☾ Rozdział LXIX

93 6 0
                                    

EVELINE

Rozpoznała pokój, do którego zaprowadził ją Marco. Już tutaj była – w jego sypialni – choć za każdym razem czuła się przy tym, jakby trwała we śnie. Raz w istocie tak było, co zresztą sam jej przyznał, kiedy później manipulował jej umysłem, pokazując miejsca, które fizycznie już nie istniały. Pamiętała również jak zabrał ją do siebie, kiedy znalazł ją wędrującą korytarzami domu i myślami trwającą przy czymś, czego do tej pory nie potrafiła opisać słowami. Te szepty, wyciągnięte ku niej dłonie, wspomnienie pożaru...

Jednak tym razem była w pełni przytomna. W pierwszym odruchu przystanęła w progu, wciąż zdystansowana i z założonymi na piersiach ramionami. Wymownie powiodła wzrokiem dookoła, zatrzymując wzrok na drzwiach balkonowych. Tym razem zasłony nie poruszały się, ale to nie miało znaczenia. Eve dobrze wiedziała, gdzie i dlaczego się znalazła.

Kątem oka obserwowała Marco, choć z jakiegoś powodu nie była w stanie tak po prostu na niego spojrzeć. Serce tłukło jej się w piersi, uderzając tak gwałtownie i szybko, że ledwo mogła złapać oddech. Czekała, choć sama nie była pewna na co. W duchu odliczała kolejne sekundy, z jednej strony pragnąc przerwać przeciągającą się ciszę, a z drugiej nie będąc w stanie znaleźć odpowiednich słów. Zresztą to on powinien zacząć, chociaż Eveline nagle zwątpiła w to, czy naciskanie na niego było najlepszym pomysłem.

Na ustach wciąż czuła dopiero co odwzajemniony pocałunek. W głowie jej wirowało, a to dziwne wspomnienie, którego przebłyski stanęły jej przed oczami, raz po raz powracało, dręcząc na wszystkie możliwe sposoby. Chciała o coś zapytać, ale nie była w stanie wykrztusić z siebie chociażby słowa, wciąż przytłoczona. Przynajmniej Castiel zszedł gdzieś na dalszy plan, ale Eve nadal nie potrafiła stwierdzić, czy jakkolwiek cieszyła się z takiego stanu rzeczy.

– Szczerze mówiąc... nie mam pojęcia, od czego powinienem zacząć. – Marco przystanął na środku pokoju, po czym wplótł palce we włosy. W tamtej chwili wydał jej się przede wszystkim zmartwiony i bardzo, ale to bardzo zmęczony. – Chociaż to dość oczywiste. Wybacz, że sprawiłem ci przykrość.

– Ja...

Nie pozwolił jej dokończyć.

– Zdaję sobie sprawę, że wszystko dzieje się zbyt szybko. Ty i ja...

– Nie chcę, żebyś przepraszał mnie za to, co między nami zaszło – wycedziła przez zaciśnięte zęby.

Mimowolnie pomyślała, że to byłoby upokarzające. W zasadzie zaczynało brzmieć tak, jakby żałował, choć to jej od samego początku sugerował coś podobnego. Przez chwilę poczuła się tak, jakby ktoś próbował ją uderzyć – przymierzał się do tego, choć jeszcze nie podniósł na nią ręki. Tym bardziej nie rozumiała, dlaczego w takim wypadku Marco znów ją pocałował, ale to nie było ważne. Liczyło się, że nie chciała zastanawiać się nad tym, czy właściwe było to, co zaszło między nimi.

Wampir przez chwilę milczał, z uwagą mierząc ją wzrokiem. Serce Eveline zabiło szybciej, kiedy uprzytomniła sobie, z jaką łatwością był w stanie przeniknąć jej umysł i... Cóż, w zasadzie ją całą. Zwłaszcza teraz, gdy napił ją swoją krwią, czuła to tym wyraźniej. Była dla niego jak otwarta księga, co w wielu przypadkach wszystko komplikowało.

– Nie chciałem, żeby moje słowa zabrzmiały w ten sposób – zapewnił pośpiesznie. – Nie jestem z tych, którzy uwodzą niewinną kobietę, a potem porzucają. To, czy poniosły nas emocje, nie ma tutaj nic do rzeczy.

FOREVER YOU SAID [KSIĘGA I: INKANTACJA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz