☾ Rozdział XVII

167 12 2
                                    


EVELINE

Zauważyła, że Bella sztywnieje, co najmniej zaskoczona. Zaraz po tym dziewczyna błyskawicznie odwróciła się w jej stronę, tak gwałtownie, że chyba jedynie cudem nie potknęła się przy tym o własne nogi. Eveline miała okazję widzieć dziewczynę w kilku różnych sytuacjach, począwszy od gniewu, który okazała przy Michaelu, po czystą euforię, kiedy mogła jeździć konno, jednak nigdy dotąd nie miała sposobności zaobserwować strachu – aż do tamtej chwili.

– O rany, przepraszam! – wyrwało jej się. Wydawała się zdezorientowana, jakby sama nie miała pewności, co i dlaczego usiłowała zrobić. – Nie powinnam była tutaj wchodzić, ale... Zresztą nieważne – zreflektowała się pośpiesznie.

Eve uniosła brwi. Teoretycznie powinna była czuć się rozczarowana albo rozeźlona, ale nic podobnego nie miało miejsca. Jeśli miała być ze sobą szczera, chyba nawet cieszyła się, że to właśnie ta dziewczyna znalazła się w tym pokoju, tym samym zmuszając ją do przełamania się – po tych wszystkich dniach, kiedy omijała to miejsce szerokim łukiem, momentami czując się jak więzień pod własnych dachem. Jak miałaby ruszyć naprzód, skoro wciąż obawiała się przeszłości, usiłując trzymać ją na dystans w miejscu, gdzie nie powinno być to możliwe?

Podeszła bliżej, chociaż nie sądziła, że będzie do tego zdolna. W pomieszczeniu panował półmrok, ale wciąż była w stanie zaobserwować zarys mebli, a zwłaszcza dużego, dwuosobowego łóżka. Sama sypialnia nie wyróżniała się niczym szczególnym, utrzymana w jasnych barwach i niezwykle porządna nawet pomimo zalegającej w każdym możliwym kącie warstwie kurzu. Widziała kremową, miejscami odłażącą od ścian tapetę z jakimś kwiatowym motywem; pamiętała, że mama kochała rośliny, a już zwłaszcza lawendę, co wyjaśniało liczne spacery na pobliskie pole. Meble były proste, miejscami przykryte płachtami, bo ten pokój stanowił jedyny, gdzie od chwili przyjazdu nie tknęła niczego. Łóżko wciąż przykrywała ta sama, chociaż zapewne nieco już pożółkła pościel, chociaż wspomnienia były zbyt odległe i bolesne, by była w stanie jednoznacznie to potwierdzić.

Sama nie była pewna, co i dlaczego tak naprawdę spodziewała się poczuć, ale było zupełnie inaczej, aniżeli początkowo zakładała – na czymkolwiek miałaby ta różnica polegać. Chyba oczekiwała tego, że jeśli zbyt wcześnie otworzy drzwi i wejdzie tutaj, wszystko ot tak do niej wróci; że znowu będzie miała pięć lat, w przypływie euforii wparuje tutaj, a później wszystko przybierze tak niefortunny, niemożliwy do wyrzucenia z pamięci kierunek. Oczekiwała bólu, zniechęcenia i czystej paniki – czegokolwiek, co zmusiłoby ją do zmiany decyzji, natychmiastowego zapakowania się do samochodu i powrotu do swojego dawnego życia, o ile tak można było nazwać jej dotychczasowy dom, nielicznych znajomych i porządek dnia, które porzuciła bez choćby cienia strachu czy większego żalu. Bała się zaprzepaścić wszystko właśnie teraz, kiedy zdołała podjąć tak wiele trudnych, pozornie ostatecznych decyzji, bo to oznaczałoby, że Amanda miała rację – i że jednak była za słaba na to, żeby uporać się z przeszłością.

Tym większym zaskoczeniem było dla niej to, że nic podobnego nie miało miejsca. Jedynym, co w tamtej chwili czuła, była pustka i lekka dezorientacja, choć ta druga zaczęła stopniowo zanikać, w miarę jak do Eveline ostatecznie dotarło, że wypatrywanie opóźnionej reakcji organizmu nie ma sensu. Czuła się dziwnie, ale nic ponadto – dokładnie tak, jak w każdym innym pokoju w tym domu, jakby nic szczególnego nigdy się nie wydarzyło.

– Eve? – Głos Belli sprowadził ją na ziemię, sprawiając, że na powrót skoncentrowała spojrzenie na dziewczynie. Sąsiadka przystanęła pomiędzy nią a drzwiami, chyba sama niepewna tego czy powinna wyjść, czy może zostać. – Jesteś na mnie zła? Jeśli mam wracać do domu...

FOREVER YOU SAID [KSIĘGA I: INKANTACJA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz