☾ Rozdział LXX

87 5 0
                                    

EVELINE

Gwałtowny dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa. Zamknęła oczy, przez krótką chwilę świadoma wyłącznie narastającego chłodu, który wypełnił całe jej ciało. Spuściła głowę, pozwalając włosom opaść na twarz, by ukryć grymas, który jak na zawołanie wykrzywił jej rysy. Nie miała pewności, co bardziej wytrąciło ją z równowagi – ton Marco czy to, że historia, którą zamierzał jej opowiedzieć, najwyraźniej wiązała się również z jakąś kobietą.

Gdzieś w pamięci znów zamajaczyła jej rudowłosa piękność, którą przez ułamek sekundy widziała, zanim pozwoliła zaprowadzić się do tej sypialni. W tamtej chwili wspomnienie ożywiło się, tak wyraziste, jakby należało do niej. Znów ją ujrzała – kobietę, której oczami spoglądała na świat, przyjmując kolejne pełne pasji pocałunki. Rebekah, pomyślała i to imię po prostu wydało się właściwe, w równym stopniu niepokojąc, co i czyniąc wszystko jeszcze bardziej rzeczywistym.

Najmocniej cię przepraszam, rozległo się w jej głowie. Drgnęła, po czym poderwała głowę, jednak decydując się otworzyć oczy. Napotkała przenikliwe lśniących, intensywnie niebieskich tęczówek Marco i to wystarczyło, żeby zamarła, wpatrując się w niego co najmniej jak oczarowana. To miałem na myśli, kiedy zarzucałem ci, że myślisz za głośno. Mnie też się to zdarza.

– Wniknęłam w twoją pamięć? – zapytała z powątpiewaniem, próbując zrozumieć.

Taka perspektywa wydawała się co najmniej przerażająca i to nie tylko dlatego, że przecież była człowiekiem. Na litość Boską, to wciąż wytrącało ją z równowagi. Ledwo była w stanie nadążyć za wampirami, choć ich istnienie nie szokowało jej aż tak bardzo jak w chwili, w której pierwszy raz ktoś spróbował ją zabić. Chciała tego czy nie, zdążyła już zaakceptować pewne kwestie – i naprawdę bez znaczenia pozostawało to, czy taki stan rzeczy był jej na rękę.

A wszystko wskazywało na to, że nadal mogło być gorzej. Ten świat mimo wszystko pozostawał jej obcy.

– To ja straciłem kontrolę. – Tym razem Marco odezwał się na głos, co przyjęła z ulgą. – Piłaś ze mnie, a to również wiele zmienia. Zwłaszcza dla kogoś tak wrażliwego na nasz świat...

Westchnął, wyraźnie zmartwiony. Myślami wydawał się być gdzieś daleko, choć tym razem przynajmniej nie zobaczyła w głowie obrazów, których nie miałaby prawa pamiętać. Co prawda mimochodem pomyślała o tym jednym razie, kiedy we śnie oprowadzał ją po domu, przywołując jego dawny wygląd i zapomniane już nawet przez niego szczegóły, ale to nie było to samo. Sen pozostawał snem, nawet jeśli byli w stanie na niego wpływać. Z kolei zanurzenie się bezpośrednio w czyimś umyśle, obudzenie tych wspomnień i...

Zadrżała, kiedy ciepłe palce z czułością musnęły jej policzki. Wciąż trwała u jego boku, całą sobą chłonąć wzajemną bliskość. Uprzytomniła sobie, że drży, choć sama nie była pewna dlaczego – od ciągłego napięcia czy przez emocje, które wzbudziła w niej sama tylko myśl, że przed nią mógłby być ktokolwiek inny.

Rebekah...

Zacisnęła usta. Jak bardzo żałosna była, skoro mimowolnie myślała o tej kobiecie jak o potencjalnym zagrożeniu? Może chodziło o wciąż żywe wspomnienie pocałunków, które z taką pasją składał na jej ustach Marco, a które tym razem przeznaczone były dla innej. Z łatwością mogła przywołać do siebie to, co sami dopiero co robili w sypialni. Zorientowała się, że nie była jego pierwszą, ale to nie miało znaczenia.

Tak przynajmniej sądziła, póki w grę wchodziła jakaś bezimienna kobieta. Teraz sprawy miały się inaczej, a Eve nie miała pewności czy to dobrze, czy może wręcz przeciwnie.

FOREVER YOU SAID [KSIĘGA I: INKANTACJA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz