☾ Rozdział LVIII

106 9 7
                                    

EVELINE


To nie powinno być tak.

Wiedziała o tym niemalże od chwili, w której dołączył do niej Liam. Później było już tylko gorzej, a do Eveline wciąż nie docierał kierunek, jaki finalnie przybrały sprawy. Jej myśli raz po raz uciekały do Belli, chociaż zarazem wcale nie chciała zastanawiać się nad tym, co działo się z tą dziewczyną. Niemożliwe... Niemożliwe, wciąż tłukło jej się w głowie i pomimo tego, że zaprzeczanie już od dawna nie miało sensu, Eve nie była w stanie powstrzymać się przed tym odruchem.

Teraz do tego wszystkiego na powrót znalazła się w sypialni, którą w ostatnim czasie mogła chyba uznawać za sobą. Opuszczając dom do którego zabrał ją Marco, nie sądziła, że będzie musiała do niego wrócić, na dodatek tak szybko i w takich okolicznościach, a jednak...

Usłyszała, że drzwi cicho zamknęły się za wampirem. Nie obejrzała się, próbując ignorować obecność nieśmiertelnego, aż nazbyt pewna, że wszystko tak czy inaczej prowadziło do kłótni. Jasne, Marco jak zwykle udawał opanowanego, ale prawda była taka, że oboje byli zdenerwowani. Co więcej, Eveline czuła, że mieli do tego pełne prawo, każde wytrącone z równowagi z innego, równie istotnego powodu.

Objęła się ramionami, sama niepewna co zrobić z rękami. Uświadomiła sobie, że drży, chociaż nie potrafiła stwierdzić czy to za sprawą chłodu, czy może przez nadmiar narastających w jej wnętrzu emocji. Jej spojrzenie na ułamek sekundy powędrowało w stronę łóżka, zaraz jednak przeniosła wzrok ku zasłoniętemu okno. Zanim popędziła koczować w korytarzu, gdzie miała nadzieję natrafić na Liama, by dopytać się o stan Belli, zdążyła ukryć dziennik matki pod materacem, w ogólnym zamieszaniu nie będąc w stanie zdobyć się, by zacząć czytać.

Wyczuła ruch za plecami, co uświadomiło jej, że Marco zdecydował się podejść bliżej. W ostatniej chwili powstrzymała się od wzdrygnięcia, w zamian skupiając się przede wszystkim na ignorowaniu wpatrzonego w nią mężczyzny. Czuła, że ją obserwował, chociaż nie potrafiła stwierdzić dlaczego i jakie targały nim w tamtej chwili emocje. Wiedziała jedynie, że sama czuła się tak, jakby w każdej chwili mogła wyjść z siebie i stanąć obok, wciąż pobudzona do tego stopnia, że nawet gdyby chciała, nie byłaby w stanie nad sobą zapanować.

Bella. Michael. Liam.

Bella. Michael. Li...

– Eveline.

Spięty głos Marco skutecznie wyrwał ją z zamyślenia. Podświadomie wciąż czekała na moment, w którym wampir przesadnie udawać, że wszystko jest w porządku, a on wcale nie ma ochoty porządnie nią potrząsnąć. Jak zwykle zachowywał się w przesadnie wręcz uprzejmy, w pełni opanowany sposób, ale przecież oboje wiedzieli, że rzeczywistość jest inna – i że to wyłącznie gra. Wiedziała, że zbyt wiele poświęcił, żeby utrzymać ją przy życiu, by przymknąć oko na to, co zrobiła. Przecież sama doskonale zdawała sobie sprawę, że aż prosiła się, żeby ktoś ją zabił, jak gdyby nigdy nic wracając do domu, do którego zaprosiła Aurorę.

Milczenie przeciągało się w nieskończoność. Takie przynajmniej miała wrażenie, z każdą kolejną sekundą pewniejsza, że za moment coś w niej pęknie i zacznie krzyczeć z frustracji. „Więc? Wyrzuć to z siebie!" – miała ochotę zażądać, ale z jakiegoś powodu nie odezwała się nawet słowem, nagle uświadamiając sobie, że nie ma odwagi choćby spojrzeć na Marco. Coś w jego obecności i tym milczeniu doprowadzało ją do szału, jawiąc się jako najgorsza z możliwych tortur, podczas gdy Eveline nie miała pojęcia, co powinna o takim stanie myśleć.

FOREVER YOU SAID [KSIĘGA I: INKANTACJA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz