EVELINE
Nerwowo rozejrzała się dookoła. Kątem oka zauważyła, że Marco wzdycha i wznosi oczy ku górze w niemej prośbie o cierpliwość. Nie wydawał się zmartwiony, a przynajmniej nie bardziej niż do tej pory, co dało dziewczynie do zrozumienia, że przynajmniej tymczasowo wszystko było w porządku, ale wcale nie poczuła się dzięki temu lepiej.
Wciąż pełna wątpliwości, z wolna przeniosła wzrok na nowoprzybyłego mężczyznę. Pierwszym, co rzuciło się Eveline w oczy, było to, że najpewniej miała przed sobą kolejną istotę... tego szczególnego rodzaju. Pomyślała, że to przerażające, że coraz łatwiej przychodziło jej rozpoznawanie wampirów, ale raczej trudno było pomylić z człowiekiem kogoś o tak wyrazistej, zapadającej w pamięć urodzie. Zwłaszcza teraz, kiedy zdawała sobie sprawę z tego, że po Ziemi chodzą istoty różne niż ona sama – doskonali, pociągający pod każdym względem drapieżcy – z łatwością była w stanie doszukać się tych cech, które ich wyróżniały. Po spotkaniu Drake'a czy chociażby Marco już nie miała problemów z tym, żeby powiedzieć, że każdy z nich miał w sobie coś wyjątkowego – rodzaj aury, która skutecznie wzbudzała niepokój.
Kimkolwiek był stojący przed nią, wyraźnie poirytowany mężczyzna, bez wątpienia potrafił to samo. Jedyną różnicę stanowiło to, że przynajmniej on jeden nie miał pary lśniących, niebieskich oczu, ale nie potrafiła stwierdzić czy to dobrze, czy może wręcz przeciwnie, o wiele bardziej przejmując się tym, że wzburzony przybysz wyglądał na chętnego, żeby rzucić się komuś do gardła. Ponadto był wysoki i szczupły, chociaż zdążyła przekonać się, że w przypadku nieśmiertelnych wygląd i budowa ciała nie przeszkadzały w rozwinięciu nienaturalnej wręcz prędkości czy siły. Tak czy inaczej, nie miała wątpliwości co do tego, że również on byłby w stanie jedynym ciosem wybić dziurę w ścianie, gdyby zaszła taka potrzeba, chociaż zdecydowanie nie zamierzała prosić o demonstrację.
– To jest Liam – usłyszała niemalże pogodny głos Lany. – Swoją drogą, jak zwykle w znakomitym nastroju.
Bezwiednie przesunęła się bliżej Marco, mając wątpliwości co do tego, czy obcy jej wampir zamierzał ze spokojem słuchać jakichkolwiek złośliwości. Szybko przekonała się, że próba jakiegokolwiek ruchu była błędem, tym bardziej, że oczy Liama – lśniące, ciemne i wyjątkowo bystre – jak na zawołanie spoczęły na niej.
– Nawet mnie nie denerwuj – rzucił gniewnym tonem, najpewniej zwracając się do Lany, chociaż nie mogła mieć pewności, bo nie zaszczycił kobiety nawet krótkim spojrzeniem. Eve zesztywniała, kiedy podszedł bliżej, ostatecznie koncentrując się na Marco. – W porządku, ujmę to trochę inaczej... Bądź taki dobry i uświadom mnie, co właśnie wyprawiasz, bo chyba czegoś nie rozumiem – odezwał się ponownie, dla odmiany nie szczędząc sobie sarkazmu.
– Chronię Eveline, czyli to, co zawsze – oznajmił ze spokojem Marco. W jego ustach to rzeczywiście brzmiało jak najoczywistsza rzecz na świecie. – Mam wrażenie, że teraz w końcu będzie na tyle uprzejma, żeby ze mną porozmawiać, więc byłbym wdzięczny, gdybyś nie zrobił jej krzywdy – dodał, a ona przez krótką chwilę miała wielką ochotę porządnie nim potrząsnąć. To miało ją pocieszyć?
Liam spoważniał, po czym raz jeszcze zmierzył ją wzrokiem. Musiała przyznać, że zaczynała czuć się z jego powodu coraz bardziej nieswojo i to nie tylko dlatego, że w pewnym momencie zauważyła parę ostrych, wydłużonych kłów.
– To jest ona? – zapytał w końcu, co najmniej irytując ją tonem, którym wypowiedział to pytanie.
– Hm... niespodzianka? – wyrwało jej się, zanim zdążyła zastanowić się nad tym, co i dlaczego mówi.
CZYTASZ
FOREVER YOU SAID [KSIĘGA I: INKANTACJA]
VampirosDecyzja o powrocie do rodzinnego Haven była jedną z najtrudniejszych dla Eveline. Dziewczyna po latach od tragedii, która dotknęła ją i jej rodzinę, postanawia osiedlić się w odziedziczonej w spadku rezydencji i zmierzyć się z przeszłością, która kł...