☾ Rozdział XXI

149 13 1
                                        

EVELINE

Nie miała pewności, co takiego działo się wokół niej. Wszystko miało miejsce o wiele za szybko, by mogła nadążyć i przynajmniej spróbować zrozumieć, czego powinna się spodziewać. Słowa Drake'a, jego zachowanie i moment, w którym wyrwał serce z piersi swojego przeciwnika...

Bezwiednie zadrżała, po czym zacisnęła powieki. To wciąż było dla niej nie do pojęcia, jawiąc się raczej jako szalony sen, aniżeli coś, co mogłoby mieć rację bytu. Coś, co przekraczało jej zdolności pojmowania, chociaż w tamtej chwili nie była w stanie się nad tym zastanawiać. Jak miałaby, skoro nagle uświadomiła sobie jedną rzecz: a mianowicie to, że najpewniej umrze. Czego innego miałaby spodziewać się po kimś, kto dopiero co z zimną krwią zamordował kogoś, kto chyba był jego współpracownikiem...? Po kimś, kto... nawet nie był... człowiekiem...?

To niemożliwe... niemożliwe...

Ale było i jakaś cząstka Eveline zdawała sobie z tego sprawę. Wiedziała to również w chwili, w której Drake ją pocałował i w której pod wpływem impulsu uderzała go w twarz, nie zamierzając przyznać się do tego, że pomimo strachu i oszołomienia pieszczota mogłaby sprawić jej przyjemność. Wciąż czuła na ustach smak jego warg, to jednak wydawało się dziwnie odległe i jakby pozbawione znaczenia. W głowie miała pustkę, co wydało się dość naturalne, chociaż zarazem irytowało ją to, że nie była w stanie na niczym się skoncentrować. Czuła, że powinna uciekać, ale zarazem nie potrafiła zrobić niczego, mogąc co najwyżej tkwić w miejscu i bezmyślnie wpatrywać się w przestrzeń. Ta sytuacja po raz kolejny przywiodła jej na myśl sen – a zwłaszcza ten moment, w którym pragnęło się uciekać, ale pomimo wszelakich starań, ciało odmawiało posłuszeństwa, uparcie tkwiąc w tym samym miejscu.

To okazało się przerażające – a miało być jeszcze gorzej.

Nie miała pewności, co tak naprawdę poczuła w chwili, w której Drake został zaatakowany. Pojawienie się kolejnych, równie nadludzkich postaci sprawiło, że odniosła wrażenie, iż znalazła się w samym środku koszmaru. Któryś z nich mnie zabije, pomyślała w oszołomieniu, chociaż wciąż nie była w stanie tak po prostu przyjąć tego do świadomości. Mogła co najwyżej patrzeć na błyskawicznie przemieszczające się postacie, dynamiczną walkę i scenę, która okazała się zbyt wymagająca dla jej marnego, ludzkiego wzroku. Dziwnie myślało się w kategoriach „człowiek" i „istota nadnaturalna", ale nic bardziej sensownego w tamtej chwili nie przychodziło Eve do głowy.

Mniej więcej wtedy u jej boku dosłownie zmaterializował się jeden z walczących mężczyzn i od tamtej chwili nie była w stanie myśleć już nic.

Poruszając się trochę jak w transie, błyskawicznie odwróciła się w stronę ewentualnego oprawcy, chociaż z jego perspektywy ruchy Eveline musiały być nieporadne i nieznośnie wolne. Zachwiała się i byłaby upadła, gdyby nie para dłoni, które z siłą imadła zacisnęły się na jej ramionach. Poderwała głowę, po czym zamarła, bezmyślnie wpatrując się w parę błękitnych oczu – nie tak intensywnie niebieskich, jak w przypadku Drake'a, jednak niemniej urzekających. Z wrażenia zabrakło jej tchu, ale prawie nie zwróciła na to uwagi. „Znamy się?" – miała ochotę zapytać, ale nie była w stanie wykrztusić z siebie nic ponad jakiś zdławiony, niekontrolowany jęk.

Była gotowa przysiąc, że już gdzieś go widziała, chociaż w żaden sposób nie była w stanie przypomnieć sobie kiedy i w jakich okolicznościach. Spróbowała powieść wzrokiem po jego twarzy, ale i to okazało się zbyt trudne, tym bardziej, że nagle cały świat po raz kolejny uległ zmianie, a potem zrobiło się naprawdę dziwnie.

FOREVER YOU SAID [KSIĘGA I: INKANTACJA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz