☾ Rozdział XXXIV

121 13 3
                                    

EVELINE

Nie sądziła, że tego wieczora w ogóle będzie jej dane poczuć ulgę, a jednak rozluźniła się z chwilą, w której opuściła laboratorium. Chciała powstrzymać się przed oglądaniem za siebie, ale coś w dziwnym przeczuciu, że Liam nie odrywa od niej wzroku, jednak nakłoniło Eveline do zerknięcia przez ramię. Zaraz po tym po prostu wyszła, zwłaszcza kiedy zauważyła błyskawiczny ruch, gdy wampir w pośpiechu uciekł wzrokiem gdzieś w bok, najwyraźniej nie zamierzając pozwolić, żeby na czymkolwiek go przyłapała. Wciąż nie miała pojęcia, co takiego powinna o nim sądzić, ale ostatecznie doszła do wniosku, że to nie ma znaczenia, przynajmniej tymczasowo. Chciała wierzyć, że jest w porządku, a tak najwyraźniej było, skoro wciąż żyła.

– Ech, nie lubię tej części domu – stwierdziła z rezerwą Lana. Eve wzdrygnęła się, słysząc głos kobiety w ciemnym korytarzu, tak blisko siebie, że aż poczuła się nieswojo. Wcześniej nie zauważyła, że wampirzyca przystanęła w pobliżu, jakby od niechcenia opierając się o ścianę i najwyraźniej na nią czekając. – Chociaż z tego powodu Liam pewnie je uwielbia. W zasadzie odpowiada mu wszystko, czego my się nie tykamy – dodała i w tamtej chwili Eveline była gotowa przysiąc, że wywróciła oczami.

– Tutaj... jest dziwnie – przyznała niechętnie. Z braku lepszych pomysłów podeszła bliżej, woląc trzymać się przy kimś, kto znał okolicę. – A Liam... – Urwała, nagle zaczynając mieć wątpliwości co do tego, czy mogła mówić swobodnie.

– Jest trudny, najpewniej o tym wie i czerpie z tego przyjemność. – Lana wydała z siebie przeciągłe, sfrustrowane westchnienie. – Nieważne. Chodź, wyjdziemy stąd. Wyglądasz jakbyś miała zemdleć – stwierdziła mimochodem, co może i nie zabrzmiało miło, ale na pewno miało jakiś związek z rzeczywistością.

Eve błyskawicznie zorientowała się, że nie ma większego wyboru, tym bardziej, że tkwienie w ciemnych korytarzach – piwnicy na dodatek, bo zakładała, że Liam zabrał ją do podziemi – zdecydowanie nie należało do przyjemnych doświadczeń. Tym razem nie miała problemu z dotrzymaniem swojej towarzyszce kroku, być może dlatego, że Lana wydawała się należeć do osób, które jednak przejmowały się tymi, za których brały odpowiedzialność. Przynajmniej na razie czuła ze strony kobiety przede wszystkim pozytywne emocje, gotowa założyć, że ta ją lubiła. Co prawda Eveline zdążyła się przekonać, że nie wszystkie jej przeczucia były słuszne, a istoty mroku bywały aż nadto zwodnicze, ale nie sądziła, żeby Marco zostawił ją z kimś, kto miałby szansę ją zabić.

– Powiedziałaś, że jesteśmy same...? – zapytała cicho, zrównując się z Laną na szczycie stromych schodów. Tyle zrozumiała, kiedy kobieta wyraźnie zasugerowała, że Salvador mógłby tak po prostu opuścić dom.

– Mhm... Marco bawi się w niańkę – wyjaśniła usłużnie Lana. – Przyzwyczajaj się. Ja nie miałabym nic przeciwko, gdyby ktoś w końcu nakopał Castielowi do tyłka, bo może wtedy by się ogarnął, ale nasz świętoszek oczywiście się przejmuje... Zabawne, bo Cass jest starszy.

Cass...

Może się nie znała, ale jakiekolwiek zdrobnienia w przypadku kogoś, kto był wampirem, brzmiały dziwnie. Swoją drogą, równie nieprawdopodobne wydawało się wszystko, co w ostatnim czasie działo się wokół niej, ale z jakiegoś powodu to właśnie tak błahy, przyziemny szczegół martwił ją najbardziej.

– Zabiłby mnie, gdyby słyszał... Tylko teoretycznie, bo słyszałam już takie groźby tyle razy, że gdybym brała dolara za każdą, mogłabym już stawiać sobie własną willę. – Kobieta roześmiała się w nieco nerwowy sposób. – Nieważne. Liam i Castiel są niebezpieczni, ale nie aż tak bardzo, jak mogłoby się wydawać. Mam na myśli... o ile nie jesteś ich wrogiem, oczywiście – sprostowała po chwili zastanowienia. – Tak czy inaczej, nie powinni zrobić ci krzywdy. Sama bym im coś zrobiła, gdyby spróbowali.

FOREVER YOU SAID [KSIĘGA I: INKANTACJA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz