EVELINE
Przystanęła w progu, po czym uniosła brwi. W milczeniu powiodła wzrokiem po opustoszałym, aż nazbyt znajomym korytarzu, coraz bardziej zdezorientowana.
– Jesteśmy w rezydencji – oznajmiła, a Marco uśmiechnął się w niemalże pobłażliwy sposób.
– To prawda. – Obrzucił ją zaciekawionym spojrzeniem. – Martwi cię to?
Nie odpowiedziała, w pierwszej kolejności raz jeszcze wodząc wzrokiem dookoła, zupełnie jakby spodziewała się dostrzec coś, co wydałoby się jakkolwiek niewłaściwe. Szukała oznak, które świadczyłyby, że to miejsce czymkolwiek się różni – jakimkolwiek szczegółem, mogącym potwierdzić, że w rzeczywistości wciąż spała. Przecież musiało tu coś takiego być, chyba że...
– Nie rozumiem – przyznała niechętnie. Obejrzała się przez ramię, chcąc na powrót zajrzeć do biblioteki i serce prawie jej się zatrzymało, kiedy za plecami dostrzegła litą, pozbawioną jakichkolwiek śladów drzwi ścianę. Z wrażenia aż odsunęła się, przy okazji potykając o własne nogi i nie upadając wyłącznie dzięki temu, że Marco pośpiesznie się przemieścił, w porę chwytając oszołomioną dziewczynę w pasie. Machinalnie zacisnęła palce na przedzie jego koszuli, przy okazji mnąc nienagannie wyprasowany materiał. Czuła, że jej dotykał i to wydało się jak najbardziej prawdziwe, chociaż nadal nie miało dla Eveline sensu. – Co do...?
– Wybacz, proszę – zreflektował się pośpiesznie wampir. Zdecydowanym ruchem postawił ją do pionu, pomagając utrzymać równowagę. – Ciężko mi przypomnieć sobie stary układ. To znaczy... Jestem pewien, że gdzieś tutaj była biblioteka, ale nie wiem czy akurat w tym korytarzu. Dużo łatwiej odtworzyć mi aktualny układ, ale... – Urwał, po czym wzruszył ramionami. – Jeśli chciałabyś wrócić do biblioteki, mogę to załatwić – zapewnił, wbijając wzrok w ścianę.
Wypuściła powietrze ze świstem, bezskutecznie próbując się uspokoić. Z opóźnieniem uprzytomniła sobie, że Marco wciąż ją obejmował, więc w pośpiechu oswobodziła się z jego objęć, dodatkowo zakładając ramiona na piersiach, zupełnie jakby w ten sposób mogła bronić się przed tym, co wzbudzało w niej największe wątpliwości. Otworzyła i zaraz zamknęła usta, wciąż oszołomiona i niepewna, jak powinna interpretować słowa swojego towarzysza. Wiedziała już, że nie są w... normalnym świecie, jakkolwiek powinna to rozumieć, ale ta świadomość wcale nie sprawiała, że Eve czuła się choć odrobinę lepiej.
– N-nie ma takiej potrzeby – wyrzuciła z siebie na wydechu. Odchrząknęła, bezskutecznie próbując doprowadzić się do porządku. Była na siebie zła za to, że w ogóle mogłaby okazać słabość, chociaż tak bardzo pragnęła nad tym uczuciem zapanować. – Serio, nie kłopocz się i... Cholera, wciąż śpię, prawda? – dodała, nie mogąc się powstrzymać.
– Sądziłem, że to oczywiste – przyznał z bladym uśmiechem Marco. Spojrzała na niego z powątpiewaniem, bo choć w jego tonie nie było niczego, co sugerowałby, że właśnie ją obrażał, poczuła się co najmniej głupio. Jasne, to nie był jej świat i wciąż czuła się zagubiona, mając prawo nie rozumieć wszystkiego, co działo się wokół niej, ale miała wrażenie, że to jedno akurat powinno być w pełni pojmowalne. – Świat snów jest złożony. I bardzo łatwo nim manipulować, jeśli wie się jak... Wszystko tak naprawdę zależy od wyobraźni.
– Więc widzę to, co chcesz, żebym widziała – dopowiedziała, chcąc upewnić się, czy ma rację.
Marco uśmiechnął się, po czym skinął głową. Wciąż nie mogła pozbyć się wrażenia, że jego nastroju pozostawiał wiele do życzenia, ale nie była pewna dlaczego. Nie rozumiała go, chociaż wciąż towarzyszyło jej wrażenie, że są do siebie bardzo podobni. Może gdyby dopuścił ją do siebie, pozwalając dostrzec więcej, wtedy wszystko stałoby się jaśniejsze. Sęk w tym, że nie istniał żaden powód, dla którego miałaby tego oczekiwać... Nie, skoro tak naprawdę wciąż pozostawali dla siebie obcy.
CZYTASZ
FOREVER YOU SAID [KSIĘGA I: INKANTACJA]
VampireDecyzja o powrocie do rodzinnego Haven była jedną z najtrudniejszych dla Eveline. Dziewczyna po latach od tragedii, która dotknęła ją i jej rodzinę, postanawia osiedlić się w odziedziczonej w spadku rezydencji i zmierzyć się z przeszłością, która kł...