EVELINE
Jednostajny dźwięk. Ciche, niesione echem kapanie, które zaczynało ją irytować.
Kap, kap...
Skrzywiła się. Spróbowała poruszyć i zaraz tego pożałowała, bo ciało zapulsowało bólem. Powstrzymała jęk, w zamian zaciskając dłonie w pięści. Z wolna otworzyła oczy, ale dookoła panowała ciemność – nieprzenikniona i jednostajna.
Przez chwilę trwała w bezruchu, oddychając szybko i płytko. Powietrze przesycone było czymś, co raz po raz nieprzyjemnie ocierało się o gardło. Drobinki przypominały papier ścierny, a jakby tego było mało...
Ból przybrał na sile. Przełknęła i wtedy poczuła pieczenie w gardle, z każdą chwilą coraz bardziej intensywne. Nieprzyjemne pulsowanie wydawało się sięgać aż po skronie, obejmując głowę, twarz, ale przede wszystkim szczękę. Uniosła dłoń do ust i zaraz ją zabrała, by móc podeprzeć się przy próbie siadania. Podłoże, na którym się znajdowała, okazało się zimne i gładkie, niczym wypolerowana posadzka.
Zachwiała się, ale udało jej się stanąć na nogi. Zachwiała się, zatoczyła, ale odzyskała równowagę. Próbując ignorować powracający raz po raz ból, czujnie powiodła wzrokiem dookoła, starając się przeniknąć wzrokiem ciemność.
Kap, kap...
Zwróciła się w odpowiednim kierunku, ale nie była w stanie dostrzec źródła dźwięku. Kolejne kapnięcia odbijały się echem w jej umyśle, jedynie potęgując rozdrażnienie. Wydawały się zbyt głośne, bardziej uciążliwe niż powinny. Spróbowała zasłonić uszy, ale nawet gdy to zrobiła, dźwięk nie ustawał. Przez chwilę był wszystkim: ciszą, ciemnością i nią samą, jakby cała otaczająca ją rzeczywistość sprowadzała się tylko do jednego.
Kap...
Pochyliła się, pozwalając, by włosy przysłoniły twarz. Machinalnie odgarnęła je na bok, na krótką chwilę zacisnęła palce na niesfornych kosmykach, w zamyśleniu przesuwając po nich opuszkami. Były długie. Z jakiegoś powodu ta myśl wprawiła ją w konsternację.
Kiedy spróbowała przywołać wspomnienie własnego odbicia, przekonała się, że nie potrafi.
Trwała w pustym, ciemnym korytarzu, niezdolna przypomnieć sobie własnego wyglądu. Czuła się niczym cień – nierealnie, niczym pozbawiona kształtu mgła, która w każdej chwili mogła się rozpłynąć.
Mocniej zacisnęła palce na włosach, tylko cudem nie wyrywając całego pasma. Przynajmniej to było niczym materialny dowód, że istniała...
Eveline.
Z bijącym sercem wyprostowała się, spoglądając w pustkę. Kapanie ustąpiło miejsca czemuś innemu, choć równie dobrze mogło być to wytworem jej wyobraźni. Ale prawie na pewno słyszała imię – ponaglający szept, który owinął się wokół niej niczym ciepły podmuch wiatru. Uchwyciła się tego jednego słowa, całą sobą chłonąc poczucie bezpieczeństwa, które ze sobą niosło.
Czy to było jej imię? Być może. Nawet jeśli nie, podobało jej się na tyle, by chciała je zatrzymać...
Ale to oznaczało, że ktoś ją wołał.
Zmarszczyła brwi. Wciąż czuła pulsowanie i pieczenie w gardle, ale te zeszły gdzieś na dalszy plan. Przez chwilę nasłuchiwała, ale znów słyszała wyłącznie uporczywe kapanie, teraz jednak była w stanie wskazać kierunek, z którego dochodziło. Zanim zdążyła zastanowić się, czy to ma sens, przestąpiła naprzód, mimo zmęczenia bez pośpiechu ruszając przed siebie.
Nie powinnam. On będzie się martwić...
Zawahała się.
Ale kto?
Potrząsnęła głową, by odgonić niechciane myśli.
Nie zmieniając neutralnego wyrazu twarzy, Eveline odrzuciła niesforny kosmyk włosów na ramię i bez pośpiechu podążyła w pustkę.
CZYTASZ
FOREVER YOU SAID [KSIĘGA I: INKANTACJA]
VampireDecyzja o powrocie do rodzinnego Haven była jedną z najtrudniejszych dla Eveline. Dziewczyna po latach od tragedii, która dotknęła ją i jej rodzinę, postanawia osiedlić się w odziedziczonej w spadku rezydencji i zmierzyć się z przeszłością, która kł...