanawia osiedlić się w odziedziczonej w spadku rezydencji i zmierzyć się z przeszłością, która kł...