☾ Rozdział XXXV

103 12 5
                                    

EVELINE

Szarpnęła się, bezskutecznie próbując oswobodzić się z silnego uścisku. Szybko przekonała się, że to bez sensu, tym bardziej, że w odpowiedzi na jej starania uścisk na szyi stał się jeszcze bardziej uciążliwy. On mnie zabije, uświadomiła sobie, ale coś w tej myśli wydało się Eveline wystarczająco abstrakcyjne, by nie była w stanie przyjąć tego do świadomości. Chciała walczyć, jednak nie potrafiła, zbytnio oszołomiona i bliska, żeby zapaść się w ciemność, by zwrócić uwagę na cokolwiek innego.

Otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale z gardła dziewczyny wydobył się jedynie zdławiony jęk. Przyciskający ją do łóżka mężczyzna nawet się nie zawahał, zbyt zdeterminowany, żeby zrobić jej krzywdę. Ostatecznie aż pociemniało jej przed oczami, choć próbowała nad tym zapanować, raz po raz bezskutecznie powtarzając sobie, że tak naprawdę nie ma powodów do niepokoju. W końcu Marco obiecywał, że będzie bezpieczna. Jakim cudem więc działo się to, czego właśnie doświadczała, skoro...?

Coś przemknęło przez pokój, tak szybko, że chyba jedynie cudem zdołała to zarejestrować. W następnej sekundzie uścisk na jej gardle zniknął, a Eveline aż zakrztusiła się powietrzem, zanosząc się kaszlem i przez kilkanaście następnych sekund nie będąc w stanie stwierdzić, co tak naprawdę działo się wokół niej. Co do...?, pomyślała w panice, ale nawet nie była w stanie dokończyć, zbytnio oszołomiona, by skoncentrować się na tym, co działo się wokół niej. Dopiero kiedy usłyszała huk i całą wiązankę przekleństw, zdołała poderwać głowę i skupić się na tyle, by zrozumieć, że cokolwiek się dzieje.

Dwie postacie, poruszające się zbyt szybko, by mogła skoncentrować wzrok na którejkolwiek z nich, błyskawicznie przemieszczały się z miejsca na miejsce. Poderwała się na łóżku, instynktownie unosząc dłonie do gardła i próbując je rozmasować, w nadziei na to, że dzięki temu zacznie swobodniej oddychać. Nieznacznie potrząsnęła głową, wciąż oszołomiona i wytrącona z równowagi. Czuła, że działo się coś niedobrego, nie tylko dlatego, że ktoś właśnie próbował ją zabić. Kiedy do tego wszystkiego uświadomiła sobie, że była świadkiem kolejnej walki istot nieśmiertelnych, z jakiegoś powodu zrobiło jej się niedobrze. Cholera, miała tego serdecznie dość, tym bardziej, że wciąż nie ochłonęła po wszystkim, co działo się wokół niej w ostatnim czasie.

– Przestańcie! – wyrzuciła z siebie na wydechu, choć nie sądziła, żeby jakiekolwiek działania z jej strony okazały się wystarczające, żeby mieć szansę odzyskać kontrolę nad sytuacją.

Nie doczekała się odpowiedzi, ale to jak najbardziej było do przewidzenia. Eveline jęknęła cicho, krzywiąc się, kiedy poczuła, jak powietrze nieprzyjemnie trze o jej gardło. Wszystko jest nie takie, jak trzeba, uświadomiła sobie, potrząsając z niedowierzaniem głową. Serce biło jej jak oszalałe, a napięte do granic możliwości mięśnie sprawiały, że miała ochotę poderwać się na równe nogi i rzucić do ucieczki. Czuła, że powinna to zrobić, wykorzystując być może jedyną dostępną okazję, żeby bezpiecznie się ewakuować. Gdyby została, wtedy mogłoby wydarzyć się dosłownie wszystko, a to... Cóż, zdecydowanie nie było jej na rękę – i to najdelikatniej rzecz ujmując.

Wciąż gorączkowo o tym myślała, próbując wynaleźć jakieś najbardziej sensowne rozwiązanie, kiedy drzwi do pokoju otworzyły się po raz kolejny. Lana – blada jak papier i wyraźnie podenerwowana – zastygła w progu, obrzucając oszołomionym spojrzeniem najpierw walczących, a dopiero potem skuloną na łóżku dziewczynę. Twarz wampirzycy jak na zawołanie wykrzywił grymas niezadowolenia, a zaraz po tym kobieta odezwała się, nawet nie zastanawiając nad doborem poszczególnych słów:

– Całkiem was już popierdoliło?! – wyrzuciła z siebie na wydechu. Przemieściła się, dosłownie materializując pomiędzy walczącymi i sprawiając wrażenie chętnej, żeby rozszarpać na kawałeczki pierwszą osobę, która wpadłaby jej w ręce. – Spokój! W tej chwili!

FOREVER YOU SAID [KSIĘGA I: INKANTACJA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz