☾ Rozdział XII

200 14 4
                                    


EVELINE

Dookoła panowała ciemność, ale to jej nie przeszkadzało. Początkowo poczuła się nieswojo, kiedy wraz z Bellą ruszyły przed siebie, zostawiając za sobą pogrążoną w mroku rezydencję, jednak dziwne uczucie zniknęło równie nagle, co się pojawiło, w miarę jak oddalały się od domu. Eveline wciąż miała w pamięci niespójne myśli, które towarzyszyły jej na chwilę przed pojawieniem się sąsiadki, bezskutecznie próbując określić, co takiego właściwie zamierzała zrobić, zanim wpadła na stojącą przed drzwiami dziewczynę, jednak to okazało się równie bezsensowne, co i wytłumaczenie samej sobie, dlaczego czuła się tak dobrze przy tym małym wulkanie energii. Bella trajkotała coś radośnie i choć Eve sama już nie była pewna tego, co dziewczyna zamierzała jej przekazać, udawała, że jest w stanie skoncentrować się na poszczególnych słowach – jej rozmówczyni chyba i tak nie czyniło to żadnej różnicy.

W powietrzu unosił się słodki zapach lawendy, tak intensywny, że przez dłuższą chwilę Eveline była niemalże całkowicie pewna tego, że wkrótce znajdą się na pobliskiej plantacji. Czuła przenikliwy chłód, znajomy już nocną porą, zwłaszcza w miejscu, gdzie łatwo było doczekać się kolejnych opadów. W milczeniu napawała się takim stanem rzeczy, czując, jak stopniowo uchodzi z niej całe napięcie, jakby możliwość wyrwania się z rezydencji Nightów stanowiła najlepsze, co tylko mogło jej się przytrafić. Szła przed siebie, rozmyślając i usiłując zachowywać się tak, jakby nic szczególnego nie miało miejsca. Zmęczenie coraz bardziej dawało jej się we znaki, jednak była w stanie je ignorować, wbrew wszystkiemu zbyt pobudzona, by wyobrazić sobie to, że mogłaby tak po prostu zasnąć. Mimowolnie pomyślała o tym, że chyba zaczynała być przewrażliwiona, zwłaszcza kiedy w grę wchodziło przebywanie w odziedziczonym domu, którego atmosfera wciąż wzbudzała w niej zbyt wiele skrajnych emocji, by mogła je ignorować.

Nie miała pojęcia, co powinna myśleć o tym, co działo się wokół niej. Czuła się jak wyrwana ze snu, choć nie przypominała sobie, żeby przed przyjściem Belli zamykała oczy. Pamiętała, że siedziała w kuchni, a wcześniej sprzątała, tylko wypatrując okazji do tego, żeby móc się położyć i zarazem bojąc się tak po prostu pójść do pokoju. To jedno było jasne – ten wewnętrzny opór przed zaśnięciem, nawet pomimo odczuwanego zmęczenia. Zaraz po tym coś się zmieniło, a później...

Mimowolnie zadrżała, ogarnięta niepokojem, którego źródła w żaden sposób nie potrafiła określić. Bella nie wyglądała, jakby cokolwiek zauważyła, a przynajmniej nie dała tego po sobie poznać. W tamtej chwili Eve zaczęła błogosławić fakt, że znajdowały się w samym środku pustki, dzięki czemu towarzyszka nie była w stanie się jej przyjrzeć.

– Ev? – usłyszała i wymownie uniosła brwi ku górze. Nie sądziła, że ktokolwiek będzie w stanie jeszcze bardziej zdrobnić jej imię, ale z drugiej strony... To była Bella. Zaczynała dochodzić do wniosku, że w przypadku tej dziewczyny możliwe jest dosłownie wszystko. – Nie zanudzam cię, prawda? Tak zamilkłaś... – zmartwiła się, chociaż prawda była taka, że Eveline nie odezwała się słowem od chwili, w której ruszyły w stronę domu Belli.

– Nie żałuj sobie – zapewniła pośpiesznie. – Lubię słuchać, poza tym... Hm, jestem zmęczona – przyznała.

Bella skinęła głową, przez moment jeszcze sprawiając wrażenie skoncentrowanej, jednak prawie natychmiast na jej ustach na powrót zagościł uśmiech. Szła szybko, narzucając Eveline zdecydowane, żwawe tempo, ale to jej nie przeszkadzało. Chociaż czuła się całkiem dobrze, cichy głosik w głowie raz po raz podpowiadał Eve, że nie byłoby źle, gdyby obie znalazły się w jakimś bezpiecznym, najlepiej dobrze oświetlonym miejscu.

FOREVER YOU SAID [KSIĘGA I: INKANTACJA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz