EVELINE
W pierwszej kolejności jej uwagę przykuł wyraźnie podenerwowany mężczyzna. Bezceremonialne odsunął na bok próbującą powstrzymać go Lanę, traktując ją trochę jak powietrze. Jego spojrzenie momentalnie skoncentrowało się na Marco, więc również na Eveline, zwłaszcza że wciąż znajdowali się zdecydowanie zbyt blisko siebie.
– Caine. – Marco najwyraźniej rozpoznał przybysza. Mimo wszystko wciąż stał w taki sposób, by osłonić sobą Eve, zupełnie jakby podejrzewał, że ktoś za moment jednak mógłby rzucić jej się do gardła. – Nie sądziłem, że tak szybko przyjdziesz. Zresztą nie było takie potrzeby, bo...
– Nie było potrzeby?! – wszedł mu w słowo sam zainteresowany. – Chyba sobie żartujesz! Moja siostra...
– Twoja siostra jest bezpieczna i tylko to się liczy. Wszystko mamy pod kontrolą, dokładnie jak powiedziała ci Lana.
Dopiero po tych słowach do Eveline dotarło, z kim mieli do czynienia. Nie musiała pytać, żeby zrozumieć, że właśnie rozmawiali o Belli – i że najwyraźniej w takich warunkach przyszło jej poznać brata dziewczyny. Co najmniej skołowana, wyprostowała się niczym struna, przestępując naprzód na tyle, na ile było to możliwe, skoro Marco robił wszystko, by utrzymać ją za swoimi plecami.
Caine w niczym nie przypominał Belli. Był wysoki i szczupły do tego stopnia, że wyglądał na chorego, zwłaszcza że jego kończyny wydawały się nienaturalnie wręcz długie i chude. To ostatnie sprawiło, że patrząc na niego, miała wrażenie, że widzi pająka. Jasne włosy niemalże zlewały się z mleczną cerą, zupełnie różne od sięgających pasa, brązowych loków jego siostry. Co prawda w rysach twarzy dało się doszukać czegoś szlachetnego i zapadającego w pamięć, a już na pewno mogłaby określić go mianem przystojnego, ale w tamtej chwili przede wszystkim wzbudzał w niej niepokój. Kiedy rozchylił usta, Eve wyraźnie zauważyła błysk zaostrzonych kłów i to wystarczyło, by poczuła się nieswojo.
– Widzę, że ci przeszkadzam – stwierdził cicho Caine, nagle przenosząc wzrok wprost na Eveline.
W pierwszym odruchu zapragnęła się cofnąć, by móc skryć tuż za plecami Marco. W ostatniej chwili powstrzymała się, w duchu raz po raz powtarzając sobie, że okazywanie słabości przy tych istotach zdecydowanie nie było dobrym pomysłem. Musiała przynajmniej spróbować nad sobą zapanować, woląc nie sprawdzać jak daleko mógł posunąć się ten wampir.
Czuła, że ją obserwował. W jego oczach musiała być co najwyżej przekąską. Tak przynajmniej na nią patrzył, jednocześnie wymownie zerkając na Marco. „Nie podzielisz się?" – wydawało się sugerować jego spojrzenie i to wystarczyło, by tym bardziej zapragnęła zniknąć mu z oczy.
– Bracie... – zaoponował ktoś i dopiero wtedy Eve zwróciła uwagę na towarzyszącą Cainowi kobietę.
Drobna szatynka zdecydowanie mogła być kimś spokrewnionym z Bellą. W przeciwieństwie do wampira, kobieta była podobna do siostry – czy to pod względem budowy ciała, czy znów rysów twarzy albo upiętych w ciasny kok, ciemnych loków. W zasadzie Eve przez moment miała wrażenie, że obserwowała ciut starsze wydanie przyjaciółki. A przy tym o wiele poważniejsze, bo nieznajoma w żadnym wypadku nie wyglądała na pozytywnie nastawioną do miejsca, w którym się znalazła.
– Nieważne – wycedził przez zaciśnięte zęby Caine. Mimo wszystko coś w słowach kobiety sprawiło, że spróbował nad sobą zapanować, nawet jeśli wciąż wyglądał na chętnego, żeby rzucić się komuś do gardła. – Chcę widzieć się z Bellą.
– Mówisz tak, jakbyś nie wiedział ile czasu trwa przemiana! – wtrąciła zniecierpliwionym tonem Lana. – Włazisz tu jak do siebie i oczekujesz...
CZYTASZ
FOREVER YOU SAID [KSIĘGA I: INKANTACJA]
VampireDecyzja o powrocie do rodzinnego Haven była jedną z najtrudniejszych dla Eveline. Dziewczyna po latach od tragedii, która dotknęła ją i jej rodzinę, postanawia osiedlić się w odziedziczonej w spadku rezydencji i zmierzyć się z przeszłością, która kł...