☾ Rozdział XLIV

109 10 5
                                    

CASTIEL

Słyszał, że serce dziewczyny przyśpiesza, zdradzając zdenerwowanie. Jej zachowanie go nie dziwiło, zwłaszcza po tym, jak kilka godzin wcześniej dusił ją za sam fakt tego, że znalazła się w pokoju Kateriny. Jeśli miał być ze sobą szczery, taki stan rzeczy wręcz go bawił, sprawiając, że uśmiechnął się mimowolnie, odsłaniając kły. To wystarczyło, żeby Eveline spojrzała na niego z jeszcze większą obawą, przez krótką chwilę sprawiając wrażenie kogoś, kto przy pierwszej możliwej okazji najchętniej rzuciłby się do ucieczki.

Nie był pewien jak długo oboje trwali w milczeniu. Był świadom zbliżającego się świtu, zaś instynkt podpowiadał mu, że powinien jak najszybciej wejść z powrotem do budynku, ale zignorował to uczucie, zbytnio skoncentrowany na dziewczynie. Mimowolnie pomyślał o słodkiej krwi, której miał okazję skosztować nie tak dawno temu. Pomijając niefortunne zakończenie tamtej nocy, a więc nadpobudliwego, altruistycznego Marco, który dla tej śmiertelniczki przebił go kołkiem, samo wspomnienie było niezwykle interesujące. Co więcej, Castiel był jak najbardziej świadom tego, że dziewczyna nie pamiętała tamtego incydentu, o powodach dla których uganiała się po lesie w samej tylko koszuli nocnej nie wspominając. Teraz z kolei znajdowała się dosłownie na wyciągnięcie ręki, aż prosząc się, żeby ktoś zdecydował się sprawdzić, czy faktycznie była taka niezwykła. Biorąc pod uwagę fakt, że sprawiała wrażenie kogoś, kto najchętniej by uciekł, wampir zdecydowanie wątpił, żeby czymkolwiek się wyróżniała.

Tym bardziej zaskoczył go moment, w którym Eveline nagle napięła mięśnie i wyprostowała się niczym struna. Zaraz po tym spojrzała na niego w co najmniej wyzywający sposób, całą sobą wydając się koncentrować na próbie zapanowania nad targającymi nią emocjami.

– Czego chcesz?

Uniósł brwi, przez krótką chwilę mając ochotę roześmiać się z niedowierzaniem. Pomijając to, że jak najbardziej był w stanie wyczuć jej lęk, ostateczna reakcja wydawała się co najmniej intrygująca. Nie miał pojęcia, czy to ze strony śmiertelniczki przejaw głupoty, czy może wyjątkowej odwagi, ale z drugiej strony...

– Absolutnie niczego – zapewnił, po czym lekko przekrzywił głowę, jakby spojrzenie na Eveline pod innym kątem mogło pomóc w dostrzeżeniu jakichkolwiek istotnych szczegółów. Bawiła go, intrygowała i niezmiennie irytowała, co w przypadku Castiela stanowiło dość niebezpieczną mieszankę. – Wiesz, chyba wolałem cię, kiedy biegałaś w koszuli nocnej... Kobieta w bieliźnie to interesujący widok – oznajmił z rozbrajającą wręcz szczerością.

Spojrzała na niego z niedowierzaniem, wcześniej wydając z siebie zdławiony jęk. Zauważył, że zacisnęła dłonie w pięści w taki sposób, jakby właśnie planowała go uderzyć. No, dalej! To dopiero byłoby ciekawe!, pomyślał, ale chociaż mił ochotę się roześmiać, zmusił się do zachowania powagi. Wpatrywał się w nią w co najmniej wyzywający sposób, mimowolnie zastanawiając nad tym, czy gdyby usunął z jej pamięci blokady, które stworzył Marco, mógłby spodziewać się co najmniej osobliwej reakcji z jej strony. Jakaś jego cząstka chciała, żeby sobie go przypomniała – i zrozumiała, że ochrona jego brata wcale nie sprawiała, że nagle stała się nietykalna. Castiel od zawsze lubił stawiać sprawy jasno, o chłonięciu strachu swoich ofiar nie wspominając, a ona...

Och, miała w sobie coś, co sprawiało, że tym bardziej pragnął udowodnić, że ma władzę. Nie miał pojęcia, czy frustracja względem dziedziczki Nightów miała swoje źródło w zachowaniu Marco, czy może – co bardziej prawdopodobne – obietnicy, którą wymogła na nim Aurora, ale to na dłuższą metę nie miało znaczenia. Wiedział jedynie, że zdecydowanie nie miałby nic przeciwko wymuszenia na Eveline odrobiny wdzięczności, ot w ramach rekompensaty, że w ogóle musiał tracić przez nią czas. Nie przeczył, że możliwość walki z Drake'm była mu na rękę, ale... to wciąż było za mało.

FOREVER YOU SAID [KSIĘGA I: INKANTACJA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz