EVELINE
Wystarczyła zaledwie chwila, by Michael zdążył ją wyprzedzić. Wyglądał na przejętego i tak wytrąconego z równowagi, że naprawdę zaczęła się martwić. Miała ochotę złapać go za ramię, zmusić do zatrzymania, a potem udzielenia jakichkolwiek wyjaśnień, ale coś w postawie mężczyzny skutecznie ją powstrzymało. W tamtej chwili liczyła się przede wszystkim Bella oraz to, że ta mogła być zagrożona.
Ledwo łapała oddech, kiedy w końcu znalazła się pod domem sąsiadki. Zaraz po tym zamarła, wpatrując się w budynek i nagle zaczynając wątpić, czy powinna wchodzić do środka. Uczucie niepokoju pojawiło się nagle, na dodatek wydało się Eveline wystarczająco znajome, by wzbudzić w niej wątpliwości. W głowie miała dziesiątki niespójnych myśli, układających się w równie wiele scenariuszy tego, co miałaby zastać w środku – mniej lub bardziej sensownych. Oczami wyobraźni niemalże widziała Drake'a, Aurorę albo i całą armię wampirów albo...
– Zostawiłeś otwarte drzwi?! – jęknęła, ale Michael nawet nie zwrócił na nią uwagi, w zamian bezceremonialnie wbiegając do środka.
– No chodź!
Zacisnęła usta, ledwo powstrzymując się przed całą wiązanką cisnących jej się na usta przekleństw. Cholera jasna, czego tak naprawdę od niej oczekiwał?! Kiedy wychodziła z domu, nie myślała o konsekwencjach, niemniej wydarzenia ostatnich dni jasno dały Eve do zrozumienia, że takie postępowanie mogło okazać się zgubne. Skoro zdradziła ją osoba, którą przez tyle lat uważała za przyjaciółkę, dlaczego właściwie tak pochopnie zaufała komuś, kogo znała zaledwie chwilę.
– Dobre pytanie – usłyszała tuż za plecami i omal nie wyszła z siebie, po raz kolejny mając ochotę potraktować Liama kołkiem.
Wcześniej nie zwróciła uwagi na to, czy w ogóle za nią podążył, zbytnio przejęta tym, co działo się wokół niej. To, że wampir poruszał się praktycznie bezszelestnie, również niczego nie ułatwiało.
– Na litość boską... – wycedziła przez zaciśnięte zęby, teatralnym gestem przykładając dłoń do piersi w miejscu, gdzie znajdowało się serce. – Chcesz mnie zabić? – zarzuciła mu, nie mogąc się powstrzymać.
– Nie muszę. Sama jesteś na tyle naiwna, że prędzej czy później dasz się zabić – stwierdził niemalże beztroskim tonem.
– Więc dlaczego za mną chodzisz?
Ta jedna kwestia nie dawała jej spokoju. Nie rozumiała go, tak jak i tego, dlaczego w ogóle podążał za nią aż do tego miejsca. Możliwe, że po prostu się nudził, dokładnie jak sam zasugerował wcześniej, ale takie wyjaśnienie z jakiegoś powodu wydało się Eveline mało przekonujące. Czuła, że w grę wchodziło coś więcej – z tym, że za żadne skarby nie potrafiła określić co.
Przez twarz Liama przemknął ledwo zauważalny cień. Zaraz po tym wampir wydał z siebie przeciągłe, poirytowane westchnienie.
– Wydawało mi się, że już mamy to omówione – zauważył, chociaż szczerze wątpiła, by ostatnią rozmowę można było uznać za rozwiązanie jakiegokolwiek problemu. – Ależ ty męcząca... A miałem już nadzieję, że w końcu zaczęłaś myśleć albo... – zaczął, po czym gwałtownie urwał, w zamian prostując się niczym struna. Zauważyła, że napiął mięśnie, wyraźnie czymś zaniepokojony.
– Co jest...?
Uciszył ją gestem. Machinalnie podporządkowała się, z miejsca jeszcze bardziej zaniepokojona. Zauważyła, że Liam z uwagą wpatrywał się w dom Belli, milczący i o wiele bardziej poważny niż do tej pory. Otworzyła usta, chcąc jeszcze raz spróbować wymóc na nim jakiekolwiek wyjaśnienia, ale powstrzymała się, mając wrażenie, że i tak nie zwróciłby na nią uwagi. W zamian niespokojnie powiodła wzrokiem dookoła, jednocześnie próbując nasłuchiwać czegokolwiek, co mogłoby zwiastować potencjalne niebezpieczeństwo. Sęk w tym, że prócz przejmującej, przerywanej jej przyśpieszonym oddechem ciszy, nie była w stanie zarejestrować niczego innego.
CZYTASZ
FOREVER YOU SAID [KSIĘGA I: INKANTACJA]
VampireDecyzja o powrocie do rodzinnego Haven była jedną z najtrudniejszych dla Eveline. Dziewczyna po latach od tragedii, która dotknęła ją i jej rodzinę, postanawia osiedlić się w odziedziczonej w spadku rezydencji i zmierzyć się z przeszłością, która kł...