☾ Rozdział XVI

170 13 0
                                    


EVELINE

Nie miała pewności czy jest lepiej, czy to wyłącznie jej wrażenie. Z drugiej strony, problemy i uprzedzenia zwykle rodziły się w umyśle, więc mogła chyba założyć, że tak było również tym razem. Miała prawo do tego, by odbierać wszystko jako o wiele prostsze i bardziej sensowne, skoro powoli zaczynała oswajać się z Haven. Po tygodniu znajomości z Bellą już nie dziwiło ją to, że dziewczyna mogłaby pojawić się o bardzo wczesnej porze, tylko po to, żeby zaproponować jazdę konną albo – dla odmiany – najzwyczajniej w świecie spać do późna, a potem zjawić się w porze obiadowej albo wieczorem, zależnie od czasu trwania zmiany w księgarni.

Praca sama w sobie nie była trudna, Eve zresztą momentami zaczynała mieć wątpliwości co do tego, czy Danielle naprawdę potrzebowała pracownika. Ruch był znikomy, a jeśli już ktoś się pojawiał, najczęściej przychodził tylko po to, żeby zamienić kilka słów z właścicielką. Ona sama większość czasu spędzała właśnie na rozmowie z kobietą, która podawała się za bliską znajomą jej rodziców. To sprawiało, że czuła się przynajmniej odrobinę pewniej, bezwiednie traktując kobietę jak kogoś bliskiego i godnego zaufania. Nie wracała do przeszłości – przynajmniej nie do tej, która bezpośrednio dotyczyła śmierci i tego, co miało miejsce w domu Nightów. Inaczej było ze słuchaniem o tym, co opowiadała Danielle na temat przyjaźni z matką Eve. To było trochę jak bajki, których przyjemnie się słuchało i w których nie mogło stać się nic złego – tak jak i w snach, a przynajmniej tak jej się wydawało.

Senne majaki stanowiły inną kwestię, tym bardziej, że wraz z przebudzeniem, nigdy żadnego nie pamiętała. Wiedziała jedynie, że coś istotnego miało w nich miejsce – albo raczej ktoś, choć prócz pary niebieskich oczu oraz tego, że nigdy w tych snach nie była sama, tak naprawdę nie potrafiła przywołać niczego. Nie chciała o tym myśleć, tym bardziej, że sny nigdy nie miały dla niej większego znaczenia. Co więcej, to nie były koszmary, a przynajmniej nie wydawało jej się, żeby działo się tam cokolwiek złego. Nie czuła również przerażenia albo niechęci, ale narastającą przy każdej możliwej okazji fascynację... Oraz smutek, jakby chwila przebudzenia stanowiła niezwykle przykrą powinność, tym bardziej, że wtedy po raz kolejny miała zapomnieć. Nie miała pojęcia, co takiego powinna o tym sądzić, woląc zrzucić taki stan rzeczy na wpływ domu – miejsca, które naprawdę próbowała pokochać, choć zarazem wciąż go nienawidziła.

Tak było z całym Haven, przynajmniej początkowo, zanim zaczęła oswajać się z mieszkańcami. Właśnie tego oczekiwała po powrocie: szybkiego szaleństwa albo upragnionej ulgi, której prędzej czy później jednak miała doznać. Amanda stanowczo protestowała, twierdząc, że rozdrapywanie starych blizn nigdy nie jest dobrym pomysłem, ale Eveline od samego początku wiedziała swoje. Potrzebowała... czasu, żeby wszystko odpowiednio poukładać i zacząć czuć się wystarczająco swobodnie. Poza tym chyba naprawdę tego chciała – wrócić do miejsca, które było jej właściwe, tak jak sugerował list matki. Miała wrażenie, że przez te wszystkie lata uciekała przed czymś, czego nawet nie potrafiła sprecyzować, a z chwilą przekroczenia granic Haven, ostatecznie zakończyła pewien etap w życiu, w zamian otwierając nowy. Teraz sukcesywnie zmierzała do tego, żeby poczuć jakże upragniony spokój, chociaż wciąż nie miała pewności, czy przyjdzie jej to tak łatwo, jak mogłaby tego oczekiwać.

– Jeśli czujesz się dobrze... – skomentowała cała sprawę Amanda, bynajmniej nie tryskając entuzjazmem na wieść o tym, że wszystko mogłoby być w porządku. Eveline czuła, że przyjaciółka jej nie wierzy, ale nie potrafiła się tym należycie przejąć; w końcu wiedziała swoje, a ostateczna decyzja tak czy inaczej należała do niej.

– Och, tak – rzuciła cierpko. – Czuję.

Oczami wyobraźni wręcz widziała, jak Amanda sztywno kiwa głową – irytujący zwyczaj, którego za żadne skarby nie potrafiła się wyzbyć. Może nawet nie chciała, chociaż naturalnie zdawała sobie sprawę z tego, jak irytujące z perspektywy Eveline było tak otwarte okazywanie sceptycyzmu.

FOREVER YOU SAID [KSIĘGA I: INKANTACJA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz