☾ Rozdział LV

91 7 2
                                    

EVELINE

Wszystko działo się jakby poza nią, a przynajmniej Eveline miała wrażenie, że coś uległo zmianie w chwili, w której przekroczyła próg dawnej sypialni rodziców. W milczeniu wpatrywała się w uchyloną szafę, ani odrobinę nieprzejęta tym, że drzwiczki rozchyliły się samoistnie. Nawet jeśli zaczynała wariować, a to było wyłącznie dziełem jej wyobraźni, nie zamierzała się tym przejmować. W gruncie rzeczy w krótkim czasie doświadczyła dość, by kolejna pozornie dziwna rzeczy, wydała jej się czymś absolutnie normalnym.

Z drugiej strony, czyż nie po to tutaj przyszła? Od samego początku wiedziała, że w tym domu kryje się coś niesamowitego – coś więcej, aniżeli przeszłość, przed którą tyle czasu próbowała uciec. Swoją drogą, być może się myliła i te stare mury skrywały wyłącznie to: wspomnienia, które nareszcie pragnęły wydostać się na zewnątrz. Biorąc pod uwagę to, czego dowiedziała się o sobie i Haven, być może przez cały ten czas odsuwała od siebie możliwość poznania prawdy, w gruncie rzeczy będąc jedną z nielicznych osób, które miały szansę do niej dotrzeć.

Odkąd wróciła, wciąż miała poczucie, że nie jest sama. A może raczej tego, że rezydencja Nightów miała w sobie coś nieopisanego, niejako wydając się ją chronić. To wciąż brzmiało niedorzecznie, ale...

W porządku, pomyślała i – poruszając się przy tym niemalże jak w transie – z wolna zrobiła krok w stronę szafy. Mam zajrzeć tam, tak?

Oczywiście nie otrzymała odpowiedzi, zresztą nawet jej nie wyczekiwała. Z wahaniem spojrzała na uchylone drzwiczki, dopiero po chwili decydując się zacisnąć palce na ich krawędzi. Serce Eveline jak na zawołanie zabiło szybciej, zwłaszcza gdy wyobraziła sobie, że poza zasięgiem jej wzroku mogło kryć się dosłownie wszystko. Nie żeby brała pod uwagę trupa w szafie albo przyczajonego, gotowego do ataku wampira, ale...

Podjęła decyzję pod wpływem chwili, nie chcąc dać sobie okazji na to, by znów stchórzyć. Zdecydowanym ruchem uchyliła drzwi na całą szerokość, po czym nieznacznie skrzywiła się, czując nieprzyjemny zapach kurzu i stęchlizny. Z oczywistych względów nie sprzątała w tym pokoju, zawsze znajdując powód, by po raz kolejny ominąć go szerokim łukiem. Wręcz nienaturalnym wydawało jej się to, że teraz tutaj była, na dodatek z własnej woli i po to, by grzebać po meblach. Wbrew wszystkiemu to była zwykła sypialnia, pozbawiona jakichkolwiek śladów tego, że ktoś w niej umarł. Nie musiała obawiać się ani dawno zaschniętych śladów krwi, ani oznak walki ofiar z napastnikiem. Rodzice po prostu... odeszli, zostawiając ją, ten dom i najzwyklejsze na świecie przedmioty codziennego użytku – takie jak wiszące wewnątrz szafy, wyniszczone przez czas ubrania.

Eveline stała w milczeniu, tępo wpatrując w znajdujące się tuż przed nią rzeczy. Jej oddech zaczął zwalniać, a całe napięcie zniknęło, pozostawiając po sobie wyłącznie zmęczenie i swego rodzaju rozczarowanie. W szczególności to drugie wydało jej się zaskakujące, zwłaszcza zważywszy na sytuację. Co takiego spodziewała znaleźć się w starym, pustym domu? Oczywiście nie biorąc pod uwagę Aurory albo kogokolwiek innego, kto mógłby dybać na jej życie. Teraz, gdy do domu miał wstęp dosłownie każdy, rezydencja przestała być bezpieczna. Tak przynajmniej zakładała Eve, podejrzewając, że skoro Aurora mogła tutaj przebywać, była w stanie również zaprosić każdego, kogo chciała. Co prawda nie miała pewności, czy wampir po uzyskaniu zaproszenia, mógł zapewnić dostęp do konkretnego miejsca innym przedstawicielom swojego gatunku, ale nie mogła tego wykluczyć. Nawet jeśli się myliła, obecność jednej wampirzycy w zupełności wystarczyła – i to zwłaszcza takiej, która okazała się wystarczająco wyrachowana, by oszukiwać i zwodzić drugą osobę przez całe lata.

Eveline zacisnęła usta, coraz bardziej sfrustrowana. To nie był najlepszy moment na odczuwanie żalu z powodu czegoś, co już się wydarzyło. Zdrada „Amandy" wciąż bolała, ale nie mogła pozwolić sobie na dalsze zadręczanie z tego powodu. Co więcej, przecież nie dlatego tutaj przyszła, z kolei nadmierna emocjonalność mogła co najwyżej doprowadzić ją do grobu. To jedno akurat zdążyła zrozumieć jeszcze przed decyzją o przybyciu do tego domu, tym bardziej że jasno dano jej do zrozumienia, że nikt nie zamierzał się z nią cackać. Cóż, przynajmniej Castiel sugerował to swoim zachowaniem, chociaż sugerowanie się akurat nim wydało się kobiecie dość niefortunnym wyborem.

FOREVER YOU SAID [KSIĘGA I: INKANTACJA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz