EVELINE
Drake znajdował się dosłownie na wyciągnięcie ręki – równie olśniewający i przystojny, co i podczas spotkania w sklepie. Przyczaił się w cieniu jednego z większych, rozłożystych drzew, nonszalancko oparty o szorstką korę. Nosił się na czarno, na sobie mając czarną, skórzaną kurtkę, która starannie opinała jego dobrze, choć nieprzesadnie umięśniony tors. Ramiona zaplótł na piersiach, dzięki czemu wydał jej się jeszcze bardziej pociągający i... oszałamiający, bo z chwilą, w której usłyszała jego głos, poczuła się niewiele przytomniejsza niż ostatnim razem, kiedy rozmawiali ze sobą w księgarni.
I te jego oczy... Te oczy wydawały się utrudniać wszystko, dosłownie przyprawiając o zawroty głowy. Porażał ją czysty błękit jego tęczówek – tak lśniących, szczerych i hipnotyzujących.
Weź się w garść, kretynko! To tylko facet!, warknęła na siebie w duchu i niemalże roześmiała się histerycznie.
Tylko facet? Jej zdrowy rozsądek chyba raczył sobie żartować!
– Dzień dobry – wykrztusiła z opóźnieniem, sama siebie zaskakując tym, że jednak zdołała się odezwać.
Jakimś cudem udało jej się uciec wzrokiem gdzieś w bok, dzięki czemu trochę rozjaśniło jej się w głowie. Wciąż nie pojmowała emocji, które wzbudzał w niej ten mężczyzna – mieszanki fascynacji, zachwytu i niepokoju, choć źródła tego ostatniego w żaden sposób nie potrafiła w sobie sprecyzować. Nawet w świetle wstającego dnia, Drake miał w sobie coś oszałamiającego, co utrudniało przebywanie z nim sam na sam. Co więcej, ledwo o tym pomyślała, przypomniała sobie ostrzeżenie wyraźnie niechętnej przybyszowi Danielle i mimowolnie doszła do wniosku, że powinna mieć się na baczności.
Z drugiej strony... Niby dlaczego? Może i był dziwny, poza tym wciąż wprawiał ją w konsternację tym, jak się do niej zwracał, ale czy to oznaczało, że musiał być jej jakkolwiek niechętny albo niebezpieczny? Co prawda to nie tłumaczyło, co takiego robił o wschodzie w lesie, ale z równym powodzeniem ktoś mógł zacząć zastanawiać się nad tym samym w jej wypadku. Chyba nawet ją to fascynowało – to, że pod jakimkolwiek względem mogliby być podobni – choć wyciąganie jakichkolwiek wniosków, skoro go nie znała, wydawało się pozbawione jakiegokolwiek sensu.
– Bardzo się przy mnie spinasz, Eveline – zagaił pogodnym tonem Drake. Z jakiegoś powodu wzdrygnęła się, kiedy wypowiedział jej imię. – To przykre.
– Po prostu... przestraszyłeś mnie – przyznała, natychmiast decydując się zreflektować.
Kiedy na niego spojrzała, przekonała się, że jego twarz rozjaśnił olśniewający uśmiech. Nie miała pewności kiedy, ale wyprostował się i odsunąwszy od drzewa, zrobił kilka kroków w jej stronę, ostatecznie przystając na tyle blisko, by poczuła się osaczona, ale zarazem wciąż pozostając w cieniu.
– W takim razie proszę o wybaczenie – powiedział, kiwając jej głową. – Czy byłoby wielkim nietaktem z mojej strony, gdybym zapytał się, skąd wzięłaś się tu o tak wczesnej porze?
Nie czuła się szczególnie zdezorientowana tym, że mógłby zwracać się do niej na „ty" – w końcu wydawali się być w tym samym wieku. Bardziej zadziwiał ją sposób, w jaki się wysławiał, szarmancki i jakby żywcem wyjęty z innej epoki. W tamtej chwili mimowolnie pomyślała o swoim śnie, choć ten powoli zaczynał zanikać w jej umyśle, będąc niczym niewyraźny cień – coś, co wciąż była w stanie zaobserwować, ale nic ponadto. Z jakiegoś powodu poczuła smutek, kiedy uświadomiła sobie, że stopniowo zaczyna zapominać rysy twarzy ciemnowłosego mężczyzny z tamtej komnaty, ale prawie natychmiast przestała o tym myśleć; przecież to był tylko sen.
CZYTASZ
FOREVER YOU SAID [KSIĘGA I: INKANTACJA]
VampireDecyzja o powrocie do rodzinnego Haven była jedną z najtrudniejszych dla Eveline. Dziewczyna po latach od tragedii, która dotknęła ją i jej rodzinę, postanawia osiedlić się w odziedziczonej w spadku rezydencji i zmierzyć się z przeszłością, która kł...