☾ Rozdział LXXXIII

88 6 2
                                    

Nie zasypiaj. Nie zasypiaj...

Ale dotrzymanie obietnicy wcale nie było takie proste. Siedziała w jednej pozycji, skulona i z palcami wplecionymi we włosy. Początkowo wciąż czuła się poruszona i zdecydowanie zbyt pobudzona, by choćby myśleć o śnie, ale z czasem przytłoczyły ją przenikliwy spokój oraz panująca dookoła cisza. Ledwo była świadoma obecności Liama, zwłaszcza że ten milczał, nie wspominając o tym, że ograniczył kolejne wdechy i wydechy do minimum. Eve nie byłaby zdziwiona, gdyby okazało się, że jako wampir w ogóle nie potrzebował powietrza.

Poniekąd miała ochotę pójść w jego ślady. Czuła się, jakby dryfowała, z każdą kolejną sekundą zapadając w pustkę. Trwała gdzieś na pograniczu, z łatwością mogąc wrócić do świata, który wciąż majaczył w jej umyśle – pełnego tych dziwnych szeptów, które...

– Eveline.

Wzdrygnęła się, słysząc swoje imię. Poderwała głowę tak gwałtownie, że aż uderzyła tyłem o ścianę. Syknęła, machinalnie przyciskając palce do obolałego miejsca. Z wyrzutem spojrzała w kierunku, z którego doszedł – jak dotarło do niej z opóźnieniem – głos Liama.

– Przestraszyłeś mnie – wycedziła przez zaciśnięte zęby.

Parsknął w odpowiedzi, bynajmniej nie sprawiając wrażenia kogoś, kto miał z tego powodu wyrzuty sumienia. Nie odezwał się nawet słowem, ale tak naprawdę nie musiał. Znów trwali w ciszy – ona przytomniejsza niż do tej pory, co zresztą musiało być jedynym celem Liama. Nie sądziła, by mogła wymagać od niego czegoś więcej.

Utknęli w martwym punkcie. Z jej winy, o czym nie potrafiła zapomnieć nawet na moment, nieważne jak mało znaczące wydawały się wyrzuty sumienia. Chciała coś wymyślić, ale bierność wampira jedynie utwierdziła ją w przekonaniu, że to strata czasu. Kto jak kto, ale ten mężczyzna nie należał do osób, które ot tak się poddawały.

Zawahała się. Mętlik w głowie dawał jej się we znaki, choć za wszelką cenę próbowała nad nim zapanować. Raz po raz powracała do niej myśl, że Liam najpewniej doskonale wiedział, co sobie myślała – w końcu robiła to „za głośno", cokolwiek to oznaczało. Nie reagował i była mu za to wdzięczna, ale i tak poczuła się nieswojo, zwłaszcza gdy przyłapywała się na tym, że raz po raz analizowała również jego zachowanie.

Było zbyt cicho. Za cicho na cokolwiek, ale...

Wyprostowała się, próbując znaleźć sobie wygodniejszą pozycję. Nie żeby to w ogóle miało znaczenie, skoro oczekiwała na... mniej lub bardziej brutalną śmierć, ale najwyraźniej nawet w takiej sytuacji człowiek wciąż potrzebował komfortu. To przynajmniej sobie wmawiała, próbując zagłuszyć paniczny, narastający w jej wnętrzu lęk. Czekanie okazało się gorsze niż stanie oko w oko z Drake'em, podczas gdy ten wyrywał cudze serce i lubieżnie spoglądał na tętnicę szyjną potencjalnej ofiary. Patrzył tak nawet na nią, chociaż oboje wiedzieli, że jej krew pozostawała dla kanibala bezwartościowa.

Serce Eveline zabiło szybciej, rozpaczliwie trzepocząc się w piersi. Zacisnęła powieki, przycisnęła obie dłonie do twarzy i zamarła, całą sobą żałując, że jednak nie mogła spróbować uciec w sen. Przez chwilę trwała w nicości, czekając aż głos Liama znów sprowadzi ją na ziemię – na choćby chwilową rozmowę, nawet jeśli ta miałaby sprowadzać się do monologu – ale nic podobnego nie miało miejsca.

Tylko cisza.

I dobrze, jak sobie chcesz. Nie zależy mi. Nie... zależy.

Czekała, ale nic się nie zmieniło. I z jakiegoś powodu zaniepokoiło ją to bardziej niż cokolwiek innego – zwłaszcza gdy wraz z upływem czasu ogarnęło ją jeszcze intensywniejsze niż do tej pory zmęczenie. Być może to oznaczało, że Liam stracił cierpliwość i po prostu odpuścił, ale...

FOREVER YOU SAID [KSIĘGA I: INKANTACJA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz