EVELINE
Być może zasnęła. W którymś momencie straciła poczucie czasu, kuląc się w ciemnościach i czekając na jakąkolwiek zmianę. Początkowo nasłuchiwała, ale szybko przekonała się, że została sama. Aurora nie wróciła, ale Eveline nie potrafiła stwierdzić czy to dobrze. W gruncie rzeczy potrzebowała towarzystwa, nawet takiego.
Pamiętała, że jako dziecko długo bała się ciemności. Teraz znów miała powody, żeby zacząć się obawiać. Aż za dobrze wiedziała, że w mroku czaiło się coś, czego nigdy nie chciała spotkać – i nie chodziło tu tylko o wampiry.
Oczekiwanie okazało się gorsze niż cokolwiek innego. Pragnęła snu, ale w rzeczywistości balansowała gdzieś na granicy, wciąż mając wrażenie, że powoli traciła zmysły. Była nawet bliska tego, żeby zacząć mówić do siebie, ale kiedy przyszło co do czego, nie zdołała wykrztusić z siebie chociażby słowa. Ucisk w gardle okazał się zbyt silny, stopniowo przybierając na sile, w mirę jak jej myśli przybrały niechciany, najmniej oczekiwany kierunek.
W pamięci wciąż miała Marco. I Lanę. I scenę na schodach, która…
Niekończącą się, zapętloną chwilę upadku Vi… Albo czegoś, co ją przypominało. Bo nie miała prawa pamiętać, prawda? Wiedziała jedynie tyle, ile powiedziały jej opiekunki.
A może nie…?
Gwałtownie zaczerpnęła tchu. Serce zabiło mocniej, jakby chcąc wyrwać się na zewnątrz i uciec. Eve wyprostowała się, mimowolnie krzywiąc, kiedy nagle zabrało jej powietrza. Przez moment poczuła się tak, jakby ktoś z całej siły uderzył ją w przeponę, za wszelką cenę próbując uniemożliwić swobodne oddychanie. Myśli wirowały, mieszając się ze sobą i podsuwając coraz to nowe, trudniejsze do zinterpretowania obrazy. I, cholera, nie miała pojęcia, które z nich mogła uznać za prawdziwe.
Zacisnęła dłonie w pięści, obojętna na to, że paznokcie w nieprzyjemny sposób wpiły się w skórę. Krew i wampiry to złe połączenie, pomyślała mimochodem, ale chociaż chciała, nie potrafiła się tym przejąć. Walczyła ze sobą, ale prawda była taka, że już od dawna nie miała wpływu na to, co działo się w jej umyśle.
Eveline…
To nie był pierwszy raz, kiedy ktoś wołał jej imię. Szepty nęciły, na swój sposób pociągające i… przerażające zarazem. Ciemność pod każdym względem taka była. Fascynowała, choć zarazem wzbudzała lęk, który jednak nie zawsze potrafił zahamować ciekawość.
Ta – jak wielokrotnie zdążyła się przekonać Eve – potrafiła być zgubna.
Nie potrafiła stwierdzić, co przywiodło ją do miejsca, w którym nagle się znalazła. Kroczyła długim, ciemnym korytarzem, ostrożnie posuwając się naprzód. Krok za krokiem, coraz dalej, choć nie potrafiła sprecyzować, co było jej celem. Podążała sprzed siebie, nie wahając się, chociaż nie miała pewności, czy przypadkiem nagle nie straci gruntu pod nogami. Gdyby natrafiła na pustkę, mogłaby spadać i przez wieczność, ale ta myśl – bądź co bądź przerażająca – wcale nie zaniepokoiła jej aż tak bardzo jak powinna.
To było znajome.
Szepty takie były.
Eveline…
Gwałtowny dreszcz wstrząsnął całym jej ciałem. Czuła przenikliwy, stopniowo przybierający na sile chłód, ten jednak wydawał się mieć swoje źródło w jej wnętrzu. Przez moment cały jej świat składał się wyłącznie na to: przenikliwe zimno i tłumiony, choć wciąż obecny lęk przed czymś, czego nie potrafiła sprecyzować.
CZYTASZ
FOREVER YOU SAID [KSIĘGA I: INKANTACJA]
VampireDecyzja o powrocie do rodzinnego Haven była jedną z najtrudniejszych dla Eveline. Dziewczyna po latach od tragedii, która dotknęła ją i jej rodzinę, postanawia osiedlić się w odziedziczonej w spadku rezydencji i zmierzyć się z przeszłością, która kł...